
Cały dzień Franz Neumann pracował w mieszkaniu zamordowanej sekretarki Alvenslebena, zdejmował odciski palców ze szklanek i ocalałych kielichów i analizował hipotetyczny przebieg zdarzeń. Wieczorem był już pewien, że znalazł tropy, prowadzące ku rozwiązaniu mrocznej historii. Po dobrze przespanej nocy, dla pewności sięgnął jeszcze raz po lupę i porównał wyodrębnione z dwóch miejsc linie papilarne. Nabrawszy przekonania, że się nie myli, wyszedł z hotelu i przez Ogród Regencyjny skierował się ku wielkiemu cmentarzowi ewangelickiemu, znajdującemu się stosunkowo niedaleko. Po drodze zatrzymał się przy okazałej fontannie z brązu, przedstawiającej sceny z biblijnego potopu. Przez chwilę zdało mu się, że cofnął się w czasie, bo przecież kilka lat temu stał przed takimi samymi przedstawieniami. Miało to miejsce w Górnej Saksonii, gdy odwiedził rodzinę matki w Eisleben i zainteresował się istniejącym tam wodotryskiem. Dowiedział się wtedy, że stworzył go berliński rzeźbiarz Ferdinand Lepcke, który wygrał konkurs władz pruskich ogłoszony w 1897 roku w mieście Posen. Wtedy po raz pierwszy usłyszał o Brombergu, gdzie ustawiono figury stworzone przez artystę, a potem odlano je ponownie dla dwóch miast Rzeszy, saksońskiego Eisleben i bawarskiego Coburga. Pamiętał swój zachwyt i objaśnienia wuja, który wskazywał mu dynamikę postaci i zwierząt, ukazanych w dramatycznym momencie, gdy próbują dostać się do arki Noego. Teraz muskularny mężczyzna, podtrzymujący lewym ramieniem omdlałą kobietę i drugą ręką próbujący wciągnąć na skałę innego człowieka, wydali mu się zbyt wyraziści i patetyczni. Powiódł jeszcze oczyma po pozostałych figurach – zmarłej z wyczerpania matce i jej dziecku, lwie wdrapującemu się ku górze, a także ustawionej obok niedźwiedzicy, trzymającej w paszczy bezwładne ciało małego misia. Najbardziej jednak zdziwiła go trzecia część rzeźby, przedstawiająca znaną z mitologii greckiej scenę walki człowieka z wężem morskim. Żachnął się i pomyślał o eklektyzmie sztuki niemieckiej, łączącej dość dowolnie wątki żydowskie ze wspaniałą kulturą antyczną i postanowił napisać o tym artykuł po powrocie do Berlina. Spojrzał na zegarek i zauważył, że ma jeszcze tylko pięć minut do spotkania z adiutantem Alvenslebena, więc ruszył szybko ku Hermann Göring Strasse.
Dochodząc do bramy wielkiego cmentarza ewangelickiego, zauważył, że stoi przy niej niewielki czarny citroen, przy którym oparty o maskę kierowca pali papierosa. Na widok zbliżającego się Neumanna, odrzucił niedopałek i zasalutował wyciągniętą prawą dłonią.
– SS-untersturmführer czeka na pana SS-Sturmbannführera na cmentarzu, przy głównej alei… – odezwał się stojąc sztywno i zerkając lękliwie na oficera.
Przybyły tylko kiwnął głową i skierował się ku otwartej bramie, wprawionej w dość wysoki ceglany mur. Po jej przestąpieniu zauważył Williego, stojącego przy wielkim nagrobku, otoczonym z obu boków żelazną kratką, a z przodu zabezpieczonym grubymi łańcuchami, zawieszonymi na sześciu niskich kolumienkach. Szybko podszedł do adiutanta i po ledwie zaznaczonym nazistowskim przywitaniu, zaczął rozmowę:
– Widzę, że zapamiętał pan jaki nagrobek najbardziej mnie tutaj interesuje… Więc to jest to miejsce…
– Tak, tutaj pochowano Theodora Gottlieba Hippela… – odezwał się Willi.
