Mój wieloletni przyjaciel Prof. Hatif Janabi zamieścił w periodyku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich duży artykuł o mojej twórczości i o literaturze polskiej. Warto tutaj opublikować moje odpowiedzi na zadane pytania w procesie powstawania tej cennej publikacji.
1989 był rokiem przełomowym we współczesnej historii polskiej. Przed tą datą i po niej powstały różne orientacje literackie, zwłaszcza poetyckie. Na przełomie lat 60-70-tych była nowa fala “pokolenie 68”, na początku lat 80-tych były nowe debiuty i tak zwane „Pokolenie, które występuje”, w drugiej połowie tejże dekady powstała grupa ‘Brulion” -u, a począwszy od lat 90-tych mieliśmy do czynienia z nowymi nazwiskami a wciąż w tyglu tamtych wydarzeń panowały takie nazwiska jak, Miłosz, Różewicz, Herbert i Szymborska. Gdzie znajduje siebie poeta i krytyk Dariusz Tomasz Lebioda?
Niejako automatycznie przypisano mnie do pokolenia Nowych Roczników, które jednak nie zaistniało w poezji polskiej, tak wyraziście jak wymienione przez ciebie struktury generacyjne. Andrzej K. Waśkiewicz i Jerzy Leszin-Koperski myśleli, że wydanie antologii Nowe roczniki stanie się takim samym wydarzeniem jak debiut kilku znaczących poetów w 1956 roku, albo wystąpienia nowofalowe Kornhausera i Zagajewskiego. Niestety tak się nie stało, a z antologii ocalały tylko nazwiska twórców mających siłę przebicia. Rzeczywiście rok 1989 był ważny, bo skończył się w Polsce komunizm, a na scenę literacką zaczęli wchodzić nowi twórcy. W tym roku uhonorowano mnie Nagrodą Artystyczną Młodych im. Stanisława Wyspiańskiego i może wtedy moje nazwisko najbardziej się upowszechniło. Było przy tej nagrodzie sporo szumu medialnego, a nagrodzeni twórcy (wraz ze mną aktor Zamachowski, muzyk Sojka, aktorka Ciunelis) pojawiali się w telewizji w godzinach największej oglądalności. Szybko posypały się zaproszenia na spotkania autorskie, wystąpiłem też w „Pegazie” i w Polskim Radiu. Dzisiaj, patrząc z perspektywy lat, cieszę się, że nie zachłysnąłem się tzw. sławą i zacząłem konsekwentnie podążać swoją drogą. To były badania romantyzmu europejskiego, studiowanie literatur anglojęzycznych i zamieszczanie wielu tekstów o literaturze polskiej w prasie ogólnopolskiej i regionalnej. Ta moja wielka aktywność spowodowała, że dzisiaj mój dorobek jest pokaźny i mogę w swoich późnych latach sukcesywnie komponować nowe książki eseistyczne, krytycznoliterackie, prozatorskie i poetyckie. Tak jak w okolicach 1989 roku zrozumiałem, że pisanie o literaturze i sztuce jest moim głównym zajęciem w Polsce, tak około roku 2000 zacząłem otwierać się na świat i uczestniczyć w licznych zagranicznych zdarzeniach kreacyjnych. Stało się to za sprawą naszego wspólnego przyjaciela Adama Szypera, który zaprosił mnie do Nowego Jorku i wraz ze słynnymi poetami amerykańskimi (G. Stern, S. Kunitz, H. Taylor) wziąłem udział w czytaniu poezji w siedzibie ONZ-tu.
Dariusz T. Lebioda był na początku swojej kariery literackiej typem buntownika. Proszę o wyjaśnienie istoty tego buntu.
Mój bunt miał podłoże pokoleniowe, bo wychowałem się na nowym bydgoskim osiedlu i znalazłem się w licznych grupach generacyjnych, w szkole, w klubach sportowych, na osiedlu i podwórku. To byli chłopcy i dziewczęta mniej więcej w tym samym wieku. Wszystko robiliśmy razem, w dużych drużynach – graliśmy w piłkę nożną i hokeja na lodzie, odbywaliśmy długie wyprawy piesze do pobliskich lasów i równie forsowne wyprawy rowerowe nad jeziora, rzeki, do pobliskich miast i wsi. Z racji tego, że zajęcia sportowe rozbudowały moją muskulaturę, szybko stałem się jednym z wiodących chłopaków, a później zostałem nawet przywódcą dużej grupy chuliganów. Udawało mi tak ich moderować, by nie wyrządzali za wiele krzywdy innym ludziom, ale z czasem porzuciłem ich, bo moje zainteresowania artystyczne były tak dalekie od ich świata, że nasze drogi rozchodziły się samoczynnie. Zaczynałem już słuchać muzyki poważnej, malować obrazy olejne, rysować, pojawiły się trudne lektury i pierwsze utwory poetyckie, recenzje, opowiadania. Ja studiowałem polonistykę, a oni szli swoim torem, popełniali przestępstwa i trafiali do placówek wychowawczych, a potem do więzień. Buntowałem się przeciwko temu i nie mogłem zrozumieć jak dawni wspaniali sportowcy, niezwykli pływacy i biegacze przeistoczyli się w ciągle pijanych awanturników. Po powrocie z więzień słuchałem ich opowieści o tzw. kulturze gitowców i wprowadziłem ją do mojej poezji. Natychmiast utożsamiono mnie z nimi i pojawiło się sporo nieporozumień, przeinaczeń i nadinterpretacji. Nie chcę siebie wybielać, krew miałem gorącą, nie wylewałem za kołnierz i w połowie lat osiemdziesiątych trafiłem do więzienia po paskudnej prowokacji bydgoskiego środowiska artystycznego i tutejszych esbeków. Na szczęście nie straciłem wtedy życia, wydobyłem się z kłopotów i dalej realizowałem swoje zajęcia literackie, publikując wiele tekstów i nowych książek, uczestnicząc w spotkaniach autorskich i polskich festiwalach literackich.
