Jidi Majia, będąc poetą ludu Yi, był też zawsze piewcą całej ludzkości – głęboko zatroskanym jej kondycją intelektualną i stanem fizycznym. W wierszu pt. Kim byliście? Wskazywał wagę pracy służby zdrowia i poświęcenie poszczególnych lekarzy, pielęgniarek, pracowników szpitalnych dla tych, którzy oczekiwali pomocy. To był zarazem wiersz profetyczny, w jakiś sposób zapowiadający to, co będzie się działo w dobie pandemii koronawirusa Covid-19. Poświęcony osobom, które straciły życie w trakcie wcześniejszej epidemii SARS, był pochwałą poświęcenia i walki bezimiennych bohaterów w sytuacji krańcowej, wymagającej szybko podejmowanych decyzji i oddania służbie dla człowieka. Taka postawa skojarzyła się poecie z tęczą, rozświetlającą zwykłe życie i wskazującą inną rzeczywistość, zakorzenioną w micie i podaniu kulturowym. Ludzie zajmujący się chorymi urastali w wyobraźni poety do rangi przedwiecznych herosów, śmiało idących na spotkanie ze śmiercią i wierzących, że poświęcenie dla drugiego człowieka ustawia takich opiekunów w jednym szeregu z bohaterami mitologicznymi, tworzącymi zręby dawnych struktur społecznych. W nowym poemacie – pt. Rozdarta planeta – poeta wprowadza wyraziste tony ekologiczne, przywołując najpierw zwierzę symboliczne, od dawna zagrożone wyginięciem i słynące ze swojej inteligencji i strategii łowieckich. W dawnych czasach Azję, od północy do południa i od zachodu do wschodu, przemierzały tysiące tych wolnych drapieżników, dbających o równowagę zwierzęcą w ekosystemach. Starczy przypomnieć, że w roku 1900 liczbę azjatyckich tygrysów szacowano na 100 tysięcy osobników, a sto lat później naukowcy doliczyli się ich ledwie około trzech tysięcy. Zaczynając swój poemat od przywołania zwierzęcia symbolicznego dla ludów tubylczych z pograniczy górskich i plemion żyjących w lasach, Majia dedykuje go całej ludzkości i wszystkim żywym istotom naszej planety.
Zdumiewająca jest wiedza poety, w jednej chwili sięgająca najdalszych zakątków kształtujących się systemów społecznych, mądrze rozumiejąca współistnienie ze światem ptaków, ssaków, ryb i owadów, a potem jednym rzutem przeskakująca ku myśli Marii Curie-Skłodowskiej i jej wizji niebezpieczeństw globalnych. Majia jest intelektualistą nowego czasu, który wyszedł z zamkniętej społeczności Yi, żyjącej w chińskim interiorze, a potem widział przemiany społeczne, gospodarcze i architektoniczne współczesnych Chin, by w końcu zobaczyć cały świat, we wszelkich jego odmianach. Podróżując w imię poezji, biorąc udział w wielu festiwalach literackich, na kilku kontynentach, zauważył jak zmienia się nasz glob i odzwierciedlił to kongenialnie w swojej liryce. Jego fenomen polega na tym, że będąc poetą jakże trudnego chińskiego języka mandaryńskiego, znalazł sposób by jego poezja przeniknęła granice państwowe i kulturowe i stała się znakiem nowoczesnego kraju, rozwijającego się w zawrotnym tempie. A przy tym tak modyfikował swój warsztat liryczny, tak wsłuchiwał się w brzmienie poezji świata, że zaczął pisać wiersze uniwersalne, łatwo dające się interpretować pod różnymi szerokościami geograficznymi. Starodawna ciuchcia z jednego z jego wierszy skojarzyła się twórcom latynoskim z pojazdem wolno wspinającym się po transandyjskich torach, ułożonych przez polskiego inżyniera Ernesta Malinowskiego, ale została też rozpoznana przez poetów i krytyków w krajach europejskich, w Afryce, Australii i Ameryce Północnej. Ciuchcia jest tutaj tylko jednym z elementów, pojawiających się w tej polifonicznej poezji, ale też staje się jednym z jej niezwykłych odnowień – owych zdumiewających podążeń z rzeczywistości chińskiej ku uniwersum świata. Szybko też poeta dostrzegł w tym swoją misję i stał się jednym z najważniejszych ambasadorów kultury chińskiej we współczesnym świecie.
Jidi Majia zauważa, że w pierwszych dziesięcioleciach XXI wieku toczy się wojna o wiele groźniejsza od starć z przeszłości. Zarazem wskazuje, że ludzkość zatoczyła krąg i znalazła się w tym samym punkcie, w którym była, gdy szalały epidemie dżumy, wietrznej ospy, grypy Hiszpanki, tyle tylko, że obecnie ta wojna jest znacznie trudniejsza. Ludzie bez problemów przekraczają granice, w ciągu jednej doby przelatują z kontynentu na kontynent i roznoszą zarazki, transportują wirusy, przyczyniają się do globalnego rozprzestrzeniania się chorób. Dopiero w takiej sytuacji Zachód po raz kolejny spotkał się ze Wschodem, nowy Jedwabny Szlak został uruchomiony, a idea jednego pasa i jednej drogi, przyczyniła się do strategicznego ożywienia ekonomicznego. Nieszczęsne wydarzenia, związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa nieco spowolniły tempo, ale nie zatrzymały zmian, wskazując niebezpieczeństwa i nowe zagrożenia. Wojna z ukrytym przeciwnikiem stała się realnym starciem z siłami zła – jak w dawnych opowieściach szamanów i bimo ludu Yi – osiągnęła też niespotykany dotąd pułap, mobilizując rządy na całym świecie. W takiej sytuacji poeta opowiada się po stronie życia, a przywołując wojny przeszłości, mobilizuje światłych ludzi, by podjęli właściwe działania i przestali machać obosiecznym mieczem. Tak wraca idea solidarności i egalitaryzmu, tak poeta podkreśla wagę każdego pojedynczego życia i każdej biografii, jakże potrzebnych w procesie budowania i kształtowania świetlanej przyszłości nowych społeczeństw i kruchej ludzkości. Taki rozwój dokonał się i stale dokonuje się we Chinach i nawet najgorsze wieści z Wuhan, nie były w stanie go zatrzymać – wręcz przeciwnie idea jednego pasa i jednej drogi skonsolidowała siły i wskazała wyrazisty cel. Ludzkość przechodziła już takie krytyczne momenty i rozdzielana bywała czarnymi rowami śmierci, ale zawsze wstawała z kolan i zaczynała nowy marsz do przodu. Dla ludzkości każda śmierć – bez względu na okoliczności – jest znakiem zła i znosi potencjalne linie rozwoju, ruguje tych, którzy nagle odeszli, z planów kreślonych przez wielkich wizjonerów.
Jak w innych dłuższych poematach, Majia stara się nakreślić w Rozdartej planecie wizję świata, w którym uczestniczy. To jest jego świat, oglądany oczyma człowieka Wschodu, a zarazem świat intelektualisty, który stale nawiązuje do swoich wielkich przewodników; wymienia ojców duchowych i tych, z którymi od dawna dyskutuje. Jego ogromna wiedza literacka, historyczna i filozoficzna stają się żyzną glebą, z której kiełkują – niczym rośliny – nowe idee. Poeta jakby przemyca je między słowami, wersami i strofami, ale wyrazisty egalitaryzm i ekologizm jaśnieją w pełnym blasku i stają się zwornikiem ideologicznym na wielu poziomach poematu. Wciąż podkreślając kruchość doświadczenia ludzkości, poeta wydobywa z mroków zapomnienia subtelne myśli, tworzy swoistą sieć metaforyczno-wizyjną, w której niczym poszczególne oka pojawiają się obrazy z Nowego Jorku i Meksyku, z Pekinu i Teheranu, z afrykańskiej dżungli i australijskiego buszu. Powie ktoś może, że takie panoramiczne poematy nie mogą się udać, że rozmyją się w wielosłowiu, a przywoływane obrazy nałożą się na siebie, ale przecież dzieło Majii przeczy tym obiegowym poglądom, a fenomen jego poezji dowodzi, że twórca panuje nad każdą cząstką swojego utworu. Zrozumieją to krytycy, którzy wyruszą na wyprawę do Chin i skonfrontują swoje wyobrażenia o tym kraju z rzeczywistością – zauroczą się nową architekturą miast, zamyślą się pośród grobów przeszłości, przemkną szybką koleją z północy na południe i ze wschodu na zachód. A do tego zapoznają się z poglądami ludzi, którzy współczesne Chiny tworzą i otwierają je – jak Jidi Majia – na świat i na to, co w nim najlepsze. Wtedy zrozumieją jaką wagę mają dla nich tak symboliczne zwierzęta jak irbis, tygrys, czy cziru, wtedy dotrą do istoty uwielbienia rzek i mórz i wtedy staną w jednym szeregu z mądrymi obrońcami dzieł postępowej ludzkości. Poemat Majii może tutaj być ważnym impulsem, może jak iskra spowodować wybuch intelektualny, który zaowocuje nowymi myślami i nowymi dziełami, który zapoczątkuje wielką fascynację Chinami i światem. Tylko tak wzmocnić można kruchą ludzkość, tylko tak można przyczynić się do rozwoju nauk niezbędnych, by pokonać niewidzialnych wrogów naszej trudnej teraźniejszości.
Ekologia – według poety – powinna stać się nieodzowną strategią nowej ludzkości, bo tylko ona da jej szansę przetrwać pośród kataklizmów przyrody i ataków nowego, niewidzialnego wroga. W czasach bimo i opowieści o przodkach zawsze podkreślano wagę współistnienia z naturą, a modlitwy do zabijanych zwierząt nie były tylko próbami usprawiedliwień okrucieństwa związanego z polowaniem, to było ustawianie zwierząt na tym samym poziomie istnienia, to było przyznawanie im należnego miejsca w ekosystemie, obok ludzi i innych istot, egzystujących w swoich niszach istnieniowych. Mity, opowiadane przez szamanów przy ogniskach, legendy przywoływane przez bimo podczas wielkich obrzędów kulturowych, stawały się szkołą życia i współistnienia, ale dopiero, w umyśle takiego poety jak Majia, magia, mity, historia, filozofia i rzeczywistość XXI wieku zostały wymieszane i stały się tkanką wizyjnego poematu, domagającego się uważnej analizy krytycznoliterackiej i naukowej. Jak w kalejdoskopie migają w nim zwierzęta schodzące w doliny, pierwsze samoloty braci Wright, chleb i ołówek, rakiety i statki kosmiczne, powszechna komunikacja komputerowa i nieustanne przekraczanie granic. A przy tym, przez tkankę utworu, przebija się i połyskuje obraz nieodgadnionego wszechświata, z jego niewyobrażalnymi, przeogromnymi odległościami kosmicznymi, galaktykami, gwiazdami, planetami, asteroidami i kometami. Tak w wyobraźni poety tworzy się p r z e s t r z a ł transcendentalny – od niewielkiej, niewidzialnej drobiny, zabijającej człowieka, do monstrualnej struktury kosmicznej, dającej się zmierzyć w parsekach i latach świetlnych. Gdzieś pośrodku tej wielkiej sakralnej przestrzeni poeta lokuje człowieka, gramolącego się na świat z kobiecego łona, a potem próbującego podtrzymać błędny ognik życia, jak najlepiej ochronić go przed deszczem i wiatrem złych dni i nocy. Zdumiewająca jest wizja planetarna poety, który co i rusz zmienia kąt widzenia i z rzeczywistości plemiennej, wiejskiej lub miejskiej kieruje uwagę czytelnika ku dalom kosmicznym, by z ich perspektywy zauważyć piękno i niepowtarzalność błękitnej planety. Chińczycy w szczególny sposób rozumieją skale czasowe w obrębie naszego świata – dla nich życie jest chwilą, stulecie minutą, a dopiero tysiąclecia zyskują wagę dziejowych godzin. Wszystko się zmienia, możemy na chwilę odgrodzić się od świata glinianą czy betonową ścianą, ale postęp jest nieuchronny i przeszłość odchodzi ku nieistnieniu jak poszczególne ludzkie byty. Tak było w czasach chińskich cesarzy, europejskich władców i tyranów i tak jest dzisiaj, gdy ludzkość sięga gwiazd, a pojazd kosmiczny z Państwa Środka ląduje na księżycu.
Końcowy apel poety nie pozostawia złudzeń – w epoce koronawirusa potrzebna jest nowa solidarność i powrót do korzeni – do tygrysa swobodnie przemierzającego gęstwiny roślin, do irbisa sondującego zbocza gór, do stad suhaków pasących się nad brzegami jeziora Qinghai. Były gubernator tych miejsc doskonale zdaje sobie sprawę z wagi czystości natury i siły odwiecznych procesów przyrodniczych, ożywiających wielkie rzeki, oczyszczających jeziora i mnożących byty w głębinach mórz. Cywilizacje powstawały i wciąż trwają w oparciu o siły natury, a ich rozwój ściśle uwarunkowany jest tym, co dzieje się w świecie ludzkim, w przestrzeniach dominującego gatunku, który jako jedyny wydostał się z wąskich obszarów animistycznych i wzniósł się na wyższy poziom rozwoju. Szkoda byłoby zmarnować osiągnięcia wielu pokoleń i nie wolno dopuścić do tego, by ukryty wróg zawładnął światem. Nigdy dotąd – wskazuje Majia – człowiek nie stanął przed takim zadaniem i nigdy tak wyraziście nie uzewnętrzniła się potrzeba ogólnoludzkiej jedności, sprawnego podążania jedną drogą, w obrębie jednego pasa kulturowego. W takim rozumieniu przyszłość planety zależy od wszystkich żywych istot, od wspólnych działań i jednego, wielkiego wysiłku. Koronawirus powinien stać się ostrzeżeniem i zarazem przypomnieniem, że funkcjonujemy w warunkach kosmicznych, a tylko cieniutka błona ozonu chroni nas przed promieniowaniem kosmicznym i zabójczymi procesami, które w każdej chwili rozgrywają się w kosmosie. Majia nie pragnie być wieszczem i nie chce straszyć ludzkości – jego poemat jest kolejnym zwróceniem uwagi na kruchość rozdartej planety i całej ludzkości. Starczy wejść do grobowca cesarza Wanli z dynastii Ming, starczy zatrzymać się przy pysznych koronach i kościach, zdewastowanych przez czas, by zrozumieć, że w każdej epoce potrzebna jest wielka rekonstrukcja świata, odnowienie wszystkich i wszystkiego. Potrzebne jest wzmocnienie człowieka, w każdej rzeczywistości gotowego podjąć wyzwanie i stanąć do walki z widzialnym i ukrytym wrogiem.