Neumann zauważył wysoki obelisk wprawiony w tylną ścianę z dwiema kwadratowymi kolumnami i kulami u szczytów. Na środkowym monumencie umieszczono owalną płaskorzeźbę z brązu z wizerunkiem polityka i datę jego śmierci w 1843 roku, a także duży krzyż pruski. Całość otaczały bujne krzewy i pnące się na pergolach liście dzikiej latorośli i sercowatej katalpy.
– Jakież ciekawe miał życie – odezwał się Neumann, a potwierdzając dalszy wywód potrójnym kiwnięciem głowy, ciągnął – syn pastora, trafił do Königsbergu, gdzie chodził do szkoły, a potem studiował prawo na Uniwersytecie Albrechta Hohenzollerna. Zasiadał w parlamencie Prus Wschodnich jako przedstawiciel szlachty rycerskiej i pracował dla premiera Prus von Hardenberga, by w końcu przyjąć posadę sekretarza w Ministerstwie Stanu.
– Czy to on zredagował odezwę królewską An Meik Volk? – spytał Willi.
– Tak, to była zachęta do walki przeciwko Napoleonowi i później stawiano ją za wzór takich tekstów… – odrzekł Neumann.
– Zdaje się, nie zrobił jednak kariery w polityce i koniec końców trafił na zadupie w Brombergu…– z przekąsem powiedział Willi lekko podenerwowany mentorskim tonem rozmówcy.
– Wszędzie są źli ludzie, wszędzie rozgrywają się intrygi…– ciągnął oficer z Berlina – wszędzie giną najlepsi i najniewinniejsi… Jego kariery nie można uznać za nieistotną dla naszego narodu, wszak był też prezydentem Regierungsbezirk Marienwerder i Regierungsbezirk Oppeln[1]. Sam postanowił, że zamieszka w dalekim mieście, nazywanym Małym Berlinem, i zajmie się pracą pisarską…
– Jakież to dawne dzieje, minęło prawie sto lat… – powiedział von Otter, znudzony tym wątkiem rozmowy.
– Tak, umarł w 1843 roku i tutaj wraz z żoną znalazł miejsce ostatecznego spoczynku… – podsumował Neumann i podążył do przodu ku innemu dużemu grobowcowi z wyrazistą figurą Jezusa z brązu.
– O ten nagrobek też chciałem zobaczyć, a właściwie tylko rzeźbę błogosławiącego Jezusa Bertela Thorvaldsena, której oryginał widziałem kiedyś podczas wycieczki szkolnej do Kopenhagi – powiedział oficer z Berlina.
– Willi przybliżył się do zgrupowanych nagrobków rodziny fabrykantów Blumwe i zawiesił wzrok na przedstawieniu mesjasza błogosławiącego tłumy, a po chwili odezwał się z ironią w głosie:
– Tak, takiego Jezusa mógłbym zaakceptować… bo te przedstawienia na krzyżu i mitologia cierpiącego syna w ogóle do mnie nie trafiają…
– Do mnie też – potwierdził Neumann – I opowieści o wszechmocnym Stwórcy też są fantazjami żydowskich sanhedrynów… Jakiż Bóg pozwoliłby na ten ogrom ziemskiego cierpienia, dzieci, kobiet i starców…? Tutaj liczy się tylko polityka i siła władcy, wszak jesteśmy tylko małpami, szympansami, które trochę zmądrzały i myślą, że wszystko co widzą powstało dla nich. Człowiek jest jedynie reakcją chemiczną, obdarzoną chwilowym przebłyskiem świadomości. Małpa o przerośniętych ambicjach, homunkulus z węgla, siarki i tlenu! Małpa, która desperacko krzyczy „dlaczego” i szuka przyczyn przez ten ułamek kosmicznej sekundy, zanim siły, nad którymi nie panuje zaciągną ją brutalnie do grobu, by stanęła wobec potwornego faktu wiecznej nicości.
– A to ich odpuszczanie grzechów i spowiedź kobiety, która nie wytrzymała napięć i onanizowała się w nocy, albo dziecka, które poczuło swoją seksualność i położyło rękę na swoim narządzie płciowym…– ciągnął von Otter dziwiąc się sam sobie, że tak się otwiera.
– Grzech? Zbawienie? – ożywił się Neumann – Przecież dryfujemy samotnie na kawałku skały, pośród bezkresu wszechświata, z którego czyste prawdopodobieństwo i bezwzględna selekcja naturalna ulepiły naszą ułomną formę. Jeśli Bóg kiedykolwiek istniał, to nie żyje albo nas opuścił. Jesteśmy sami i nie ma żadnych bytów poza tym, czego doświadczamy. Jeśli coś ma znaczenie, to może tylko to, jak spędzimy swój czas i co pozostawimy po sobie. A i to zniknie wobec nieubłaganego prawa entropii, gdy za kilka nikczemnych miliardów lat nasz wszechświat stanie się pusty, statyczny i martwy.
Oficerowie w milczeniu ruszyli główną aleją cmentarną i przyglądali się najciekawszym nagrobkom z niemieckimi nazwiskami. W różnych miejscach strzelały w górę grobowce w kształcie piramid, zainteresował też ich pomnik z dalekowschodnimi dekoracjami w formie wężowatych smoków. Powoli zbliżyli się do kaplicy i przystanęli przy nagrobku wykonanym z żelaza, pełnym neogotyckich zdobień, należącym do aptekarza Ferdinanda Menzela.
– Nasz führer pojawia się w kościołach i czasem widać go w towarzystwie księży, ale przecież to jest tylko polityka…– podjął rozmowę SS-Sturmbannführer – Kiedyś brałem udział w odprawie wysokich rangą oficerów i usłyszałem co Hitler naprawdę sądzi o klerze…
– A to ciekawe… – zainteresował się Willi widząc w tym możliwość schwytania Neumanna w jakąś pułapkę.
– To było dość dawno temu i nie wiem teraz czy to, co powiem nie będzie moją interpretacją – powiedział rozmówca, błyskotliwie domyślając się, że zarzucono na niego sieć – To są przecież fakty bezsporne i każdy rozumny człowiek o nich wie…
– Na przykład jakie? – dopytywał SS-untersturmführer, stając przy dużym nagrobku Ernsta Conrada Petersona.
– O, to przecież grób twórcy kanału, łączącego Bromberg z Berlinem…Zauważył drugi oficer i ciągnął wątek dalej – Mam na myśli prześladowanie pogan i innowierców już od czasów Konstantyna Wielkiego… Wiele o tym mógłby powiedzieć ów Hippel, który w Königsbergu miał do dyspozycji dokumenty i książki związane z zagładą Jaćwingów i Prusów.
– Nie mam tak rozległej wiedzy historycznej jak pan, ale sporo słyszałem o torturowaniu heretyków i paleniu ich na stosach przez Świętą Inkwizycję…– powiedział von Otter.
– To były prawdziwe krwawe łaźnie waldensów, katarów, protestantów… – mówił dalej Neumann – Do tego rozpusta, chciwość i głupota rzymskich papieży, starczy przypomnieć Grzegorza XIII, który sprowokował noc św. Bartłomieja w Paryżu i rzeź trzech tysięcy hugenotów. Do tego krucjaty przeciwko muzułmanom, wewnętrzne walki o wpływy, prowadzące do takich konfliktów jak wojna trzydziestoletnia, podczas której na wielu obszarach Europy wyginęła połowa populacji.
– Czasem wojna jest koniecznością – powiedział sentencjonalnie Willi bystro patrząc na rozmówcę, a potem dodał – Tak jak ta tutaj, gdy przyszliśmy odebrać nasze ziemie i zbudować szlak na wschód, dla całego narodu niemieckiego…
– Warto też przypomnieć eksterminację Indian po odkryciu obu Ameryk… – nie dał się wciągnąć w nowy wątek Neumann i rozwijał swoją narrację w innym kierunku – chrześcijańscy konkwistadorzy i misjonarze wymordowali ponad siedemdziesiąt milionów rdzennych mieszkańców tamtych krain… Doszło do tego, że papież Mikołaj V wydał w 1455 roku bullę, w której pochwalał niewolnictwo jako rzecz właściwą i miłą Bogu…
– No i skrywany homoseksualizm, a nawet wykorzystywanie seksualne dzieci przez księży… – zarzucił po raz ostatni sieć na swego rozmówcę von Otter, ale odpowiedzi już nie było, bo Neumann odszedł na pewną odległość, jakby nagle zainteresował się jakimś nagrobkiem.
Po powrocie na jedną z alejek zaczął z kolei popisywać się wiedzą na temat cmentarza, na którym się znaleźli:
– W hotelu miałem sporo czasu, więc przestudiowałem obszerną książkę o historii tej nekropolii i pochowanych na niej ludziach. Otwarto ją w 1778 roku, ale to był tylko kwadrat o bokach długości pięćdziesiąt metrów, tuż za kościołem zakonu Klarysek. Potem cmentarz przenoszono i poszerzano wielokrotnie, aż znalazł się tutaj, gdzie stoimy…
– Podobno polskie świnie chciały go zlikwidować… – wykazał ponownie zainteresowanie Willi.
– Tak, tak… – potwierdził SS-Sturmbannführer – to było w roku 1927, ale nasza diaspora i gmina ewangelicka nie dopuściły do tego. Przepychanki trwały kilka lat, aż w końcu ich trybunał administracyjny wydał orzeczenie oddalające groźbę splantowania tego naszego wielkiego pomnika historii…Przecież to jest panteon zasłużonych obywateli Brombergu… Z mojej lektury zapamiętałem nazwiska chirurga powiatowego Johanna Gottfrieda Knopffa i lekarza wojskowego Carla Bounescha, burmistrza Carla Bothke, doktora filozofii Heinricha Romberga, rodziny znamienitych kupców i przemysłowców Gammów, Petersonów, Blumwe, Kolwitzów, ale też pedagoga muzycznego i dyrygenta Samuela Traugotta Steinbrunna.
Zataczając krąg, wrócili na główną aleję, kierując się ku bramie cmentarnej, ale nagle Neumann oparł lewą rękę na ramieniu Williego i zatrzymał go, przytrzymując dość długo.
– Proszę spojrzeć… – wskazał prawą ręką sporych rozmiarów monument – To przecież grób Carla von Wissmana, prezydenta Regierungsbezirk Bromberg[2] i założyciela Verschönerungs Verein zu Bromberg.[3]
Willi lekko zsunął z ramienia rękę rozmówcy, ledwie spojrzał na wskazany pomnik i dość oschle zakomenderował:
– Musimy kończyć to spotkanie, bo mam coś do załatwienia przy domu, w którym kwateruję… Jak dopilnuję tego, podjadę około siedemnastej pod hotel i zabiorę pana SS-Sturmbannführera na raut, do rodziny mojego szefa w wiosce Ostromecko.
Nie czekając na odpowiedź von Otter stuknął oficerkami, uniósł dłoń ku górze w geście pożegnania i zaczął się oddalać od Neumanna, który jeszcze raz wszedł pomiędzy nagrobki, rozglądał się i odczytywał zapisane gotykiem nazwiska.
[1] Rejencja Kwidzyńska i Rejencja Opolska.
[2] Rejencja Bydgoska
[3] Towarzystwo Upiększania Miasta.
Skomentuj