
Widok z okna wieżowca na Pekin i dalekie wzgórza
Mam kłopoty ze snem, bo biologicznie, stale jestem w polskiej strefie czasowej i muszę przystosować się do rzeczywistości chińskiej. Różnica sześciu godzin daje mi się we znaki, tak samo, jak podczas pobytów w Stanach Zjednoczonych. Budzę się wiele razy w nocy, wstaję z ogromnego łoża, podchodzę do okna, czasem siadam do biurka i piszę nowe wiersze, rzucam na papier jakiej notatki, pierwsze zarysy tekstów. Zdumiewają mnie te eksplozje liryczne, których dawno u mnie nie było i nawet zdawało mi się, że całkowicie i nieodwracalnie zamilkłem. Tymczasem, już podczas pierwszego pobytu, na Wyżynie Tybetańskiej, napisałem wiele nowych tekstów, a w pekińskim hotelu, za sprawą nowych zapisów, moja nowa książka poetycka staje się powoli faktem. Będzie prawdopodobnie nosiła tytuł Sprzedawca skowronków i doszlifuję ją, może jeszcze czymś wzbogacę, już w Polsce. Kładę się z powrotem do łóżka, śpię godzinę, dwie i znowu wstaję, przyglądam się panoramie Pekinu, rozpościerającej się szeroko za oknem. Nadchodzi pora porannego prysznicu, golenia, ubierania się i zjazdu windą na śniadanie. Znowu jem ogromne ilości owoców, biorę też kawałek pieczonej szynki, sadzone jajko i kawę. Wracam do pokoju, jeszcze siedzę chwilę przy biurku, wypijam kieliszek whisky na dobre trawienie i mogę ponownie zjeżdżać na dół. Moi chińscy przyjaciele już czekają na mnie, jest też Topol, dojechał László Krasznahorkai, kilku pisarzy z różnych rejonów Chin. Witamy się, wymieniamy stosowne grzeczności i już wędrujemy do przestronnego samochodu, którym pojedziemy do Pamirskiej Akademii Sztuk i Kultur. Po drodze przyglądam się ruchowi ulicznemu i ludziom jeżdżących na rowerach, przemykających po chodnikach, czasem mój wzrok zatrzymuje się na jakimś niezwykłym obiekcie architektonicznym, innym razem wędruje daleko i ponad domami, wyodrębnia pasmo gór. Zajeżdżamy przed znany mi już wielki wieżowiec i ponownie jedziemy windą na siedemnaste piętro, gdzie czekają poznane już, młode, zawsze uśmiechnięte, panie z obsługi. Biorę kubek z wrzątkiem i wrzucam do niego saszetkę z zieloną herbatą, a potem pijąc zerkam, to na uczestników spotkania, to na panoramę Pekinu za oknami. Wszystko zostało profesjonalnie przygotowane, jest rzutnik multimedialny, na którym wyświetla się plakat z nazwą konferencji i fotografiami uczestników, każdy otrzymał też zestaw materiałów i książek, są już tłumacze i inni goście. Trochę bawi mnie Chińczyk mówiący po czesku i przekładający to, co artykułuje Topol. Jest też starsza, urodziwa pani, która tłumaczy wypowiedzi Węgra, a ja mam tłumacza z języka angielskiego, którym muszę się posługiwać, bo Chińczycy, mówiący po polsku, wcześniej zostali przypisani do innych imprez. Wiedząc o tym, przygotowałem w Polsce sporo materiałów, zabrałem też angielskie tłumaczenie referatu o współczesnej poezji światowej.

Od lewej: Topol, jego tłumacz i Luo Ying
Przyglądam się uczestnikom i moje zainteresowanie budzą przede wszystkim pisarze chińscy, którzy słabo mówią po angielsku, ale co jakiś czas pomaga im mój tłumacz i dobrze się dogadujemy. Jest już też Zhao Si, moja przyjaciółka z pobytu w Xining, czekamy tylko na Luo Yinga, poetę i miliardera, właściciela budynku, w którym jesteśmy, a także jeszcze wielu innych wieżowców w Pekinie. Myślę, że wejdzie w połyskującym garniturze od Diora, ze złotą Omegą na ręku, a tymczasem, po chwili, pojawia się dwumetrowy mężczyzna w skromnej marynarce, w znoszonych dżinsach i z nieodłącznym uśmiechem na twarzy. Urodził się w Lanzhou w 1956 roku, a dorastał w Yinchuan, nieopodal Żółtej rzeki, gdzie przeniósł się wraz z rodzicami pięć lat później. Zaczął pisać i publikować wiersze w bardzo młodym wieku, a jednocześnie podjął studia inżynierskie i rozwinął różne biznesy. Szybko osiągnął sukces w branży turystycznej i zaczął też inwestować w inne dziedziny. Tak stał się jednym z najbogatszych ludzi w Chinach, a przy tym, prawie się nie zmienił i nie porzucił swoich literackich zainteresowań. W przerwie obrad zaprosi nas do swojego mieszkania, dwa pietra wyżej, gdzie ma ogromne akwarium z pięknymi, dużymi rybami, papugi hiacyntowe, trochę książek i wygodne biurko, z którego zarządza wszystkim. Moje zainteresowanie wzbudził profesjonalny sprzęt wspinaczkowy, rozłożony na ziemi w jednym z pokoi. Okazało się, że Luo Ying jest także alpinistą, z ogromnym dorobkiem w tym względzie – dowiedziałem się, że zdobył wiele ośmiotysięczników w Himalajach, a także innych trudnych szczytów na całym świecie. Powiedział mi, że wiersze pisze w przerwach pomiędzy wyprawami i podarował mi luksusowo wydany tom pt. Puste szkła i puste stoły. Bardzo mi się spodobał ten człowiek, dysponujący miliardami euro (ta waluta wchodzi do powszechnego użytku w Chinach), ubierający się skromnie, mający swoje pasje i piszący piękne wiersze. Przetłumaczę ich nieco i opublikuję w „Temacie”, bo ujmują tematyką i delikatnością i zasługują na szeroką promocję poza Chinami. Podczas całej konferencji będę wielokrotnie rozmawiał z tym wysokim mężczyzną, który jakoś szczególnie zainteresował się tym, co prezentowałem, wydaniami zagranicznymi moich książek i moją biografią.

Tang Xiaodu i hostesy z Pamirskiej Akademii Sztuk i Kultur
Obok Luo Yinga, najważniejszą chińską postacią podczas spotkania jest Tang Xiaodu, jeden z najwybitniejszych współczesnych krytyków w tym kraju. To on prowadzi obrady, prezentuje uczestników i zagaja kolejne wątki dyskusji. Jego wizja współczesnej poezji jest mi bardzo bliska, bo zakłada, że poeta jest wyrazicielem największej ludzkiej wrażliwości i odbiciem świata w jego najistotniejszych przejawach. Każdy wiersz ma swoją dramaturgię, ale też nasączony został indywidualną osnową, na którą składają się jednostkowe doświadczenia, fakty nieznane szerszemu ogółowi, mające wpływ na ostateczny kształt wiersza. Jadąc do Chin, myślałem, że będzie tam obowiązywała restrykcyjna cenzura, a tymczasem rozmowy i wykłady są otwarte i nie pomija się trudnych tematów. Pan Tang delikatnie moderuje dyskusje i głodny jest wszystkiego, co może wzbogacić jego wizję poezji, przepytuje szczegółowo Topola i mnie, udziela często głosu Krasznoharkaiowi i pisarzom chińskim, a potem zbiera wątki dyskusji, mądrze je podsumowuje. Widzę, że nieobce są mu nauki Konfucjusza, Lao Tse i Sun Tzu, ale stale przekuwa starożytne ujęcia na współczesne formuły, przydaje rozmowom i wypowiedziom głębi filozoficznej. Potem, po kolejnych panelach, jest wspaniałym gospodarzem obiadów i kolacji w chińskich restauracjach. Na okrągłych stołach pojawiają się nowe potrawy, a więc sporo ryb, zupa z żab, pierożki nadziewane jakimś „tajemniczym” mięsem, a nade wszystko wiele warzyw, owoców, fasolek i orzechów. Nie eksperymentuję z jedzeniem i nakładam pałeczkami to, co wygląda swojsko i nie zapowiada żadnych niespodzianek. Rozkoszuję się smakiem karczochów, szparagów, pochłaniam ogromne ilości owoców, fasoli i ryb. Zastanawia mnie tamtejszy sposób konsumpcji alkoholu, którego widzę na stołach niewiele i jest to najczęściej doskonałe wino, trochę sake, czasem jakieś pojedyncze piwo. Umysły przez cały czas pozostają jasne i dyskusje są bardzo interesujące. Sympatyczna żona pana Tanga dopytuje pisarzy z Europy o stosunek do Mao Tse Tunga, a gdy słyszy, że był on mordercą, jest jakby trochę zawiedziona. Niby w Chinach mówi się o tym, ale stale wyczuwalny jest kult wielkiej jednostki, przywódcy, który pociągnął za sobą miliony. Rozmawiamy też o wydarzeniach z czasów rewolty studenckiej, o współczesnym świecie, ale stale też wracają motywy literackie i dyskusja o teoretycznym podejściu do zawodu pisarskiego. Tanga wyraźnie fascynują pisarze, którzy osiągnęli szerszy sukces, dopytuje się o strategie literackie, pragnie dowiedzieć się w jaki sposób opublikowaliśmy swoje książki za granicą, jakie mamy plany i co chcielibyśmy usprawnić w naszej pracy. Daleko mi do tylu wydań zagranicznych, jakie stały się udziałem Krasznohorkaia czy Topola, ale mam też jakieś swoje doświadczenia w tym względzie. Zarówno w Chinach, jak i w USA, czy w Europie, potrzebne są duże pieniądze i sprawnie prowadzona akcja promocyjna, w której ważną rolę odgrywają mecenasi i sponsorzy. Myślałem, że dla moich chińskich przyjaciół takim „parasolem” jest Luo Ying, ale okazuje się, że nawet on nie daje pieniędzy w ciemno, za każdym razem pragnąc osiągnąć też jakiś indywidualny cel. Kraj Środka to wielki rynek literacki i osiągnięcie w nim sukcesu, zaistnienie na rynku, oznacza milionowe wydania i prawdziwy deszcz pieniędzy dla autorów. Dlatego, naprawdę dobrzy pisarze, są tam bardzo cenieni i chodzą w glorii osób, które wykuły kształt swego życia pracowitością i talentem i potrafiły tak je poprowadzić, by znaleźć się w pewnym momencie na szczycie ludzkich dokonań.

Wejście do jednej z pekińskich restauracji
Topol niecierpliwi się z powodu przeciągających się dyskusji, ale organizatorzy zapowiadają, że po konferencji zobaczymy w Pekinie i w okolicach wszystko, z czym będziemy chcieli się zapoznać. Dla mnie już samo przebywanie w tych miejscach jest wielkim doświadczeniem i obserwuję ludzi, budowle, pojazdy w drodze na obiad lub kolację, a nade wszystko popatruję na świat za oknem sali, w której debatujemy. Co kilkanaście minut przejeżdżają wagoniki metra, które w tym miejscu pojawiają się na powierzchni i płyną dalej, ku odległym dzielnicom miasta. Na ulicach toczy się wciąż sporo wielkich ciężarówek, wyładowanych żołnierzami, jakichś wozów dostawczych, mknących do sklepów i na targowiska, a nade wszystko małych skuterów, z dobudowanymi budkami, załadowanych po szczyt zielonymi porami, włoską kapustą lub jakimiś kolorowymi pudełkami. Tysiące ludzi porusza się na rowerach, na szybkich skuterach i na japońskich motocyklach, wielu przemyka piechotą, przystając na przystankach autobusowych, przechodząc ruchliwe jezdnie. Mój wzrok wędruje często ku dalekim wzgórzom za miastem i ku wysokim wieżowcom, rozsianym w różnych punktach Pekinu, świadczących o żywiołowym rozwoju tej części świata. W przerwie między obradami, podchodzi do mnie Zhao Si o objaśnia mi co mieści się w najpiękniejszych budowlach, spośród których większość należy do Luo Yinga i do jeszcze kilku najbogatszych ludzi w Chinach. Bierzemy do rąk kubeczki z zieloną herbatą i patrząc za okno, wspominamy wcześniejszy pobyt w Xining, gdzie się poznaliśmy i przegadaliśmy wiele godzin. Ta delikatna kobieta jest tłumaczką i poetką, ale przede wszystkim jest wrażliwą istotą, która chciałaby jak najlepiej przeżyć dane jej dni. Marzą się jej dalekie podróże i spotkania z wieloma ludźmi, ale chciałaby też coś po sobie zostawić, nawet jeśli miałby to być jeden porządny zbiór wierszy. Zauważam u niej, rzadko pojawiające się u europejskich kobiet, filozoficzne nastawienie do życia, jakby snujący się stale, w jej świadomości, szlachetny smutek, refleksję nad sobą i światem. Nawet gdy się śmieje widzę w jej oczach głębie i jakby nieustające przeczucie śmierci, a przy tym jakieś dalekie przestrzenie, w których często bytują jej myśli. Pokazuje mi jeden z traktów, którymi podąża w dal wiele samochodów i mówi, że to najbardziej reprezentacyjna ulica Pekinu, którą pojedziemy jeszcze kilka razy. Obiecuje wiele niespodzianek po konferencji i cieszę się, że spędzę w jej towarzystwie, i w gronie zaproszonych pisarzy, jeszcze sporo czasu. Wracamy do stołów konferencyjnych i słuchamy wypowiedzi chińskich pisarzy, którzy mają zadziwiające doświadczenia z czasów rewolucji kulturalnej i kształtowania się współczesnej chińskiej rzeczywistości. Mówią otwarcie o swoich rozczarowaniach, ale też rozpiera ich duma, że ich kraj pięknieje, pojawia się tyle nowych inwestycji, rośnie zamożność klasy średniej, do której najczęściej należą. Zerkam za okno i widzę, że znowu przejeżdża długi pociąg, a mgły wzniosły się już wysoko nad dalekie wzgórza, które przybrały intensywnie błękitny odcień.

Uliczny patrol
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…