Poezja Jerzego Grupińskiego odsłania intymne przestrzenie codzienności, dopełnia je i tworzy pomost pomiędzy osobnymi bytami. Prawdziwa miłość wydarza się w świecie zimnym, pełnym mielizn i zapadni, ale rodząc się ustala natychmiast szeroki kontekst, tło astralne i dobowe, związane z ruchem planety. To, co było lodowate i nietrwałe, staje się obietnicą nowego otwarcia świata, ekscytującej przygody lirycznej, wyodrębnionej enklawy intymności. Tak żarliwe uczucie ożywia i rozświetla martwy rewir, w którym poeta stawał się samotnikiem i tęsknił za bliskością, tak wiersz inauguruje coś, co może być czyste i piękne jak świętość, oczywiste jak przebudzenie i kojące jak zamknięcie powiek. Z ogromną mocą twórca odwzorowuje zawieszenie egzystencjalne człowieka w kosmosie, jego próby oddalenia grozy ogromów, ale też przypomina, że istniejemy w ulotnej rzeczywistości, która w jednej chwili może zgasnąć jak gwiazda: Już zimny Orion pełznie/ na horyzont zakleszcza dłonie/ U nóg Syriusz – pies szczerzy zęby/ Sina Bellatriks/ i Betelgeuze czerwona w Orionie. I choć ziemskie elementy, subtelne kształty odwracają naszą uwagę od tego, co rozgrywa się we wszechświecie, poeta wyczuwa potencjalne zagrożenie, nieustanne pulsowanie konstelacji i wołanie dalekich świateł. Remedium staje się miłość, płeć zakwitająca na pościeli i jakże realne ciepło dotyku, prawda zapachu i ciepła złączonych ciał. Grupiński jest może jednym z najważniejszych poetów polskich, którzy tak dramatycznie opisują bliskość i oddalenie kobiety i mężczyzny, ich zamknięcie i otwarcie w związku, który jest tak kruchy i tak chwilowy, daje tyle nadziei i jednocześnie bywa zapowiedzią ostatecznej kolizji. Uniesienie głowy ku ogromom wszechświata zdarza się rzadko w liryce, a czynią to twórcy najpełniej rozumiejący mechanizmy egzystencji – tacy, którzy potrafią zmieniać perspektywę i budować w swoich wierszach oś wertykalną, łączącą, horyzontalne, ziemskie bytowanie z energią dalekich światów, żywych ogromów, nieustannie powstających i zamierających struktur kosmogonicznych. Tak rosną w ciemność zapadają/ galaktyki – tak pojawia się nowa przestrzeń słowa, które zabija i ocala zarazem.
Tytułowe Kuszenie świętego Poetego, to wspaniałe określenie dwoistości ludzkich zachowań i dążeń – z jednej strony marzenia o świętości i poetyckiej czystości, a ze strony drugiej, pokusy doświadczeń cielesnych, jakże ułomnych i dalekich od pierwotnej, metamorficznej doskonałości kosmosu. Ale wnętrze człowieka też ma swoje głębie i przepaście, nie osiąga stabilności raz na zawsze i wiele jest w historii przykładów nagłych zmian perspektywy, zerwań i odejść, zawalania się kopuł, które miały przetrwać wszystko i być obietnicą ostatecznego spełnienia. Miłość koi poczucie zagubienia i przegrania, ale dopiero cielesność prawdziwie oddala rzeczywistość solarną, lunarną i gwiezdną, łudzi poczuciem chwilowej pełni, znajduje rozwiązania dla kilku godzin, minut, sekund. Poeta rozumie dwoistość takich doświadczeń, ale godzi się na to, bo chwila rozkoszy bywa więcej warta od filozoficznych dysput i nieustannego studiowania tragizmu egzystencji. Wie, że cielesność zakłada świadomą ułomność, bo molekularne, biologiczne układy, oparte na ponawianiu okruchów tlenu i żelaza, skazane są na rozpad, ostateczne poddanie się entropii i powrót do jedności żywiołów. Grupiński – jak mało kto – potrafi mówić o spotkaniu kobiety i mężczyzny, a nazywając rzeczy po imieniu, nie gubi niczego z ulotności, zastępując zwiewne westchnienia metaforami erotycznymi, porównaniami strukturalnymi, jakże funkcjonalnymi i skończonymi w tej poezji. Tak zbliża się do prawdziwej funkcji poezji, która ma odsłaniać to, co zakryte i tworzyć nowe przestrzenie dla myśli – budować unię pomiędzy cielesną i psychiczną stroną istnienia, a nade wszystko upewniać poetę i jego czytelników, że jest ono realne, pełne różnorakich odcieni i skal, rozgrywające się w określonym czasie i pełnowymiarowym spektrum.
Ogromną wartość w tomie Kuszenie świętego Poetego mają też wiersze, w których autor powraca do dzieciństwa i lat spędzonych w domu rodzinnym. Pojawia się w nich klasyczne metrum, ale też i rozchwianie wyobraźni, podążającej nieustannie ku refleksom pamięci, starającej się wyłowić z przeszłości twarze i znaki, podstawowe elementy i cząstki. To jakby wędrówka w drugą stronę – w części pierwszej pojawiło się sięganie myślą ku gwiazdom i przepaściom miłości, a w partii drugiej mamy do czynienia z poetyckimi powrotami do tego, co się zdarzyło we Wronkach, w Szamotułach w Poznaniu, co było ważne, co miało kiedyś wymiar osobowy, rodzinny, a teraz urosło do rangi uniwersalnego symbolu. Autor pragnie tworzyć lirykę, w której pojawia się interaktywna energia, prawda o epoce i ludzkich wyborach, o tym, co było złe i dobre, co trudno dzisiaj wytłumaczyć. Fascynacja post mortem staje się prywatnym mitem, chwilą wyłowioną z milionów innych momentów, danym kiedyś znakiem, który można było rozpoznać dopiero w wierszu pisanym z perspektywy przeżytych lat. To są powroty bolesne, dokumentujące to, co przepadło, potwierdzające chwilową niewiarę w realność świata: Jakbym na chwilę tylko/ zwątpił odwrócił głowę/ a już wracał po latach/ cieniem marą marną/ Przez okna zaglądał/ obchodził ten dom/ rozkołysany/ głosami wieczornej krzątaniny/ coraz bliżej i bliżej. Teraz już świat jest domem ludzi umarłych, w którym przez okna widać cienie tych, którzy kiedyś siadali razem przy stole i jedli ceremonialnie rosół, rozprawiali o sprawach małych i wielkich. Z perspektywy stale rozgrywającego się życia, z punktu widzenia tego, który przetrwał i ocalił wspomnienia, dawne proste zachowania budzą refleksje natury ogólnej i wzruszenia, które wyraźne są między wersami kolejnych utworów. Wszystko płynie i nie na darmo tak często w tej liryce pojawia się topos rzeki, tej konkretnej, z autentycznej biografii i metaforycznej, przesuwającej się wyraźnie w stronę czarnych nurtów Heraklita. To jest już ruch tylko w jedną stronę, bezpowrotny i ostateczny: Rzeka i mgła znad rzeki/ Głos dzwonu Wiosenne kry/ jakby twarze umarłych płynęły/ na cmentarz/ i stawiały westchnień żagle/ Wiersze wiersze z lastryka nagrobki/ białe kartki z niepamięci nagle. Jeśli istnieje jakaś przystań dla poetów takich jak Jerzy Grupiński, to jest to tylko postój na zaczerpnięcie oddechu, tylko przy brzegu wiersza, tylko w kontemplacji odwiecznego panta rei, sił destrukcyjnych i ocalających zarazem, chwil świętych, gasnących w pragnieniu czystości i pokus najprawdziwszych rozświetlonych ogniem miłości.
____________
Jerzy Grupiński, Kuszenie Świętego Poetego, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2012, s. 72.