Jak widzisz kwestię terminu „pokoleń literackich” w Polsce?
Myślę, że ostatnio kategoria ta uległa rozmyciu, a może nawet i całkowicie zanikła. Jak wiadomo przedstawicieli tego samego pokolenia literackiego łączy podobny wiek, wydarzenia społeczne i polityczne, wspólna estetyka odzwierciedlana w manifestach i opozycja do starszych grup generacyjnych. Od czasów romantyzmu i pierwszych uściśleń pokoleniowych (Antoni Potocki, 1912; Kazimierz Wyka, 1977) mieliśmy w Polsce nadprodukcję pokoleń literackich, co wiązało się też z unarodowieniem twórczości, później kompletnie niezrozumiałej dla twórców zagranicznych. Młodzi twórcy, urodzeni po stanie wojennym mniej już interesowali się sprawami patriotycznymi i podążali ku indywidualizacji swoich dorobków. Przyczyniło się do tego też otwarcie świata, możliwość dokonywania wyborów i swobodnego podróżowania, a także niechęć do poetów i twórców uwikłanych w politykę, biurokratyzm i donosicielstwo. Dodatkowo też i fakt, że zabrakło krytyków literackich, takich jak wspomniany Waśkiewicz, którzy dalej ciągnęliby opisy generacyjne. Cóż, miały one sens w określonej rzeczywistości komunistycznej i stawały się utylitarnym opisem, z którego korzystali propagandziści partyjni i zakamuflowani moderatorzy ruchu literackiego. Każda władza ma swoich donosicieli i w przypadku młodej literatury też tacy byli potrzebni, a jeśli nawet nie zostali instytucjonalnie związani z tego rodzaju biurokracją, to ich działalność była użyteczna i pozwalała komunistom zorientować się jakie są tendencje pośród młodych twórców.
Jesteś aktywnym działaczem kulturalnym i literackim za granicą. Gdziekolwiek byś przebywał, miejsce, jej kultura, ludzie i przyroda pozostawiają ewidentny ślad. Nieraz wydaje się, że ten zakres przewyższa w ostatnich latach twoją działalność krajową. Czym ten fakt wytłumaczysz i co to ci dało?
Rzeczywiście od roku 2000 biorę udział w licznych światowych eventach literackich i artystycznych na kilku kontynentach. Po podróżach europejskich i amerykańskich zaczęły się wyprawy do Chin, Iraku, Kenii, Indii, RPA, Kolumbii, ważną rolę w moim rozwoju odegrały też wyjazdy do Armenii, Gruzji i Turcji. Z racji tego, że od młodych lat czytywałem wiele literatury podróżniczej i interesowałem się przyrodą, powstało wiele wierszy o roślinach, ptakach, zwierzętach i artefaktach kulturowych krain, w których się znalazłem. Szybko pojawił się u mnie imperatyw ich wielopasmowego opisu i z każdej podróży przywoziłem wiele wierszy, notatek, esejów. Teraz wiersze podróżne, jak nazwał je krytyk Krzysztof Derdowski, stały się równoważną częścią dla tekstów pokoleniowych i trzeciej partii – symboliki kultury. Wiersze stały się tkanką nowych, dużych tomów, takich jak Sprzedawca skowronków, Ormiańska tancerka, Żółty oleander, Miecz proroka, Złota źrenica, Rzeźba z hebanu, w których – czasem po raz pierwszy w poezji polskiej – opisałem niezwykłe zjawiska, żywe istoty, krajobrazy i budynki, a nade wszystko sytuację poety, który z przestrzeni narodowych podąża ku rozszerzeniom światowym. Szybko to dostrzeżono w międzynarodowych gremiach literackich i w 2015 roku uczyniono mnie prezydentem Europejskiego Medalu Poezji i Sztuki HOMER, którego laureatami są już tak wielcy światowi twórcy jak Adonis, Tomas Venclova, Jidi Majia, Antonio Gamoneda, Patrick Lane, Krzysztof Zanussi, Sona Van, Reiner Kunze, Tomas Lieske. Te kontakty bardzo pomagają mi w pracy literackiej i generują kolejne wyjazdy zagraniczne, spotkania z twórcami i przedstawicielami różnych generacji literackich.
Masz różne zainteresowania, niektóre nie są znane jak miłość do przyrody i botaniki. W tym zakresie masz ogromny album, co zamierzasz z tym zrobić?
Moja miłość do natury też wywodzi się z czasów młodzieńczych, gdy wiele chodziłem po lasach, podglądałem ptaki w trzcinach nadjeziornych, tropiłem sarny i jelenie pośród wzgórz, fotografowałem drobną zwierzynę na łąkach. Obecnie najbardziej interesuję się ptakami, do czego przyczyniły się podróże amerykańskie, gdy nagle znalazłem się w ptasim raju i zapragnąłem zgłębiać wiedzę na ich temat. Kupiłem fachowe atlasy i poradniki i sporo tej wiedzy wsączyłem do mojego Dziennika ornitologa oraz do książki wspomnieniowej pt. Amerykańskie chwile. Myślę, że było to takie samo zauroczenie jak u Johna Jamesa Audubona, który przemykając pośród wertepów wielkiego kontynentu, malował wspaniałe tablice poglądowe i stworzył podwaliny światowej ornitologii. Podróżując po świecie mam okazję zobaczyć ptaki charakterystyczne dla egzotycznych krain, uczestniczę w afrykańskich safari, wjeżdżam na chińskie pasma górskie i wchodzę w gęstwiny kolumbijskiej roślinności, czasem nawet ryzykując, że natknę się na jakiegoś groźnego drapieżnika. Ale możliwość zobaczenia barwnego ptaka w jego środowisku naturalnym jest wielkim przeżyciem i nie zapomnę do końca moich dni bliskiego spotkania ze szkarłatną tanagrą nieopodal rzeki Niagary, zachwytu nad zielonkawymi żołnami nad irackim Eufratem czy zetknięć z ibisami nad jeziorem Wiktorii w Kenii.
Jesteś nie tylko poetą, tłumaczem, wykładowcą akademickim, ale znanym krytykiem literackim. Według Ciebie, do czego zmierza obecna poezja i literatura polska?
To bardzo trudne pytanie i odpowiem na nie cytując najpierw mój wiersz z Tomu pt. Jasny dzień:
POLSKA POEZJA
Z pisarzami świata rozmawiam o polskiej poezji
jedni wielbią Herberta inni Miłosza i Różewicza
wielu chwali wiersze Szymborskiej ale nikt nie
wie kim był Norwid Baczyński Bursa nikt nie
czytał Leśmiana Grochowiaka i Poświatowskiej
Jakże pobieżny bywa odbiór naszych poetów
staram się wskazać inne nurty zachęcić do
lektury Krasickiego Morsztyna Janickiego
i Sarbiewskiego ale oni czytali tylko noblistów
i tego dziwnego Zagajewskiego o którym
mówią że będzie następny
Poezja jak życie ma swoje szczyty i błota
połyskujące w słońcu granie i cuchnące
metanem doły – jeśli miałbym wybrać
tylko jednego polskiego poetę
wskazałbym tego który się
jeszcze nie urodził
Bratysława 2015
Myślę, że taka sytuacja jest w każdym kraju i wcale nie zdziwiłem się, gdy w Czechach jeden bohemista zapytał mnie kim był Mickiewicz. Cóż, w Polsce i na świecie też wielu krytyków nie wie kim był ich wielki poeta Karel Macha… Wchodzenie w literaturę musi być odkrywaniem nowych przestrzeni, wskazywaniem dróg rozumienia i nieustającą interpretacją. Tak rozumiem moją misję i mam nadzieję, że będę kończył życie pozostawiwszy po sobie określony porządek literacki, badawczy i krytycznoliteracki. Literatura – jak życie – jest nieprzewidywalna, a honory i zaszczyty z nią związane na pstrym koniu jeżdżą, o czym zaświadcza choćby Nagroda Nobla przyznana nieoczekiwanie Oldze Tokarczuk i totalne pognębienie Adama Zagajewskiego, od wielu lat przygotowywanego o roli noblisty. Ważnym tropem i wskazaniem, że są tu jakieś utajnione mechanizmy, jest też jakże długie oczekiwanie na ten honor jednego z największych poetów świata – Adonisa. Obecnie jesteśmy w okresie przejściowym i dopiero po latach okaże się kto tak naprawdę szedł na czele pochodu, a kto zapadł się w jamę bez wyjścia.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…