Yasmen dawno nie czuł tak silnej więzi z pozostałymi aniołami i mknął do przodu popychany niewidzialną siłą. Gdzieś w dali, przed nim, połyskiwał rozpalony grot archanielski, a po bokach i z tyłu bracia sunęli z wiarą w przewodników. Dopiero teraz zrozumieli jak wielka jest przestrzeń niebieska i jak daleko znajduje się Niebieska Rozpadlina, z której demony wnikały do Nieba. Po drodze mijali niewielkie stanice graniczne i wyniosłe zamki ukształtowane z pulsujących chmur, z których raz po raz odrywały się kolejne kołczany i przyłączały się do największej armii w dziejach Nieba. Skupił swój wzrok na fioletowiejącym ostrzu dowódcy grupy, zbliżającej się do jego oddziału i odpowiedział na przesłane mu bezgłośne pozdrowienie. Natychmiast też znalazł się w wielkiej sali, w której zgromadziło się kolegium kardynałów. Na ścianach i i suficie pyszniły się wielobarwne freski, ukazujące stworzenie świata. Choć nigdy tam nie był, zrozumiał, że jest to Kaplica Sykstyńska, w której dostojnicy kościelni zebrali się by wybrać nowego papieża. Pośród nich stał dość młody mężczyzna, odziany w czerwoną szatę i żywo rozmawiający z innymi purpuratami. Właśnie skończyło się kolejne głosowanie i kamerling wezwał kardynałów do zajęcia miejsc, a potem otworzył urnę i wysypał na stół wszystkie karty. Powoli uporządkował je i zaczął beznamiętnie odczytywać nazwiska, kolejne papiery nadziewając na szpikulce przyczepione do listwy, leżącej przed nim. Szybko na jednym z ostrzy znalazło się najwięcej z nich i stało się jasne, kogo wybrano, a szmer zdumienia coraz głośniej rozchodził się po sali. Jeden z purpuratów pochylił się ku innemu i syknął zjadliwie:
– Nie możemy dopuścić do tego, by największa oferma spośród nas sprawowała rządy w Watykanie…
– Myślałem, że ciebie wybiorą… a tu taki zawód… – odparł siedzący obok niego gruby dostojnik.
– To robota tego suchotnika z Florencji… sam nie miał szans, to wykreował niedorajdę, którą będzie sterował… – odparł sykliwy.
– Musimy coś zrobić, bo inaczej nasze interesy szlag trafi…– powiedział tęgi.
Kamerling powoli podszedł do pierwszego rzędu, z emfazą obwieścił decyzję, a potem patrząc bystro na siedzącego przed nim kardynała i zapytał:
– Czy przyjmujesz?
Zagadnięty siedział nieruchomo jakby trafił go piorun, ale po chwili ukrył twarz w dłoniach i ze łzami na policzkach odrzekł:
– Lękam się bardzo… ale wierząc w opiekę Ducha Świętego, przyjmuję decyzję Opatrzności Bożej i pokornie schylam głowę przed naszym panem Jezusem Chrystusem. Wierząc w pomoc ukochanych braci w wierze, przyjmuję z pokorą to brzemię…
Kamerling ukłonił się nowemu papieżowi i przy potężniejących oklaskach poprowadził go do pokoju łez, by po raz pierwszy przyodział białą szatę.
Wielu kardynałów postąpiło ku wielkiej sali z balkonem i oczekiwało na pojawienie się pierwszego pasterza, ale ten, który rozmawiał z grubym purpuratem dawał znać wzrokiem niektórym z nich i wskazywał, by podążyli w drugą stronę. Tak przeszli do jednego z biur, gdzie zasiedli przy stole, a usługujący im ksiądz zaczął nalewać wino do stojących przed nimi kielichów. Grupa nie była liczna, ale znaleźli się w niej wszyscy dostojnicy, którzy bliscy byli wybrania podczas kolejnych głosowań.
– Niech wasze eminencje mi wybaczą, że po tak wyczerpujących dniach i wegetowaniu w Kaplicy Sykstyńskiej, bez zwłoki zaprosiłem was do mojego biura – powiedział kardynał Riccardo Avversario, ten sam, który sykliwym głosem komentował wybór nowego papieża.
– To zrozumiałe… ta sytuacja wymaga szybkiej reakcji z naszej strony…– powiedział grubawy kardynał Francesco Invidioso, który na konklawe siedział obok ojca Avversario z Genui.
– Teraz już nic nie możemy zrobić – odezwał się dobiegający osiemdziesiątki Pietro Lupo, chudy purpurat z Palermo – musimy to zostawić Panu do rozstrzygnięcia.
– Wręcz przeciwnie drogi Pietro, musimy podjąć zdecydowane kroki – zaperzył się francuski kardynał Jean-Pierre Bizzare, który przegrał jedno z głosowań zaledwie pięcioma głosami.
– Ale przecież musimy kierować się najwyższym dobrem i działać w zgodzie z katechizmem naszego kościoła… odpowiedział purpurat z Palermo.
Oddział Yasmena znacznie zbliżył się do dołączającej grupy, która na chwilę zniknęła w pierzastych chmurach. Obrazy z Watykanu rozmyły się na chwilę, ale po chwili, wraz z pojawieniem się kołczanu byłego papieża, wróciły z większą wyrazistością.
– Rozumiem, że eminencja Riccardo ma jakiś plan… – odezwał się pięćdziesięcioletni dostojnik z Ancony, który jako jedyny nie zdjął biretu i raz po raz poprawiał go na głowie.
– Tak kardynale Montenegro… mam plan i proszę o jego zaakceptowanie… – odrzekł Avversario – Musimy wszelkimi sposobami odsunąć nowego papieża od władzy…
– Wszelkimi środkami… czy to znaczy, że w grę wchodzi też… – zawiesił pytanie kardynał z Hiszpanii o ciemnej karnacji skóry.– Najpierw zaczniemy grę polityczną i osłabimy wilka z Florencji… – powiedział kardynał Invidioso – Zresztą on jest już chyba na ostatnich nogach…
– Może tak, a może nie… – powiedział Montenegro, a potem dodał – Radziłbym działać od razu, bo jeśli drapieżnik z gniazda rodziny Medici stanie w cieniu tej wybranej ofermy, odsunie nas wszystkich od władzy i utworzy stronnictwo, którego nie pokonamy. Skoro Michele Volpe uczynił swojego człowieka papieżem, to stać go jeszcze na inne złowieszcze działania…
– Dostojni przyjaciele głosujmy, czy dajemy kardynałowi Avversario nasze pełnomocnictwa…– zaproponował Invidioso.
– Zgadzamy się na wszelkie działania polityczne… tym bardziej, że nowy papież nie stronił od kurtyzan i łatwo będzie go zaszachować… – oświadczył arcybiskup Luigi Santo z Ferrary.
– Słyszałem, że z jedną z nich ma syna, którego wyświęcił na księdza…a teraz pewnie zrobi go biskupem… – odezwał się delegat zakonu maltańskiego Silvano Maria Bugiardo.
– Wy zawsze wszystko wiecie i wszędzie macie swoich szpigów, więc możemy być pewni, że to prawda… – zgodził się z przedmówcą Bizzare.
Kardynałowie wznieśli kielichy i wypili z nich nieco wina, po czym zaczęli się żegnać i odchodzić w różne strony. Tylko dostojnik z Palermo podążył w stronę sali z balkonem, gdzie papież powitał wiwatujące na jego cześć tłumy. Nie umknęło to uwagi eminencji Avversario, cierpliwie czekającemu aż wszyscy wyjdą z biura. Gestem prawej ręki przywołał tego samego księdza, który wcześniej nalewał wino, przybliżył głowę do jego ucha i szeptem powiedział:
– Będę raz jeszcze potrzebował twojej pomocy… Czy ta piękna zakonnica ze Szwajcarii , która obsługuje pokój papieski wciąż jest twoja kochanką?
– Tak eminencjo… wciąż jestem w matni tego strasznego grzechu…– przytaknął jasnowłosy ksiądz, przerażony tym, że kardynał zna jego tajemnicę.
– Czasami trzeba grzeszyć, żeby rozprzestrzenić dobro… – powiedział kardynał, uścisnął mocno ramię rozmówcy i po chwili dodał – Przygotuj ją… jeśli zajdzie taka potrzeba, odda nam wielką przysługę… Yasmen patrzył w dal czasu i widział jak kardynałowie próbują osłabić rolę papieża, którego lud wyjątkowo pokochał. Nic nie dały pomówienia i groźby, nikt też nie ośmielił się wystąpić przeciwko najwyższemu kapłanowi w białej sutannie. Obrazy zaczęły się zacierać, chmury napływały cyklicznie i dopiero po jakimś czasie ujrzał młodą zakonnicę, podążającą z filiżanką herbaty do pokoju papieskiego. I znowu wszystko zniknęło, znowu pojawiły się opary, sine mgły i fioletowe smugi. Dopiero za kolejnym skrętem oddziałów, przybyła grupa znowu zalśniła na tle błękitu i Yasmen ujrzał trumnę papieską na środku Placu św. Piotra, a potem pochód do grot watykańskich i złożenie ciała do grobu. Zanim wizje zniknęły całkowicie, spostrzegł jeszcze kardynała Avversario wymownie patrzącego na kilku innych dostojników i zmieniającego się w oślizłego demona.