SHERKO BEKAS I LITERATURA KURDYJSKA           

Do Katalogu wystawy sztuki kurdyjskiej napisałem tekst o wielkim poecie Kurdystanu i literaturze tego dumnego narodu.

Sherko Bekas urodził się 2 maja 1940 roku, w pasterskiej As-Sulajmanijji, jako syn wybitnego poety Fayaka Bekasa i był świadkiem wielu dziejowych zawirowań i walki Kurdów o niepodległość własnego państwa. Jego miasto rozwijało się dynamicznie i dzisiaj jest wielką metropolią, w której wznosi się najnowocześniejsze budynki, a pieniądze z wydobycia ropy naftowej pozwalają na planowanie daleko idących inwestycji i działań prospołecznych. W 1965 roku przyłączył się do ruchów wolnościowych i zaczął pracować w radiu Głos Kurdystanu, gdzie zasłynął jako bezkompromisowy komentator bieżących wydarzeń. W związku ze swoją działalnością w 1986 musiał roku uciekać z Iraku, przed reżimem Saddama Husajna, po czym osiadł w Szwecji, gdzie przebywał aż do roku 1992. Gdy skończyła się Wojna w Zatoce i pojawiły się pierwsze oznaki suwerenności, wrócił ze Skandynawii do Kurdystanu. Natychmiast też zaangażował się w pracę polityczną, społeczną i literacką, przyjmując tekę ministra kultury w lokalnym rządzie. Swoją pierwszą książkę poetycką opublikował w wieku siedemnastu lat, a potem odegrał znaczącą rolą w nowoczesnej literaturze kurdyjskiej, wprowadzając do niej wizyjny element Rûwange i świadomie rezygnując z tradycyjnych rymów. Był też twórcą krótkich „wierszy plakatowych”, powiązanych ze sztukami plastycznymi i będących rodzajem mistycznego misterium. Tłumaczony na wiele języków świata (w Polsce przez Hatifa Janabiego[1]), uhonorowany został stypendium Kurta Tucholskiego, przyjęty do szwedzkiego Pen Clubu, a także otrzymał Nagrodę Wolności Florencji. Honorowy obywatel Mediolanu, czytał z charyzmą swoje wiersze w wielu krajach świata i opublikował książki poetyckie za granicą, za co bywał nominowany do Nagrody Nobla. W eseju pt. Wykorzenienie i tożsamość Hatif Janabi pisał: Czas pozostaje dla Sherko przemijalnością ciągłą jak łańcuch, składający się z ogniw, które w każdej chwili mogą się urwać. Z punktu widzenia metafizycznego i filozoficznego, klasyczni muzułmanie tak rozumieli pojęcie zmienności temporalnej. Czas przestał płynąć podczas wydarzeń w Halabdży czy al-Anfal, ale miał swoją  kontynuację w biografiach  zamordowanych i zagazowanych, niewinnych Kurdów oraz żywych uciekinierów, maszerujący przez góry, doliny, uciekających przez morza i mijających posterunki graniczne – szukających schronienia w dalekim świecie.[2] Przejmującym doświadczeniem w dziele Bekasa jest samotność[3], przeżywana pośród rojnych miast świata i w górach Kurdystanu, podczas spotkań z innymi poetami (Adonis, Darwisz) i na ludowej agorze.

Poezja Sherko Bekasa jest próbą rozpoznania kondycji człowieka i świata, w licznych jego odmianach, mutacjach i projekcjach. Punktem wyjścia dla kolejnych opisów staje się anatomia różnych osób – spotykanych w podróży i w tajniach Kurdystanu, egzystujących na emigracji i w rodzinnych stronach. Tak jak zróżnicowany jest katalog typów ludzkich, tak wiele pojawia się sytuacji, z których poeta wyodrębnia jakiś wzorzec zachowań, postanowień i rozstrzygnięć. Świadomość ludzka nieustannie migruje i dociera do przestrzeni zamkniętych, a potem, stając się kluczem, otwiera je i objaśnia celnie dobranym słowem lub symbolem. W wierszu pt. Płaszcz taką sondą anatomiczną stają się dłonie i ruchliwe palce wsuwane do kieszeni płaszcza: Od lat/ mięły kieszenie starego płaszcza/ dotykając zakurzonych wspomnień/ Ilekroć wkładam do nich rękę/ czuję że dotykam dłoni/ poprzedniego właściciela/ a moje palce ocierają się o palce/ innej przeszłości/ Kto wie/ gdybym go sprzedał/ czyja ręka dotknęłaby mojej/ Czyje palce/ znalazłbym w tych kieszeniach/ Palce moich/ niknących wspomnień. Pustka graniczy tutaj z pełnią, zamknięta przestrzeń kieszeni z otwarciem świata, w którym ubrania i sprzęty zmieniają swoich właścicieli. Bekas potwierdza w wierszu, że ciepło ludzkie nie zanika i migruje wraz z nowymi właścicielami, którzy często nie zdają sobie sprawy z tego z czym obcują. Jakże przejmująca jest symbolika samotności i alienacji w tej liryce i jak koherentnie opisuje sytuację wiecznego tułacza, emigranta z konieczności, wciąż szukającego swojego miejsca w świecie. Diaspora kurdyjska[4] jest ogromna, rozsiana po całym świecie i poeta nie raz miał okazję wysłuchiwać relacji o osobniczych doświadczeniach przedstawicieli swego narodu. Ten mężczyzna o ostrych rysach twarzy miał gołębie serce i potrafił wyrazić w wierszu ogrom wzruszeń istot nadwrażliwych, skrzywdzonych, poszukujących czystego piękna w świecie nieustających wojen i zbrodni. Pisał w wierszu pt. Oblężenie: W tych górach i wąwozach/ od dwóch lat/ jestem oblężony przez miłość,/i to jest jedyne oblężenie,/ którego moja dusza pragnie,/ aby się wzmocniło,/ aby zacisnęło pętlę dzień po dniu/ Jedyne oblężenie,/ które im bardziej zaciska,/ tym bardziej wyzwala,/ to jest jedyne oblężenie,/ od którego nie chce się uwolnić. Tak brzmiała jego odpowiedź, formułowana w obliczu lodowatego i bezdusznego świata, tak poeta wyrażał swój program życiowy.

Miłość może przeciwstawić się złu i nawet jeśli człowiek przegrywa w ostatecznej batalii, pozostaje legenda czystości i pełni, odwiecznie kultywowana i rekreowana w nowych tekstach pisarzy kurdyjskich. To jest ta sama energia, którą Bekas wyczuwał w pustych kieszeniach i to samo pragnienie połączenia się z drugim człowiekiem: Wchodzisz do mojej duszy/ a nie jesteś płomieniem./ wchodzisz do ciała/ a nie jesteś krwią./ wchodzisz do oczu/ a nie jesteś barwą/ wchodzisz do uszu/ a nie jesteś/ dźwiękiem/ Ty/ jesteś/ tajemnicą miłości.[5] Energia uczucia jest nieuchwytna, ale wyczuwają ją istoty nadwrażliwe i pozostające w związku dusz i ciał. To ona ożywia świat i przydaje mu sens, przenika wszystkich i wszystko jak czarna materia kosmosu, która istnieje, choć nie przestaje być tajemnicą. Śpiewano i rozprawiano o niej od dawna, przede wszystkim przy ogniskach i w domowych zaciszach – zapewne stanowiła główny temat sunnickiej i jezydzkiej literatury mówionej[6], wszak prawdziwa eksplozja tekstów pisanych miała nadejść dopiero w połowie dwudziestego wieku. Wcześniej pierwsze kurdyjskie zabytki literackie powstawały wraz z konsolidacją imperiów: osmańskiego i perskiego, inspirowane przez zamożnych mecenasów.[7] Słowem pisanym posługiwała się elita intelektualna, choć z powodów politycznych wykorzystywano najczęściej język arabski, perski lub turecki. Wszakże do szóstego dziesięciolecia ubiegłego wieku w Kurdystanie powszechny był analfabetyzm i dopiero poprawa warunków bytowych oraz rozbudowa miast, dotowana przez bogatych książąt, wpłynęły na rozwój literatury. Generowała go głównie poezja, inspirowana historią i przeżyciami poszczególnych autorów, a konsolidacja języka narodowego szybko zaczęła domagać się zapisów na papierze. Może dlatego z takim entuzjazmem czytano nowe wiersze Sherko Bekasa, który z roku na rok stawał się najważniejszym poetą kurdyjskim, po śmierci uhonorowanym specjalnym mauzoleum i określeniem „bard”, wyrytym na grobie. Jego potężna wiara w miłość rymowała się z poczuciem narodowej dumy, a opisywane historie chwytały za serce, często przywodząc motywy utrwalone przez światową tradycję literacką. Czytelnicy sytuowali je w Kurdystanie, permanentnie nękanym wojnami, wybuchami i śmiercią, ale rozumieli też szerszy kontekst kulturowy. W wierszu pt. Historia miłosna poeta mówi o kurdyjskich kochankach, ale czytelnik bez trudu powiąże ich z dramatem Romea i Julii z dzieła Szekspira:Dwoje zakochanych/ Dwa przeciwległe balkony/ Obdarowują się każdego wieczoru/ Poezją falami kwiatami i pocałunkami/ Zmieniają barwy wiatru które są pomiędzy nimi/ Każdego wieczoru pokazują swoje ciała/ Deszczowi namiętności/ Moknąc do suchej nitki/ Ale tej nocy jeden z balkonów pozostał ciemny/ Dziewczyna odchodzi/ Pocałunki są bez skrzydeł/ A goździk czeka Nieoczekiwanie wstrząsnęło nocą/ Goździk złamał się/ Dziewczyna znikła z balkonu/ Kiedy młodzieniec powrócił martwy/ Na jego piersi wyrósł/ Czerwony sztylet! Takie historie zdarzają się pod każdą szerokością geograficzną, a zapewne i w Kurdystanie, w którym nie brakowało tragedii miłosnych w ostatnich stuleciach.

Wszakże w tych przestrzeniach zderzały się prądy kulturowe, mieszały się nacje i wizje świata – arabska i perska gwałtowność stawała się kontrapunktem dla pogodnej natury kurdyjskiej, a turecka i syryjska zachłanność terytorialna dyktowały twarde warunki egzystencji. Miłość jednak pozostawała niezmienna, gorąca i kształtująca ludzkie charaktery, taka sama jak w Europie czy Ameryce – jak wskazuje Bekas – taka sama jak w słynnym dramacie największego pisarza epoki elżbietańskiej. Wielką zasługą autora Historii miłosnej jest wprowadzanie kultury kurdyjskiej do obiegu światowego i czerpanie soków z jej dziedzictwa artystycznego. Poeta nie waha się nawiązywać do arcydzieł literatury światowej[8], choć interioryzacja najtrudniejszych motywów wymagała od jego czytelników sporego wysiłku intelektualnego. W takim rozumieniu poeta ten stał się nauczycielem nowoczesnej literatury i kultury kurdyjskiej, a jego obecność w ogromnym spektrum dokonań literackich świata, stała się bezdyskusyjna. Po długim okresie dominacji literatury mówionej, polifoniczne wiersze Bekasa stały się mądrymi dyrektywami w trudnym procesie rozwoju i metamorfizacji kultury największego indoeuropejskiego narodu bez uznanej państwowości. Wraz z nim przyczynili się do tego inni pisarze, publikujący coraz więcej książek w kraju i na emigracji, a po upadku reżimu Saddama Husajna, coraz dynamiczniej rozwijające się uniwersytety W Erbilu i As-Sulenmanijji. To był czas odkrywania klasycznej literatury kurdyjskiej, powstającej między XV a XVIII wiekiem i takich jej czołowych przedstawicieli jak Melayê Batê, Şukriyê Bedlîsî, Melayê Djazîrî, Feqiyê Teyran, Ehmedê Xanî, Yûsuf Yeska, Ehmed Textî Marduxî, Mustafa Besarani. Niestety wciąż obecna była w tej literaturze dyglosja, gdyż wielu intelektualistów tworzyło w językach krajów, w których przebywali na emigracji, szczególnie w Turcji, znacznie poszerzając ich dorobek narodowy (Yaşar Kemal, Ahmet Arif). Z drugiej strony nurt nacjonalistyczny stale podkreślał wagę i piękno języka kurdyjskiego, dla którego stworzył nowy łaciński alfabet i domagał się zerwania starych więzów.

Działania te spowodowały, iż od roku 1965 trend zaczął się odwracać, bo liczni twórcy mogli już mówić prawdę o represjach w Turcji, Syrii, Iraku i Iranie we własnym języku. Wielu z nich było więzionych i pragnęło zrelacjonować w utworach literackich to, co przeżyli w mrocznych kazamatach i katowniach – spośród nich wymienić trzeba takich twórców jak Edip Karahan, Goran, Hassan Ali Qizilji, Hessen Hisyar i Osman Sabri,  Cigerxwîn, Mehmet Emin Bozarslan, Mehmed Uzun, Tewfik Wehbi. Ich głos był ważny też dla tych, którzy zostali zamordowani, jak Alisêr, Musa Anter i Yekta Uzunoglu, a choć najczęściej ich utwory bywały mroczne i miały związek z odwieczną walką, wnosiły ogromne ożywienie do spektrum kultury narodowej. Jeśli do tego dodamy aktywność pisarzy kurdyjskich w dawnej sowieckiej Armenii, Syrii (Szkoła Damasceńska skupiona wokół braci Celadeta i Kamurana Bedirów Khanów), Szwecji (Szkoła szwedzka: Rojen Barnas, Mehmet Emin Bozarslan, Cigerxwîn, Mehmet Uzun, Mahmut Baksî, Firat Ceweri, Hesenê Metê), to zyskamy obraz rozwijającej się nowej literatury. Szwecja stanie się też drugą ojczyzną Sherko Bekasa, który w nowoczesny poetycki sposób zacznie oddawać w swoich wierszach skomplikowanie świata dwudziestowiecznego: Na tym szczycie/ drzewo nie może się zdecydować/ czy ucieknie czy pozostanie/ drewnem w rzece/ woda nie może się zdecydować/ czy zmieni się w wilgoć czy w parę/ na tej drodze,/ stopa nie może się zdecydować/ czy się wycofać czy dalej się posuwać/ W tym sadzie/ ptak nie ,może się zdecydować/ czy usiąść czy odlecieć/ a w tej chwili,/ moje słowa nie mogą się zdecydować/ czy dopełnić ten wiersz/ czy go wam zostawić/ Niech zostanie.[9] Kurdowie czytający takie utwory rozumieli, że wyrażają one symbolicznie ich sytuację w świecie i przyczyniają się do wzrostu samoświadomości narodowej. Choć to nie były oskarżenia, to pośrednio generowały one krytykę postawy wyczekującej, godzącej się na rolę jaką wyznaczono temu ludowi od wieków w miejscu przecinania się wpływów potężnych potęg militarnych. Ta zagmatwana sytuacja rodziła bunt, który znalazł swoje apogeum w czasie powstania kurdyjskiego w 1991 roku, a choć przyczynił się do zaistnienia nowej literatury kurdyjskiej, to sporo było w niej tonów krytycznych, adresowanych do systemu kształtującego się w południowej części autonomii, po upadku reżimu irackiego, zmianach politycznych związanych z zaistnieniem Państwa Islamskiego i konfliktach między rodzimymi partiami politycznymi (PDK i PUK).

Bekas dokumentował wykorzenienie i dziwność sytuacji ludzi[10], którzy znaleźli się poza swoją ojczyzną i musieli od nowa budować egzystencję. Ich dążenia często bywały okupione ogromnym wysiłkiem, poczynając od przyswojenia sobie trudnych języków europejskich, a kończąc na unormowaniu stosunków mieszanych rodzin i grup generacyjnych. Sytuacja Kurda w Szwecji, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Francji, Szwajcarii bywała tak samo zagmatwana jak los wskazanego przez poetę drzewa, które nie wiedziało jaką rolę wyznaczą mu kolejne lata, tak samo dziwaczna jak konsystencja wody tracącej swoje naturalne właściwości. Mieszając żywioły, wprowadzając tony ciemne[11] i tworząc określone napięcie liryczne, Bekas próbował łagodnie usprawiedliwiać to, co przydarzało się kolejnym pokoleniom jego pobratymców. Tak tworzył przestrzenie surrealne, w których nie obowiązywała logika rzeczywistości widzialnej, a pojawiała się nieustanna zmienność oniryczna: Drzwi do pszenicy/ Drzwi do cukru/ Drzwi do pola/ i drzwi do naszej rany…/ Wszystkie są dla ludzi/ Jak pieśń o panu cenzorze…/ Tylko klucze/ Są w kieszeniach/ złodziei.[12] Istnienie jest jak stawanie ludzi przed kolejnymi drzwiami, jak gotowość do podążenia ku nowym głębiom; tylko brakuje kluczy, zagarniętych przez złodziei. To mogą być kolejni cenzorzy, ale też – symbolicznie – może to być milczenie świata w obliczu tragedii, zapominanie o Kurdach i marginalizowanie ich roli w świecie. Dobrobyt pojawia się w czasie pokoju i obecna sytuacja w irackim Kurdystanie może być odbierana przez czynniki zewnętrzne jako harmonijny rozwój. Widać to szczególnie w obrębie nowoczesnych inwestycji w największych miastach, Erbilu i As-Sulenmanijji, które zaczynają wyglądać jak rozwinięte metropolie Zatoki Perskiej i Półwyspu Arabskiego. To w nich trwa ożywienie intelektualne młodych autorów, powstają nowe dzieła i duży nacisk kładzie się na wymianę międzynarodową, organizując festiwale literackie i artystyczne, konferencje naukowe i sympozja. Dopiero w takiej sytuacji stają się zrozumiałe profetyczne słowa poety, a surrealistyczne desygnaty znaczeniowe wracają ku przestrzeniom realnym: Oto tutaj tej nocy/ Góra jest poetą/ Drzewo jest piórem/ Step jest papierem/ Rzeka jest kreską/ Kamień jest kropką/ A ja:/ Wykrzyknikiem![13] Rzeczywiście przesłanie poetyckie Bekasa należy rozważać w kategoriach napomknień i wykrzyknień, a triumfalny marsz jego poezji przez świat jest ziszczeniem kurdyjskich marzeń o niezależności i sprawiedliwej ocenie prastarych wartości kulturowych.

[1] Por. blok wierszy Sherko Bekasa w bydgoskim magazynie filologiczno-artystycznym przetłumaczonych przez H. Janabiego: „Temat” 2006, nr 6-7. Wszystkie wiersze Bekasa cytuję ze wskazanych tutaj przekładów.

 [2]H. J a n a b i,  Wykorzenienie i tożsamość w poezji Sherko Bekasa [w:]  A b b a s  A. (red.), Z kręgu problematyki Kurdów i Kurdystanu. Materiały Międzynarodowej Konferencji Naukowej, Poznań, 20-21 października 2004, Wydawnictwo UAM, Poznań 2004. s. 97–106.

[3]Jego nazwisko po kurdyjsku znaczy Samotny Lew.

[4]Por.  M.  M.  G u n t e r,  Kurdish diaspora [w:], Historical Dictionary of the Kurds, Lanham – Oxford 2004, s. 42.

[5] S.  B e k a s,  Miłość.

[6] Por.  A.  K o r a n g y,  Kurdish Art And Identity, Berlin–Boston 2020.

[7] Por.  A.  K r a s n o w o l s k a,  Aleksander Chodźko’s Reports on the Kurds of North and East Iran, „Fritillaria Kurdica. Bulletin of Kurdish Studies”, nr 1/9, Kraków 2013, s. 47.

[8] I.  M.  F a h m i,  S a m a n  D i z a y i,  The Thematic presence of The Waste Land in Sherko Bekas’ Jĭngl [w:] „University-Erbil Scientific Journal” Special Issue 2018, nr 1, s. 71–90.

[9] S.  B e k a s,  Zagmatwanie.

[10] Por. wiersz S. Bekasa pt. Chleb powszedni, w którym ta dziwność jest wyrazista: Nagi zniszczony pokój./ Staruszka./ Kotka./ Staruszka drzemie Chwilę/ i wraca do swojego stwórcy/ na drodze ”wiatru”/ Nagle kotka skacze/ ku przeznaczonemu jej/ pokarmowi od Boga.

[11] Por.  I.  Ali  M u r a d,  The role of colour in selected poems by Sherko Bekas, “International Journal of Arts & Sciences” 2015, s. 41–50.

[12] S.  B e k a s,  Klucz i drzwi.

[13] S.  B e k a s,  Oto tutaj.

RATUNEK

W wydawnictwie Znak ukazała się niezwykła książka, składająca się z rozmów z ptasiarzami, dla których pasja obserwowania, fotografowania lub opisywania skrzydlatych mieszkańców przestworzy jest ważnym życiowym doświadczeniem. Tom sprowokował i rozmowy przeprowadził Maciej Zdziarski, który był reporterem Trójki i przygotowywał programy w telewizji, a obecnie jego największą pasją jest fotografowanie ptaków. W książce tej obok wielu znanych i mniej znanych Polaków znalazła się też rozmowa z Dariuszem Tomaszem Lebiodą zatytułowana „Ratunek”. Oto jej zapis ilustrowany fotografiami pięknych chińskich ptaków Wonga Sifu.

Czy Mickiewicz znał się na ptakach?

I tak i nie, raczej średnio…

Ale to go nie zrażało.

Ani trochę. Miał ambicję, żeby w „Panu Tadeuszu” pokazać prawie wszystkie gatunki, które żyły w jego czasach na Litwie.

Nieźle przeinaczał wiedzę ornitologiczną: „On patrzył z wyciągniętą szyją, jak dziobaty żuraw, z dala od stada, gdy odprawia czaty, stojąc na jednej nodze, z czujnemi oczyma, i by nie zasnąć, kamień w drugiej nodze trzyma”.

Żaden z ornitologów nie potwierdzi, by żuraw trzymał kamień, żeby nie zasnąć. Może Mickiewicz gdzieś usłyszał taka opowieść…

Idziemy dalej: „Zaś jastrząb, pod jasnemi wiszący błękity, trzepie skrzydłem jak motyl na szpilce przybity”.

To solidny błąd merytoryczny. Jastrząb nigdy nie zawisa w powietrzu i nie trzepocze skrzydłami, tylko zatacza wielkie koła w powietrzu, aż nagle spada na ofiarę. Ptak, który zawisa w powietrzu i poluje na wróble oraz mniejsze ptactwo, to pustułka. Mickiewicz omyłkowo obserwację pustułki przeniósł na jastrzębia.

„A najstraszniej pan Rejent był zacietrzewiony: jak raz zaczął, bez przerwy rzecz swoją tokował i gestami ją bardzo dobitnie malował”.

Tutaj Mickiewicz przesadził z określeniem tokować, chociaż fraza poetycka jest smaczna. W mickiewiczologii mówimy o tzw. niekonsekwencjach autorskich i  najzabawniejszy lapsus związany jest z Zosią, którą Mickiewicz opisał w ten sposób: „Zosia, jak wróbel w piasku, trzepioce się, myje, z pomocą sługi ręce, oblicze i szyję”. Dowcip polega na tym, że wróble myją się trojako: po pierwsze w wodzie,  po drugie – zimą w śniegu, a po trzecie – w piachu, pyle ulicznym i kurzu, gdy chcą się pozbyć wszołów spomiędzy piór. Porównanie Zosi do wróbla myjącego się w piasku jest więc ryzykowne, bo sugeruje, jakoby Zosia miała wszoły!

Może Słowacki był bardziej, jak mówi młodzież, ogarnięty?

Był  świetnym ornitologiem. Pojawiają się u niego choćby białozory. To ptaki drapieżne, które u Mickiewicza nie występują. Gdy Słowacki opisuje wschodnie krainy, przywołuje gatunki charakterystyczne dla tych regionów.

No i we własnej wersji „Pana Tadeusza” napisał o zimorodku.

 „A nawet ów dziw lasu, tak rzadko widziany halcyjon, a na Litwie zimorodkiem zwany, który czasem strzelcowi pokaże się w borach przez mgłę gałązek, niby w anioła kolorach, nad zwierciadłem Przełomki, piękny i błyszczący jak anioł, w równi złote skrzydła trzymające”. Piękne i prawdziwe!

To słynny fragment, który odnaleziono po śmierci poety. Słowacki, gdy przeczytał „Pana Tadeusza”, tak był zachwycony poematem, że napisał fragmencik  z tytułem pożyczonym od Mickiewicza i właśnie tam pojawia się halcyjon, czyli zimorodek.

Zanim zaczął pan jako filolog badać ornitologiczną wiedzę wieszczów – sam nauczył się ptasiarstwa?

Tak, od wieku młodzieńczego. Wychowałem się na osiedlu Błonie w Bydgoszczy, na obrzeżach miasta, gdzie obok ciągną się lasy. Naturalną koleją rzeczy chodziliśmy w dzieciństwie do nich, i  to była nasza pierwsza szkoła ornitologiczna. Zbiegło się to w czasie z tym, że mój brat Jacek, sześć lat młodszy ode mnie, zaczął interesować się ptakami i je fotografować. Przynosił do domu książki ornitologiczne, atlasy i albumy. Mieliśmy bardzo dobry kontakt ze sobą. Rozmawialiśmy o ptakach, przeglądaliśmy albumy.

Dostałem się na studia polonistyczne do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy. Moim promotorem był Józef Bachórz z Gdańska, który dojeżdżał do nas na seminarium. Spytałem go, czy nie mógłbym napisać pracy magisterskiej o ptakach Mickiewicza. On na to przystał, zaproponował tytuł: „Symbolika ornitologiczna w twórczości Adama Mickiewicza”. Wtedy zacząłem studiować literaturę romantyczną pod kątem awifauny.

W czasie studiów debiutował pan jako poeta, w 1988 roku wydał tomik, w którego tytule pojawia się ptak – „Pole umierającej kraski”.

To była próba opisu dwóch cmentarzy niedaleko blokowiska, na którym mieszkałem. Jeden z nich to cmentarz Świętej Trójcy, obok którego znajduje się cmentarz komunalny i rozdziela  je od siebie ulica Lotników. Na tym drugim pochowany jest mój ojciec, a na pierwszym – brat Piotruś, który umarł po trzech miesiącach od narodzin.

Poza tym to był taki czas w moim życiu, kiedy wielu przyjaciół popełniło samobójstwo. Jeden z kolegów powiesił się na cmentarzu z powodu nieszczęśliwej miłości. Wlazł na drzewo i zawisł na szaliku. Pochowani tam byli również inni moi przyjaciele: Andrzej, Leszek, ach, wiele imion mógłbym tutaj przywołać. Jeden otruł się gazem, inny przygotował pętlę w piwnicy, kolejny rzucił się pod pociąg.

Tak nagle z raju dzieciństwa przeniosłem się do krainy śmierci. Chodziłem na pogrzeby, widziałem ciała kolegów w otwartych trumnach. Było to wstrząsające przeżycie. Dodatkowo w ’82 roku opłakiwałem gorącą młodzieńczą miłość. Słowem – byłem w stanie wielkiej depresji. Chodziłem po cmentarzach, ale być może właśnie to mnie uratowało.

Jak to?

Zauważyłem, że pomiędzy grobami pulsuje życie. Wokół rosły wysokie drzewa, topole, morwowce i głogi, a ptaki zlatywały się do owoców i szukały nasion. Pamiętam, jak szedłem koło drzewa z grubą korą, usłyszałem szelest. Stanąłem, zacząłem się rozglądać. W pierwszej chwili nie zauważyłem pełzacza. A to ciekawy ptak, który chodzi po korze drzewa, z głową skierowaną w dół. Na cmentarz zlatywały też ptaki leśne, między innymi dzięcioły. Swój tomik zatytułowałem „Pole umierającej kraski”, bo pewnego razu zauważyłem tam kraskę, a już wtedy to był rzadki gatunek. Obecnie kraski w Polsce niemalże nie występują.

Są prawdziwym dziełem sztuki.

Rysował je Albrecht Dürer i pozostawił nam wspaniałe studium piór. Na cmentarzach widywałem też wilgę, całe mrowie barwnej drobnicy: sikorki, jery, gile, trznadle, dzwońce.

Rzecz dzieje się we wczesnych latach 80. To dość ponure czasy, stan wojenny, wielka smuta.

Tak, poczucie utraty szans. Wtedy eksplodowała we mnie poezja, stanowiła formę pomocy samemu sobie. Byłem przekonany, że również moje życie zaraz się skończy, bo nie wytrzymam presji. I nagle, w tej beznadziei, pojawiła się ambicja: chciałem opisać rzeczywistość cmentarzy, pokazać drzewa, ptaki, symbole religijne.

Po latach myślę, że uratowała mnie literatura, ale również pasja ornitologiczna.Ptaki ukazały mi witalność świata. Uzmysłowiły, że cmentarz nie jest wcale miejscem stagnacji, leżenia w postawie horyzontalnej w ziemi, powolnego gnicia i rozkładu ciał.

Jest równoległa rzeczywistość.Drzewa wydają owoce, są nasiona, ptaki znajdują więc pożywienie. Poza tym wiją gniazda, mają więcej możliwości niż na blokowisku, gdzie nie ma aż tylu drzew.

I za nic mają żałobną naturę cmentarza.

Oczywiście, bo jest w nich życie, energia, potrzeba zdobywania pokarmu. Lubiłem obserwować  ptaki wlatujące do kaplicy, która stoi na środku cmentarza. Zalatują pod dach, chowają się w dziurach. Podczas jednego z pogrzebów widziałem wróbla, który latał pod sufitem…

…zakłócając powagę uroczystości.

Z jednej strony tak, a z drugiej – wzbogacał ją.

Obserwacje cmentarne to był początek pańskich zainteresowań ptasich. Czy gdyby wtedy ktoś panu powiedział, że dekadę lub dwie później p będzie podziwiał ptaki w Central Parku, to by pan uwierzył?

Byłbym bardzo zdziwiony! Wiadomo, że w PRL-u dostać paszport i polecieć do USA to była ekwilibrystyka. Do Stanów wybrałem się po raz pierwszy w 2000 roku na zaproszenie poety Adama Szypera, który mieszkał tam od końca lat 50. To było spotkanie w Organizacji Narodów Zjednoczonych w sali Daga Hammarskjölda i nazywało się „American Poets Meets Polish Poets”. Polecieliśmy we trójkę – oprócz mnie zaproszono Józefa Barana i Bogusława Żurakowskiego z Krakowa. Mieliśmy zaszczyt spotkać uznanych autorów amerykańskich – Geralda Sterna, Stanleya Kunitza, Henry’ego Taylora.

Było to wielkie przeżycie literackie, a przy okazji znalazłem się w ptasim raju. Adam Szyper mieszkał pod Nowym Jorkiem, w miasteczku Elizabeth. Widziałem tam blue jaye, czyli ptaki będące połączeniem sójki ze sroką, o pastelowym, błękitnawym upierzeniu. A gdy pojechaliśmy do Nowego Jorku i Adam zaprowadził mnie do Central Parku, miałem poczucie, że znalazłem się w środku ptasiego raju.

Jakie gatunki widział pan w Central Parku?

 Pamiętam kardynała, to piękny czerwony ptak. Widziałem wilgę z Baltimore, po angielsku: Baltimore oriole – wspaniałą, pomarańczowo-żółtą. Obserwowałem też pirangę szkarłatną, której samica w ogóle nie jest czerwona, ma upierzenie koloru khaki, a samce pysznią się w pięknej czerwieni! Od tamtej pory wielokrotnie wracałem do Central Parku, siadałem na ławce i podziwiałem ptasie eldorado.

To ciekawe, jak pasja zmienia perspektywę. Ludzi, którzy przybywają po raz pierwszy do Nowego Jorku, zazwyczaj oszałamiają wieżowce i ogólny przepych.

Gdy zabrałem tam żonę w 2019 roku, pokazywałem jej wszystkie miejsca, które znamy z popkultury. Widzieliśmy Empire State Building, Chrysler Building, byliśmy w hotelu Roosevelt, ale oprowadzanie po ptasim Central Parku stanowiło punkt kulminacyjny wycieczki. Oglądaliśmy amerykańskie drozdy, czyli American robin, które biegały po trawie. Widuje się  je wszędzie wokół, mają rdzawe upierzenie, nawet nie bardzo boją się ludzi, więc można podejść do nich bardzo blisko.

Niezwykłym przeżyciem w Ameryce było także podążanie szlakiem ptasich fascynacji Czesława Miłosza, który zawarł w swojej poezji ogrom motywów ornitologicznych, napisałem o tym szkic, ale planuję stworzyć szerszą panoramę. Gdy w 2018 roku byłem w Waszyngtonie, przypomniał mi się słynny wiersz „Na śpiew ptaka nad brzegami Potomaku”.

„Kiedy zakwita magnoliowe drzewo i park zielonym zmąca się obłokiem, słyszę twój śpiew nad brzegiem Potomaku w uśpione płatkiem wiśniowym wieczory”.

No właśnie… Wydaje mi się, że Miłosz obserwował kardynały, często je widać na magnoliach. Noblista przez długi czas mieszkał w Beverly Hills w okolicach San Francisco, gdzie był wykładowcą uniwersyteckim, dlatego w wierszach pozostawił sporo obrazów kalifornijskich ptaków. Miłosz nie był wytrawnym ornitologiem i niektóre gatunki stanowiły dla niego zagadkę, dlatego stosował nazwy angielskie. Gdy swego czasu pisałem do niego list, wyjaśniłem mu, jak te ptaki nazywają się po polsku. Dostałem miłą odpowiedź. Wyjaśnił, że w czasach litewskich uczył się wielu łacińskich nazw.  Będąc na Litwie przeprowadziłem piękną obserwację żołny w dolinie Niewiaży, właśnie tam, gdzie wychował się Miłosz – i mu o tym napisałem. Odpowiedział, że nie miał szczęścia zobaczyć żołny. U nas to bardzo rzadki ptak, ale na przykład w Iraku, nad rzekami Eufrat czy Tygrys, jest prawdziwe mrowie żołn. Byłem tam dwukrotnie. To innego rodzaju żołny, u nasze są żółto-rdzawo-pomarańczowe, w Iraku mają zielone upierzenie.

Od wielu lat jeździ pan po całym świecie na festiwale literackie i artystyczne.

I przy okazji prowadzę obserwacje, a także chętnie rozmawiam z twórcami z innych krajów o ptakach. Nie po to, żeby popisywać się wiedzą, jestem po prostu ciekawy, jak oni je postrzegają.  Najczęśćiej ich wiedza jest szczątkowa, ale zdarza się, że trafiam na kogoś, kto interesuje się skrzydlatymi stworzeniami. Byłem między innymi w Kenii, w Republice Południowej Afryki, w Indiach, Kolumbii. W tych krajach odbywały się wielkie imprezy literackie. W Kenii widziałem zatrzęsienie ptaków, barwnych, przepięknych. Byłem przygotowany na ten wyjazd, bo zawsze przed wyjazdem kupuję książki poświęcone ptakom danego kraju, na półce mam więc „Birds of Kenya and Northern Tanzania”. Na miejscu szukałem gatunków, które widziałem wcześniej w atlasie. W Afryce Zaliczyłem kilka wspaniałych obserwacji. Jeśli miałbym wybrać jedną, która najbardziej mnie zachwyciła, to byłyby to ibisy nad Jeziorem Wiktorii. Ogrom białych i purpurowych ptaków krążących nad taflą wody, coś niesamowitego! Z kolei w Republice Południowej Afryki wzruszyłem się na widok szpaków i jeżyków. Pomyślałem, że to ptaki z Polski, które przyleciały przezimować. W Kolumbii zaskoczył mnie poeta George Mario Angel Quintero, który sporo lat mieszkał w Kalifornii i mogłem z nim dyskutować o ptakach USA i jego kraju rodzinnego. Zaskoczył mnie, gdy sprezentował mi spory informator Avifauna Colombiana.

A jak było w Indiach?

Przy hotelu w miejscowości Puri, nad Oceanem Indyjskim, obserwowałem majny błękitne. Buszowały przy śmietnikach hotelowych i latały między ogrodami.

W dzieciństwie zbierałem pocztówki i miałem, sam nie wiem skąd, czarno-białą pocztówkę właśnie z Puri. Widać było na niej łodzie na brzegu Oceanu Indyjskiego. To zaskakujące, że po latach mogłem odwiedzić to miasto.

Nałóg zbieractwa w moim przypadku połączył się zresztą z zainteresowaniami ptasiarskimi.

Co najpierw pan zbierał?

Znaczki pocztowe, zwłaszcza z Afryki, ze szczególnym uwzględnieniem fauny. Z czasem, gdy moje zbiory się rozrosły, ograniczyłem się tylko do ptaków. Tyle miałem klaserów, że co mogłem, to posprzedawałem, a zostawiłem tylko te ornitologiczne. Z czasem zbiór zaczął zbytnio się rozrastać, więc część kolekcji przekazałem wnuczce i wnukowi, a sobie pozostawiłem mały wycinek. Bo co tu wiele gadać, mam 64 lata, nie żyjemy wiecznie. Już w Biblii napisano, że żaden bogacz nie przeciśnie się przez ucho igielne ze swoim majątkiem.

Musiałby pan przeciskać się z klaserami, figurkami, monetami i książkami…

Tak, byłoby to trudne. Od dłuższego czasu upłynniam więc to, co zebrałem. Zostawiłem banknoty świata, dużą ich część stanowią te z ptakami. Szczególnie dotyczy to krajów afrykańskich czy krajów Ameryki Południowej i Środkowej. Ich banknoty są niezwykle barwne.

Dlaczego dorośli ludzie siadają przy stole, przeglądają banknoty, znaczki i zachwycają się: „O, tu jest taki ptak, a tu inny”. O co w tym chodzi?

Myślę, że każde zbieractwo ma sens, kiedy służy pogłębianiu wiedzy. Jeśli kolekcjonujemy znaczki z ptakami, to zwykle chcemy dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Sprawdzamy, jak nazywa się gatunek przedstawiony na znaczku, gdzie żyje, czym się charakteryzuje. Zbieractwo stanowi furtkę do zdobywania nowych wiadomości. Ale w zasadzie podobną rolę może wypełniać każdy kontakt  z przyrodą. Obecnie w miejscu mojego zamieszkania często dokarmiam ptaki. Widuję mnóstwo gatunków, pojawiają się też drapieżniki. Jeśli przylatuje stado wróbli, które czekają na ziarno, to prędzej czy później pojawi się i mickiewiczowska pustułka…

Nazwana przez niego jastrzębiem.

Zawisa nad drzewami i próbuje któregoś z wróbli upolować. Widziałem też krogulca, który usiadł na płotku przy tarasie i czekał na ofiarę.  Po każdym takim spotkaniu wracam do książek, atlasów.  Tak doświadczenia z bydgoskiego podwórka przeplatają się  ze wspomnieniami z egzotycznych eskapad.

Ważnym miejscem pańskich wypraw poetyckich i ornitologicznych są Chiny. Skąd wzięła się fascynacja tym krajem?

Chiny po raz pierwszy odwiedziłem w 2009 roku, gdy dostałem zaproszenie na festiwal literacki w Xining. To sporej wielkości miejscowość. Widziałem ptaki, które przylatują z różnych zadrzewień, z gajów bambusowych. Obserwowałem między innymi dudka, którego w Polsce widuje się rzadko. Tam też prowadziłem rozmowy z chińskimi poetami, którzy znają się na ptakach i żywo reagują na nie w swoich wierszach. Do jednej z rozmów włączyła się jamie Xu, która pozostawała kilka lat w związku z chińczykiem i urodziła dziecko z tego związku. Jej fascynacja ptakami jest ogromna, a oprócz chińskich gatunków interesuje się bardzo kolib, które każdego roku ma w przydomowym ogrodzie.  Z wypraw chińskich przywiozłem sporo literatury przedmiotowej i najwięcej frajdy dała mi lektura książki o ptakach symbolicznych dla kultury Wschodu, czyli żurawi mandżurskich (w jęz. angielskim red-crowned crane) pt. The Red-crowned Cranes of Yancheng. Bogato ilustrowany tom znalazł się w serii wydawnictwa Xanadu zatytułowanej Symbols of Jiangsu i w niej zaciekawiła mnie też książka pt. The Wu School of Chinese Painting, prezentujące tradycyjne chińskie ujęcia ptaków na papierze i jedwabiu.

Rzadko, ale jesteśmy dumni z piękna dudka, który zdobi  okładkę kultowej książki Jana Sokołowskiego „Ptaki Polski”.

Gdy ukaże się mój „Dziennik ornitologa” w formie papierowej, dudek również będzie na okładce. W każdym razie obserwowałem w Chinach całe stado.

Wątek chiński w moich ptasich zainteresowaniach ma swoją kontynuację w przyjaźni z tamtejszym  policjantem, fotografem i ptasiarzem, który nazywa się Wong Sifu. Na blogu publikuję niekiedy jego prace. To prawdziwa bajka ornitologiczna! Wong mieszka w Hongkongu – ciepły klimat, ornitofauna egzotyczna. Ptaki są barwne, niesamowicie zróżnicowane, coś niebywałego!

W ciągu 10 lat byłem 11 razy w Chinach. Mam szczęście, że mogłem je odwiedzać tak często. Pamiętam pobyt w Chengdu, to jedno z wielkich miast . Znajduje się tam słynny park z pandami. Wszystko jest zorganizowane jak w naturze – ogromne połacie gajów bambusowych, pandy wchodzą na drzewa. Gaje bambusowe przyciągają też mnóstwo barwnych ptaków.

Które gatunki zapadły panu w pamięć?

Ilekroć jestem w Chinach, fascynuję się srokami błękitnymi. Polskie sroki mają kolory ewangelickie – sama czerń i biel…

Chociaż jak przyjrzeć się sroce w promieniach słońca, to wcale taka czarno-biała nie jest, ma błękitny połysk.

Zgadza się, widać u niej tę metaliczność piór. Podobnie szpaki wydają się jednolite, a gdy spojrzy się z bliska, to dostrzegamy, że mają mnóstwo lśniących barw.

Wracamy do chińskich srok…

Zwykłe chińskie sroki też są biało-czarne, ale poza nimi spotyka się mnóstwo srok błękitnych. Są smuklejsze od naszych, a upierzenie jest w kolorze błękitu, bieli i szarości. To bardzo widowiskowe ptaki.

W Chinach widziałem  także zimorodki. To nie halcyjony z wiersza Słowackiego, najczęściej widzi się zimorodka srokatego, w czarno-białym upierzeniu. Obserwowałem go też na Florydzie.

Wygląda trochę jak gość we fraku.

Tak, ma w sobie rodzaj majestatu. A przy okazji Florydy wspomnę, że to kolejny ptasi raj. Idąc na spacer, można na trawniku spotkać w jednym miejscu 30 ibisów! Ja byłem akurat w miasteczku Clearwater, nad Zatoką Meksykańską. Na brzegu, przy wielkich kutrach, które wracają z połowów, oprawia się ryby i handluje nimi. Mnogość ryb przyciąga ptaki, które mogą pożywić się szczątkami. Zlatują się albatrosy, ślepowrony, różne gatunki czapli.

Ślepowrony widziałem też w Szanghaju, nieopodal wyspy Pudong. Było ich wiele, wyglądały pięknie na tle strzelistych wieżowców i statków wypływających z portu, bo niedaleko jest Morze Wschodniochińskie. Ślepowrony w Polsce są bardzo płochliwe, a tam widziałem je w ogromnych ilościach, niczym nasze mewy latające przy brzegu.

Jeśli ktoś interesuje się ptakami i ma okazję trafić do egzotycznych krajów, obserwować niespotykane na co dzień gatunki, to  odczuwa wielkie szczęście. We mnie każde spotkanie z ptakami wywołuje euforię.

Jest pan tym samym obserwatorem, który spacerował po cmentarzach w Bydgoszczy w latach 80?

I tym samym, i całkiem innym. Nigdy bym nie przypuszczał, że takie życie czeka młodego chuligana z osiedla! W młodości byłem przecież przywódcą bitnej bandy. Co prawda szybko się od nich odciąłem, poszedłem na studia, zainteresowałem się literaturą, ale nie wyprę się tego, że uczestniczyłem w generacyjnych bachanaliach i dopuszczałem się różnych, czasem mocno dyskusyjnych zachowań. Nie przypuszczałbym, że odbędę w przyszłości tyle wspaniałych podróży, dokonam tylu obserwacji, napiszę tyle wierszy… I że tak wiele motywów ornitologicznych pojawi się w mojej poezji.

A czy ma pan relacje z ludźmi oparte na wspólnej fascynacji ptakami?

Przede wszystkim musiałbym wymienić  wspomnianego na początku młodszego brata, Jacka. Ale oczywiście tych kontaktów jest znacznie więcej, od zawodowych ornitologów po fanów i przygodnych czytelników mojego bloga Dziennik ornitologa, który generuje sporo komentarzy. Czasami dochodzi nawet do twórczych sporów, gdy mamy odmienne zdania na temat wyglądu, głosu lub zwyczaju jakiegoś ptaka.

Rzadko się zdarza, że ktoś przejmuje pasję od młodszego – a nie starszego – rodzeństwa.

On ode mnie także sporo przejął. Miałem wtedy inne pasje, głównie sportowe, bo uprawiałem szermierkę, boks i kulturystykę. Byłem nawet bramkarzem w drugim zespole Zawiszy Bydgoszcz. Brat nie miał serca do sportu, za to poznał ornitologa, z którym chodził nad stawy rybne pod Bydgoszczą. Z uwagą słuchałem jego relacji i momentami uśmiechałem się, gdyż Jacek opowiadał najwięcej o ptakach wodnych (kaczki, gęsi, siewki), a ja najbardziej lubię gatunki śpiewające. Dopiero po latach zainteresowałem się wodniakami, gdy nad jeziorem Eire wsłuchiwałem się w głosy nurów, a potem u jednego ze znajomych poetów z okolic Niagary przeglądałem klaser z kanadyjskimi seriami, prezentującymi takie gatunki.   

Jacek obserwował ptaki, zaczął je fotografować i z czasem przerodziło się to w pasję fotograficzną. Niedługo wydamy album z jego zdjęciami. Nie tak dawno temu w domu kultury Orion w Bydgoszczy odbyła się jego wystawa i gościliśmy syna Arkadego Fiedlera. Bardzo chwalił fotografie Jacka.

Czy  pan także fotografuje?

Tak, chociaż bez spektakularnych sukcesów o charakterze zawodowym. Za każdym razem próbuję jednak zatrzymać na zdjęciu jakąś świetlistą chwilę. Pamiętam sroki błękitne, które widziałem w ogrodzie dynastii Ming w Nankinie. Chodziły po trawniku, i tak bardzo chciałem je wtedy sfotografować z bliższej perspektywy, ale jak tylko się zbliżałem, to umykały.  To była jedna z tych chwil szczęścia, o których wspomniałem wcześniej…

%d blogerów lubi to: