POEZJA I ŚWIAT

Mistrioti gdzieś w Wielkopolsce

Zaprzyjaźniona ze mną od wielu lat grecka poetka Maria Mistrioti zainicjowała rozmowę na temat poezji, festiwali literackich i przyszłości ludzkości. Zamieszczam ją na moim blogu, bo kilka myśli, które wyartykułowałem mają określoną wartość.

Czym dla ciebie jest poezja?

To z pozoru proste pytanie, ma też swoje drugie dno. Z jednej strony przecież jest to rodzaj sztuki, uprawianej przeze mnie od ponad czterdziestu lat, a ze strony drugiej – to dar dany mi przez życie i rodzaj wewnętrznego olśnienia. Pisząc wiersze szukam sytuacji modelowych i próbuję odzwierciedlić coś z mojego wnętrza, coś z moich myśli i prób powiązania tego, co nierealne z rytmem krwi w ciele i doświadczeniami wielu lat. Patrząc na moje pisanie wierszy, zauważam kilka głównych nurtów moich zainteresowań: zaczynałem od nurtu generacyjnego, od tekstów które miały być świadectwem istnienia moich kolegów i koleżanek, którzy przepadli w przepaściach dwudziestego wieku. Jedni popełnili samobójstwa, inni zginęli w wypadkach komunikacyjnych, a jeszcze inni zmarnowali swoje szanse i trafili do więzień. Spotykałem się z nimi w szkołach, na podwórkach i boiskach, jeździłem wraz z nimi rowerem nad jeziora i rzeki, pływałem w chłodnych nurtach, podróżowałem pociągami i autobusami, a potem własnym samochodem. Nie wiem jak to się stało, że przetrwałem, wybrałem inną drogę i zacząłem nią kroczyć ku kolejnym stopniom edukacji, napisanym książkom, surrealistycznym rysunkom i namalowanym obrazom? Miałem przecież sporo zatargów z komunistycznym państwem i jak oni trafiłem do Izby Dziecka, a potem do jakże prawdziwego i ponurego więzienia. Myślę, że uratowały mnie lektury, pochłaniane w ogromnych ilościach, orbitujące wokół moich zainteresowań geograficznych i podróżniczych, a potem literackich i artystycznych. Do tego dodać należy moją ogromną energię fizyczną, materializującą się podczas treningów szermierczych, piłkarskich, sportów walki, a na końcu biegowych. Ważne też były umiejętności pływackie i praca ratownicza na wielu basenach, nad jeziorami i nad morzem.

Jakie są twoje główne inspiracje poetyckie?

Moją pierwszą i podstawową inspiracją poetycką była miłość i spotkanie z przepiękną dziewczyną, dla której zacząłem tworzyć erotyki. To uczucie spowodowało, że porzuciłem młodzieńczą grafomanię i zacząłem pisać wiersze białe, bez rymów. Próba odzwierciedlenia jej piękna i fenomenu oryginalnej urody, kazała mi szukać tak misternych ekwiwalentów słownych, że powstawały wiersze zwiewne, delikatnie lekko tylko metaforyzowane. Miała zielone oczy, długie gęste włosy i ciało bogini, wywierające piorunujące wrażenie na wielu mężczyznach. Z tego powodu musiałem czasami odsuwać na bok moją liryczną naturę i toczyć jak najrealniejsze boje z pojawiającymi się zalotnikami. Jak zwykle bywa w takich razach, młodzieńcza miłość nie przetrwała próby czasu, ale zostały wiersze, które opublikowałem w 1982 roku w małym tomiku pt. Maria. Ziarno raz zasiane zaczęło kiełkować i poezja stała się czymś bardzo ważnym w moim życiu, a nurcie generacyjnym pojawiły się próby analizy metaforyki kultury, ciąg wierszy mistycznych, a potem podróżniczych, w których daleka wyprawa stawała się pretekstem do opowieści o miejscach, ludziach i o moim wnętrzu. W różnych wydawnictwach zaczęły się ukazywać moje nowe tomy, sporo było też publikacji prasowych i szybko zostałem dostrzeżony przez krytykę literacką. Pojawiły się też znaczące nagrody literackie i pierwsze zbiory wierszy opublikowane poza granicami Polski, czasem w tak egzotycznych krajach jak Gwatemala, Indie, Chiny. Obecnie, gdy minąłem już barierę sześćdziesięciu lat, przygotowuję się do publikacji trzech tomów wierszy zebranych, w których zamieszczę też najcelniejsze recenzje i fragmenty szkiców krytycznoliterackich. Nowe inspiracje pojawiły się u mnie, gdy podjąłem pracę w uniwersytecie i zacząłem pisywać teksty naukowe o polskich, amerykańskich i europejskich romantykach. Warto wspomnieć też Nikosa Chadzinikolau, który zainspirował mnie do studiów kultury antycznej i do lektur współczesnej poezji greckiej. Grek Zorba Nikosa Kazantzakisa, w przekładzie wskazanego wyżej tłumacza i edytora, pozostanie do końca jedną z najważniejszych lektur mojej młodości.

Czy międzynarodowe festiwale są propozycją właściwą dla cywilizacji?

Od ponad dwudziestu lat uczestniczę w wielu międzynarodowych festiwalach i konferencjach literackich. Stały się one dla mnie ważnym doświadczeniem życiowym i umożliwiły mi spotkania z tak wielkimi współczesnymi poetami i prozaikami jak Gerald Stern, Stanley Kunitz, Juan Gelman, Adonis, Mo Yan, Tomas Venclova, Stanley H. Barkan, Sona Van. Dzięki zaproszeniom na tego typu imprezy zwiedziłem wiele krajów świata, żeby wymienić tylko USA, Chiny, Indie, Kenię, Republikę Południowej Afryki, Kolumbię, Gruzję, Armenię, Litwę. Wszędzie czytałem wiersze, wygłaszałem referaty i prowadziłem ożywione dyskusje, a nade wszystko pisałem wiersze i wspomnienia. To wyprawy na festiwale literackie zainspirowały mnie do publikacji kolejnych tomów wierszy z podróży i obecnie powstaje już dziesiąta taka książka. Tak, to było też wielkie doświadczenie cywilizacyjne i ogólnoludzkie, rodzaj rozprzestrzenienia mojej świadomości w świecie i weryfikacji moich wyobrażeń o nim. Nikt nie zabierze mi już tych niezwykłych chwil nad brzegami trzech wielkich oceanów, pośród ulic Szanghaju i Pekinu, Nowego Jorku i Los Angeles, Medellin, Tbilisi i Erywania, nikt i nic nie wymaże z mojej pamięci zamyśleń nad jeziorem Qinghai i Żółtą Rzeką, na skraju Kordyliery Zachodniej, pośród budynków świątynnych w Indiach i w wiosce Masajów, na wieży kościoła św. Janów w Wilnie, nad Morzem Śródziemnym w Chalkidzie i na nabrzeżu Huangpu Jiang w Szanghaju. Pobyty na światowych festiwalach literackich przyczyniły się do rozszerzenia moich kontaktów twórczych, powstania nowych wydań zagranicznych moich książek, a nade wszystko pozwoliły mi poznać wiele nowych strategii literackich.           

Jak twoim zdaniem będzie wyglądała przyszłość ludzkości?

Wszystko zależy od nas… Od wysiłków, które podejmiemy, by ocalić planetę i przygotować się do ewentualnych kataklizmów kosmicznych. Zagrożenia są realne, zanieczyszczenia środowiska naturalnego ogromne, a dodatkowo grożą nam wybuchy wielkich, uśpionych wulkanów, trzęsienia ziemi i tsunami. Każdy intelektualista chciałby, by ludzkość rozwijała się harmonijnie i osiągała w kolejnych latach niewyobrażalny poziom technologiczny. Będąc wielokrotnie w Chinach i w Stanach Zjednoczonych Ameryki, dostrzegłem niezwykłe przeobrażenia naszego świata. Koleje wielkich szybkości, szerokie autostrady i mosty, coraz wyższe wieżowce i przebogate apartamentowce, a do tego jeszcze elektryczne samochody, coraz doskonalsze statki i sondy kosmiczne. Niestety cieniem na postępie ludzkości kładą się zbrojenia i nieustanne zagrożenia ze strony niestabilnych państw i ich przywódców. Jakkolwiek by jednak nie było jestem optymistą i wierzę, że ludzkość będzie szła do przodu przez następne stulecia, a może nawet tysiąclecia. Nie potrafimy sobie wyobrazić postępu, który się dokona, wszak wiek dwudziesty zaczynał się od drewnianego samolotu i pojazdów parowych, a kończył się powszechnym dostępem do komputerów, lotami promów kosmicznych i stałym pobytem ludzi na międzynarodowej stacji kosmicznej.

ROZMOWA

Poetka i filolog Danuta Mucha przeprowadziła ze mną rozmowę, która miała ukazać się w jednym z pism akademickich. Z powodu likwidacji tego periodyku, nie doszło do publikacji – wykorzystuję zatem mój dziennik by zamieścić przygotowany do druku zapis.

 

MUCHA: Jest Pan poetą, krytykiem i naukowcem, ale kim czuje się Pan najbardziej?

LEBIODA: Najbardziej cieszę się z tego, że bywam poetą, tworzę stale nowe tomiki, ale bywam też krytykiem, prozaikiem, pisuję teksty naukowe. W swojej praktyce pisarskiej stosuję zasadę zmienności, którą często też dyktuje mi określona sytuacja, zamówienie, prośba ze strony mediów lub zaprzyjaźnionych ludzi pióra. Jestem osobą dość uporządkowaną i mam zwykle plan na najbliższe tygodnie, miesiące, czasem nawet i na lata. Od 1988 roku realizuję na przykład szerokie zamierzenie naukowe, mające na celu kulturowy opis dzieł czterech wielkich polskich romantyków. Opublikowałem już książkę pt. Mickiewicz wyobraźnia i żywioł, gdzie podstawową zasadą porządkującą były pojawiające się w tej twórczości materialne żywioły. Z kolei w przypadku dokonań twórczych Juliusza Słowackiego zastosowałem opis czterech wielkich przestrzeni imaginacyjnych i zarazem odwiecznych mitów w dziejach kultury. Wskazał mi je sam autor Kordiana, ustawiając w jednym ciągu kilka razy słońce, księżyc i gwiazdy. Mit solarny, lunarny i astralny, w naturalny sposób, doprowadził mnie do interpretacji utworów genezyjskich i systemu dociekań pierwotnych tego twórcy. Obecnie piszę książkę o gigantomachiach Zygmunta Krasińskiego, a do dopełnienia całego projektu brakuje mi jeszcze Norwida, którego świadomie zostawiam na koniec. To będzie bardzo trudne przedsięwzięcie badawcze, ale też niezwykle ekscytujące.

To literatura romantyczna, a co z projektami związanymi ze współczesnością?

– Tu przede wszystkim skupiam się na doraźnej krytyce literackiej i publikuję recenzje, szkice, omówienia i interpretacje w wielu periodykach. Te artykuły powoli układają się w książki i dwa tego typu zestawy tekstów już opublikowałem: Przedsionek wieczności. Pośród pisarzy Pomorza, Kujaw i Wielkopolski (1998) oraz Bryłka bursztynu. Literatura – Regiony – Pogranicza (2001). Przygotowuję też monografię o twórczości Czesława Miłosza, o którym zamieściłem wiele tekstów w tomach pokonferencyjnych i w licznych periodykach, przygotowałem też monograficzny numer „Tematu”, poświęcony temu twórcy. Gdyby dane mi było napisać jeszcze książki o Herbercie i Różewiczu, to czułbym się krytykiem spełnionym. Wiele jednak przeszkadza w pracy polskim naukowcom i eseistom, a to przede wszystkim wszechobecna zawiść środowiskowa i kłopoty ze zdobyciem środków na kolejne publikacje. Jakby za mało było miejsca na półkach, jakby publikowane książki były jakimś przestępstwem, czy nadużyciem. Cóż, nikomu nie jest łatwo cokolwiek osiągnąć i wszyscy mają jakby te same możliwości. Ale jednak nie do końca, polska nauka wymaga pewnych usprawnień…

Wspomniał Pan „Temat”, który szybko wpisuje się w krajobraz polskiej humanistyki i przynosi za każdym razem wiele interesujących tekstów…

– To także jeden z moich projektów, który udaje mi się realizować. Chodzi o połączenie nauki o literaturze i filologii z oryginalną twórczością poetycką, prozatorską i eseistyczną. Do tego jeszcze redakcja pragnie przybliżać sprawy związane ze sztuką – tworzoną dzisiaj i tą, która stała się dziedzictwem ludzkości. W „Temacie” publikuje coraz więcej autorów, praktycznie z całej Polski, ale też udostępniliśmy czytelnikom teksty ludzi pióra ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Grecji, a nawet z dalekiej Gwatemali. Utrzymamy taki profil pisma, co jakiś czas tworząc numery monograficzne. O jednym z nich wspomniałem już wyżej, ale przygotowujemy też numer o Herbercie i Mickiewiczu, a w dalszych planach o Norwidzie, Singerze i Faulknerze. To jest przede wszystkim pismo, w którym autorzy mogą się spodziewać, że zostaną uczciwie ocenieni, a ich teksty opublikowane bez nadmiernych ingerencji. Recenzujemy proponowane artykuły i staramy się wybierać najlepsze z nich. Pragniemy by był to duży magazyn, który za każdym razem będzie prawdziwą ucztą czytelniczą i wyrazistą propozycją intelektualną. Na samym początku ustaliliśmy w gronie redakcyjnym, że nasze działania opierać będziemy o program pozytywny. Chcemy zatem prezentować to, co wartościowe, mające swoją wagę myślową. Nie znaczy to, że uchylimy się przed tekstami, które wskazywać będą jakieś dewiacje, uchybienia, jakieś poronione twory pisarskie. Wszystko wszakże jest polityką i tutaj też zachowamy odpowiedni umiar – już kilkakrotnie autorzy chcieli załatwić naszym kosztem jakieś porachunki. Tego rodzaju postawy nie znajdą w naszym periodyku jakiegokolwiek odzwierciedlenia w tekstach.

Bywa Pan jurorem licznych konkursów literackich. Jakie kryteria decydują o przyznaniu nagród? Weźmy choćby konkurs na najlepsza książkę poetycką roku, rozstrzygany w Poznaniu….

– To za każdym razem jest jakiś kompromis, bo przecież jurorów bywa kilku. Podczas posiedzenia Jury jest zwykle bardzo gorąca dyskusja, ale też równie często szybko wyłuskujemy najwartościowsze propozycje. Czasem dostajemy ogromne paczki z tekstami, nadesłanymi na konkurs, innym razem mamy do czynienia z wieloma książkami proponowanymi do Nagrody. W Poznaniu za każdym razem jest niezwykła dyskusja i czujemy wagę naszego wyboru. W 2007 roku wskazaliśmy książkę poetycką Edmunda Pietryka, o której mówiłem podczas ogłoszenia werdyktu: Autor otrzymuje nagrodę za bezkompromisową walkę z wszelkimi przejawami literackiej tandety, kunktatorstwa i bylejakości. Wiersze zgromadzone w tomie Zegar czasu  mają przejmujący ton i dotykają spraw ostatecznych. Niewielu poetom udaje się powiedzieć coś wartościowego, głębokiego i odkrywczego o śmierci – tutaj jednak eschatologia łączy się z głęboką liryczną refleksją nad przemijaniem ludzi i rzeczy tego świata. Zegar czasu bohatera tej liryki przyspieszył dramatycznie, przypomniał o odwiecznych prawach i zależnościach. Poeta wsłuchuje się w siebie i wypowiada wiersze scenicznym szeptem, pragnie by słowo brzmiało jak najdelikatniej, jak najsubtelniej, by było piękne i porażające. O odchodzeniu powinno się mówić cicho, mądrze, z wyczuciem rytmu i głębi znaczeń. Te atrybuty lirycznej zadumy znajdziemy w ostatnim zbiorze tego poety, pojawiały się one też we wcześniejszych książkach. Jego umiejętność dopowiadania point do zamkniętych przedziałów życia i nieustająca wiara w potęgę doświadczenia, w magię braterstwa poetyckiego, każą widzieć w tym twórcy kontynuatora takich poetów jak Edward Stachura, Rafał Wojaczek czy Wielkopolanin Wincenty Różański. Ale niewątpliwie na plan pierwszy wysuwa się tutaj oryginalność tych utworów, manifestowana na każdym poziomie poetyckiego odkrywania i maskowania rzeczywistości. To jest piękna poezja, ze wspaniałą filozoficzną perspektywą, w której pojawia się autentyczny, cierpiący ale też i dumnie znoszący cierpienia człowiek. Myślę, że to uzasadnienie wskazuje, z jaką pieczołowitością podchodzimy do kolejnych rozstrzygnięć.

W zeszłym roku był pan po raz trzeci w Stanach Zjednoczonych. Czy była to wyprawa naukowa, jak w 2002 roku, kiedy to przebywał pan jako visiting professor w The State University of New York at Buffalo, czy może tym razem wyjazd miał inny charakter?

– Ja raczej nie rozdzielam elementów mojej aktywności twórczej na składniki pierwsze, staram się kumulować różne zakresy. Tak było właśnie w 2002 roku, kiedy zrealizowałem liczne cele naukowe, a przy okazji miałem wieczór autorski w Fundacji Kościuszkowskiej, spotkałem się z moimi tłumaczami i wydawcami, zebrałem obfite żniwo fotograficzne, przywiozłem wiele książek i periodyków. Tym razem byłem na Florydzie, gdzie cel naukowy był bardzo ważny, a mianowicie spotkanie z jednym ze znakomitych amerykańskich profesorów uniwersyteckich. Możliwość wymiany poglądów i przedyskutowania moich kolejnych projektów z Profesorem, była dla mnie tym razem najważniejsza. To było ekscytujące spotkanie, które może zaowocować licznymi działaniami. Na razie nie chciałbym jednak mówić o szczegółach, bo wszystko jest w trakcie realizacji i dogrywania. Oczywiście wspaniałym przeżyciem było też zetknięcie się z przyjaciółmi i krajobrazem oraz przyrodą Florydy. Poczyniłem wiele obserwacji, które wykorzystam w swoich planach pisarskich czy redaktorskich. Z kolei w Nowym Jorku chciałem przede wszystkim zobaczyć wielką wystawę sztuki nowoczesnej Armory 2008 i udało mi się to zrealizować. Dzięki zaprzyjaźnionym ludziom wziąłem udział w koncertach w Lincoln Center, w wieczorze poezji w Cornelia Cafe, a także spotkałem się z przedstawicielami środowiska literackiego Nowego Jorku i polskiej emigracji, mieszkającymi w tym ogromnym mieście. Także tym razem dokumentowałem mój pobyt, zdobyłem potrzebne mi książki i czasopisma, zrobiłem ponad tysiąc zdjęć, a nade wszystko przemyślałem wiele kwestii, zanotowałem wiele pomysłów. Za każdym razem wyjazd do USA przynosił u mnie bogate żniwo w postaci artykułów, wspomnień, esejów, a także wierszy i opowiadań. Tak się stanie i tym razem, ale oczywiście cel naukowy był tutaj najważniejszy.

%d blogerów lubi to: