ANDAMANY, SESZELE, MAURITIUS…

???????????????????????????????

Dzisiaj była dziwna pogoda, na przemian słońce i deszcz, co chwila zmiany, co godzina inne wrażenia wzrokowe, opady, roznoszący się zapach traw i silny oddech ulewy. Kilka razy wychodziłem z domu i z uwagą przyglądałem się niebu – po jednej stronie jaskrawy błękit, po drugiej tężejący granat. Promienie przedzierające się przez skłębione chmury, światła i ultramaryny w kałużach, głębokie czernie błot i zieleń roślin intensywniejsza niż zwykle. W pewnym momencie moją uwagę przykuły dalekie cumulusy, układające się warstwowo pod taflą granatu. Oświetlone nienaturalnie, jaskrawe i połyskujące w słońcu, zdawały się być oddzielone od przestrzeni, w której byłem. Przypomniały mi się natychmiast zapatrzenia z dzieciństwa, gdy graliśmy w piłkę na szkolnym boisku, a jerzyki i jaskółki świstały nad naszymi głowami, słychać było dalekie wołanie kukułki i terkotanie drozdów na pobliskim cmentarzu. Dostawało mi się wtedy od kolegów, że przystawałem czasem podczas gry i gapiłem się w niebo. Ale dalekie chmury były tak cudowne, tak kusiły swoją subtelnością, tak obiecywały, że kiedyś pod nimi stanę. Wyobrażałem sobie dalekie podróże, na Karaiby, albo na Wyspy Towarzystwa, na Bahamy lub Samoa Zachodnie, wreszcie na Andamany, Malediwy, Seszele i Mauritius. Widziałem oczyma wyobraźni jak wędruję brzegiem oceanu, czuję pod nogami sypki, biały piasek, a gdzieś daleko, nad płaszczyznami błękitu widać warstwy podświetlonych cumulusów. Ileż to godzin spędziłem nad kolejnymi numerami geograficznych pism „Poznaj Świat” i „Kontynenty” i jakże rozkoszowałem się zdjęciami dalekich wysp. Potem, po meczu, po pływaniu w jeziorze, po wyścigach rowerowych, zasypiałem w jednej chwili i znowu śniły mi się atole i rafy koralowe, nurkowałem pod wodą i cieszyły mnie barwy ryb, rozgwiazd i jeżowców. Dzisiaj, gdy w środku dnia stanąłem na osiedlu i po jednej stronie miałem niebo błękitne, a po drugiej granatowe, wszystko przypomniało mi się z jaskrawością kolorowego przezrocza. I jakże byłem szczęśliwy…

* * *

Wracałem w sobotę z wykładów w moim uniwersytecie i zauroczyła mnie aura wieczoru. Powoli opadała mgła i kule świateł nad Brdą wyglądały zjawiskowo, jakby były z innego świata. Przystanąłem na moście i kontemplowałem leniwy ruch rzeki, dalekie spichrze, domy na brzegu i odległy most nazwany imieniem mojego przyjaciela ze środowiska pisarskiego. Mgła spowodowała, że miasto przypominało dawny Bromberg z przedwojennych pocztówek, specjalnie barwionych albo publikowanych w kolorze sepii. Byłem spokojny, zamyślony i czujący dziwną euforię w sercu, jakby coś cudownego się miało wydarzyć. Wielkie mewy i kaczki krzyżówki przelatywały nad tonią, opary coraz szczelniej otaczały budynki i drzewa i tylko żółte światła wybijały się z mroku, jakby były z tamtej, pruskiej rzeczywistości. Odprowadziłem wzrokiem łabędzia płynącego w dół rzeki i powoli ruszyłem do domu. Cokolwiek się nie stanie, jakkolwiek ułoży się moje dalsze życie, nie przestanę być tym, kim jestem i jeszcze nie raz zatrzymam się w pędzie i zastanowię się nad sobą i nad światem… Nie przestanę być poetą…

ŚWIADECTWO

Obejrzałem film pt. Świadectwo, w którym kardynał Stanisław Dziwisz opowiada o Janie Pawle II. Jak żywe stanęły mi przed oczyma chwile mojego życia, związane z polskim papieżem. Studiowanie jego życiorysu, czytanie poezji i książek teologicznych, gromadzenie materiałów o Nim. Potem pisanie książki i 15 sierpnia 1991 roku, prywatne spotkanie z Nim, podczas Światowego Dnia Młodzieży. Korespondencja z Nim, złożenie przez Niego autografu na chorwackim wydaniu mojej faktografii i wizyta w Watykanie, podczas Jubileuszu 25.lecia Pontyfikatu. Potem jakże trudne chwile odchodzenia największego w dziejach Polaka, połączone z moim dramatem życiowym, gdy chory z nienawiści człowiek, spowodował ciąg fatalnych zdarzeń. I cóż osiągnął, trzęsie się jak galareta i zastanawia się czy wyjdą na jaw skrywane fakty z jego życia… A ja od dawna noszę głęboko w sercu Jego przesłanie: Non abiate paura… Więc jestem spokojny. Bardzo spokojny… Idę prosto do celu… Właśnie na moim stole pojawiła się korekta kolejnej dużej książki… Raduje się więc moje serce… i wiem, że będzie dalszy ciąg takich zdarzeń. Wielu zdarzeń… Zatem nie lękam się… i powtarzam za Nim innym ludziom: Non abiate paura…

PSALM XXIX

                        Sancte Michael Archangele defende nos in proelio…

o święty Michale Archaniele dowódco kohort niebieskich
drży przed Tobą szatan i Mefistofeles Abaddon i Baal–zevuv
gdy podnosisz muskularną dłoń i uderzasz w łeb kobrę
przedwieczny Sabaoth prowadzi Twój kryształowy miecz
słyszysz złowieszczy szept w ciemności i zbierasz porzucone
słowa przenikasz cztery żywioły i uderzasz jak piorun
widzisz to co było co jest i co będzie – widzisz
w świetle w mroku i w podczerwieni sondujesz
duchem głębiny czasu i nicości twardy jak
papieski pastorał łagodny jak baranek
paschalny waleczny jak grot strzały
i ostrze włóczni

o święty Michale Archaniele dowódco
w walce bracie w modlitwie

Duchu czysty
jak łza

KTÓŻ JAK BÓG

Czas świąteczny kieruje moje myśli ku świętości, więc sięgam po niezwykły periodyk, który czytuję regularnie. To pismo michalitów „Któż jak Bóg”, z podtytułem Dwumiesięcznik o Aniołach i życiu duchowym. Tytuł magazynu, to nic innego jak tłumaczenie z hebrajskiego: מיכאל (Mîchā’ēl), imienia najważniejszego archanioła i jego zawołania, po buncie Lucyfera. To on wystąpił jako pierwszy i zawołał: Któż jak Bóg, a potem poprowadził hufce anielskie do walki. W Nowym Testamencie ukazywany jest jako zwycięzca w walce z szatanem. Mnie kojarzy się przede wszystkim z licznymi dziełami malarskimi, w tym z Sądem Ostatecznym Hansa Memlinga, a także z pięknymi ikonami, które oglądałem na Białorusi, w Kijowie i w synagogach wileńskich. Zaopatrzony w ognisty miecz i wagę do mierzenia dobra i zła, staje do boju z najgorszymi demonami. Jednym z moich głębokich pragnień jest podróż do Francji, do klasztoru Mont Saint-Michel oraz do groty Gargano we Włoszech – dwóch niezwykłych miejsc kultu. Byłem kiedyś w San Giovanni Rotondo, blisko Gargano, ale nie interesowałem się wtedy jeszcze tak bardzo św. Michałem. To jego wzywa się i prosi o pośrednictwo podczas egzorcyzmów i on odprowadza chrześcijan, po śmierci, do wieczności. Modlitwa do niego, a zarazem egzorcyzm prywatny, brzmi tak: Święty Michale Archaniele! Broń nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Książę niebieskich zastępów, Szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Wiele godzin spędziłem słuchając utworu Mike’a Oldfielda Mont Saint Michel, z płyty Voyager.

Lektura nowego numeru pisma michalitów przynosi relację z sesji naukowej poświęconej najsilniejszemu archaniołowi, która odbyła się we wrześniu w Miejscu Piastowym. Jest też opowieść o prof. Wincentym Kućmie, który ma w swoim dorobku pomniki św. Michała. Na zdjęciu odnalazłem siostrę Dawidę Ryll, którą poznałem podczas wyprawy do Włoch. Pisze ona wspaniałe wiersze, wyciszone, delikatne, jakże różne od rozgwaru poezji, z którą miewam do czynienia podczas spotkań z nawiedzonymi autorami. Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł ks. Edwarda Stanieka o biblijnym Jakubie, tekst Anny Krzywonos o bł. ks. Bronisławie Markiewiczu. Niezwykle innowacyjny i mądry jest też wykład ks. Tomasza Stępienia o panowaniu aniołów nad przestrzenią. Cytuję tutaj fragment tego wykładu: Warto uświadomić sobie, że panowanie aniołów nad przestrzenią jest całkowite. Jest to prosta konsekwencja panowania aniołów nad materią w ogóle. To znaczy, że nie ma dla nich znaczenia, jak bardzo odległe od siebie są początek i koniec ruchu. Obojętnie, czy są to metry, czy lata świetlne, zawsze poruszanie się przebiega w ten sam sposób: anioł przestaje być obecny w jednym miejscu i zaczyna być obecny w drugim. Ciekawa to formuła i zastanawiająca w świetle literatury SF, gdzie teleportacje i równie nagłe przeniesienia, są dobrze znane. Powyższe uściślenia znajdują swoje potwierdzenie w tekście o Tertulianie (ok. 155-230), rzymskim retorze i prawniku, pochodzącym z Kartaginy. Herbert Oleschko kreśli jego sylwetkę w cyklu Aniołowie według Ojców Kościoła i cytuje fragment Apolegetyku, w którym czytamy o skrzydlatych duchach: w jednej chwili są wszędzie, cały okrąg ziemi jest im jednym miejscem. W numerze pisma znajdziemy też ciekawy artykuł Żanety Groborz-Mazanek o akwareli Williama Blake’a przedstawiającej Hioba, przeczytamy też syntetyczny tekst ks. Jerzego Misiurka pt. Michał Archanioł w objawieniach świętych. W czasopiśmie są też relacje z podróży, recenzje książek i sztuk teatralnych o aniołach, a całość – w cyklu o świątyniach pod wezwaniem św. Michała – zamyka przybliżenie kościoła i parafii w Dębnie (Karpaty Zachodnie). Moją uwagę przykuła też fotografia kaplicy św. Michała Archanioła na stożku wulkanicznym w Le Puy we Francji – w zdumiewający sposób kult tego świętego związany jest ze strzelistością i sięganiem przez ludzi ku niebu. Ks. Krzysztof Poświata wskazuje: Jak niewiarygodnych miejsc dotknął stopą swej obecności Archanioł? Strzelista, misternie wykonana wieża kościoła na greckiej wyspie Rodos. Dobrze znana michalickim wspólnotom, starożytna grota na Monte Sankt Angelo. Słynne sanktuarium św. Michała na skalistej wyspie w południowo-zachodniej Normandii (…). Zaraz potem (…) piramidalna wyspa u wybrzeży Kornwalii, połączona ze stałym lądem drogą możliwą do pokonania jedynie podczas odpływu. Są jeszcze inne przywołanie, zawsze związane ze strzelistością i niezwykłym charakterem miejsc. Poniżej zdjęcie z Wikipedii, przedstawiające sanktuarium w Normandii.

OJCIEC PIO

25 maja 2008. To jest wielka sensacja, na skalę światową. Po czterdziestoletnim złożeniu w grobie, ekshumowano i wystawiono na widok publiczny ciało św. Ojca Pio. Po zabiegach specjalistów od balsamowania i pokryciu twarzy cieniutką warstwą silikonu, święty prezentuje się lepiej niż podczas pogrzebu. Natychmiast pojawiły się na YoTube i w innych witrynach internetowych filmy porównujące ciało w 1968 roku i w chwili obecnej. Widziałem już sporo zachowanych doczesnych kształtów osób wyniesionych na ołtarze, w Asyżu, w Rzymie, w wielu innych miejscach. Oczywiście w śmietniku internetowym, pod artykułami informującymi o tym wydarzeniu, pojawiło się sporo głupawych wpisów, porównujących je eksponowaniem trupa Lenina w Moskwie czy innych przywódców komunistycznych w krajach azjatyckich i europejskich. W przypadku Padre Pio mamy do czynienia z człowiekiem autentycznie świętym, który w czasach nowoczesnych dokonywał cudów, znanych dotąd tylko z hagiografii. Wiele z nich ma bogatą dokumentację medyczną i podparte jest analizami autorytetów lekarskich. Trudno przejść do porządku dziennego nad opisami wielu zjawisk ponadnaturalnych, tym bardziej, że potwierdzają je ogromne rzesze ludzi na całym świecie. Byłem u grobu tego świętego w 2003 roku i prawdę powiedziawszy, myślałem, że jego ciało znajduje się w czarnej granitowej bryle, w podziemiach kościoła w San Giovanni Rotondo, a tymczasem na filmach z ekshumacji widać wyraźnie, że pod granitem był dość głęboki kamienny grobowiec. Teraz ciało wygląda jakby zmarły spokojnie spał, aczkolwiek jest w nim też eschatologiczna groza, jakby głębokie zapatrzenie w przepaście śmierci. Gdyby udało się pojechać do Włoch w ciągu najbliższego roku, to spotkanie twarzą w twarz z ojcem Pio byłoby dla mnie wielkim przeżyciem. Co innego filmy, co innego bliskość grobu, a co innego widok ciała człowieka, który w historii Kościoła i dwudziestowiecznej Europy jest kimś tak wyrazistym i budzącym tyle emocji. Zastanawiało mnie zawsze, że człowiek ten działał tak blisko groty w Monte San Angelo, jednego z najważniejszych miejsc dla kultu św. Michała Archanioła. Jak powszechnie wiadomo jest ów anioł największym przeciwnikiem personifikowanego zła. Padre Pio przez całe życie prowadził wojnę z złem, a biografowie mówią nawet o jej fizycznych znakach. Myślę, że owo wydobycie ciała świętego ma jakieś ukryte znaczenie dla naszych czasów i dla świata. Gdy w 1968 roku ten mnich umierał miałem dziesięć lat i leżałem w szpitalu z powodu komplikacji związanych ze złamaną ręką. Biegałem wtedy w sporej grupie rówieśniczej i pewnego dnia spadłem pechowo z drabinek na podwórku. Ręka źle się zrosła i konieczna była operacja chirurgiczna, ale szybko wróciłem do zdrowia i zacząłem chodzić na treningi szermiercze. Na dobrą sprawę Padre Pio pojawił się na dobre w moim życiu w 1986 roku, kiedy miałem liczne problemy z powodu pewnej prowokacji w środowisku artystycznym Bydgoszczy. Przyjdzie jeszcze czas by o tym napisać, na razie jednak mam jakby inne kierunki moich prac. Czytając biografie i hagiografie tego niezwykłego człowieka, ekscytowałem się licznymi opisami zdarzeń trudnych do wyjaśnienia, ale też dostrzegałem niezwykłą konsekwencję i wiarę, która prowadzi kapłana na szczyty. Teraz patrzę na ciało, które jest jak zasuszona róża, która ma być symbolem miłości i oddania. Wiele kobiet tak czyni, pozostawiając bukiet ślubny, kwiaty otrzymane od ukochanego przy oświadczynach czy jakimś szczególnym zdarzeniu. Zakochani mężczyźni przechowują fotografie, jakieś kamyki, muszle, kosmyk włosów wybranki, która rozświetliła ich życie, albo odeszła w siną dal. Zasuszona róża, choć martwa, ma w sobie żar miłości i jest jej widomym znakiem.

%d blogerów lubi to: