
Na przełomie dziejów kultura polska zapisała piękne karty i wielokrotnie stawała do konfrontacji z największymi dziełami świata. Jednocześnie tworzyła indywidualny kształt dokonań w hermetycznej enklawie trudnego języka fleksyjnego i w oddaleniu od głównych szlaków migracyjnych Europy Zachodniej. Bliższa była puszczom i kniejom litewskim, zagubionym starorzeczom i porohom Dniepru i Dniestru, tatrzańskim samotniom i uroczyskom, niż placom Wenecji i Mediolanu, pałacom Wersalu i Paryża, teatrom i muzeom Londynu czy Berlina. Dlatego powstające dzieła były oryginalne i miewały autentyczny klimat wschodnioeuropejski, z regionalną kolorystyką i specyfiką kulturową, z ornamentyką nawiązującą do wydarzeń kulturalnych i folklorystycznych bohaterów. Malarze i rzeźbiarze, kompozytorzy i instrumentaliści, a nade wszystko pisarze i poeci nawiązywali w swoich pracach i utworach do najznamienitszych osiągnięć sztuki europejskiej, asymilowali wątki kulturowe coraz szerzej otwierającego się świata i czasem stawali się postaciami rozpoznawalnymi w regionie, na kontynencie, w świecie. Począwszy od średniowiecza, a skończywszy na współczesności, ważną rolę odgrywały tutaj kontakty w łonie kościoła katolickiego i jedność wyrażana w wierze i w artystycznym komentarzu, nawiązaniu lub egzemplifikacji. Życie, nauczanie i śmierć Jezusa Chrystusa, a także wykładnia Kościoła na temat egzystencji bytów, znajdowały swój wyraz we wszystkich dziedzinach sztuki i stawały się rodzajem uniwersalnego języka. W tym zakresie kultura polska ma wielkie osiągnięcia, choć z racji oddalenia i trudności językowych niewiele naszych realizacji znajdziemy w wielkich opracowaniach i przybliżeniach, w antologiach poezji czy prozy światowej, na salach wystawowych największych muzeów czy w najpoważniejszych encyklopediach. Z tego powodu największy polski poeta Adam Mickiewicz jest ledwie wzmiankowany w świecie, a prawdziwą sławę uzyskał w nim swego czasu Kazimierz Maciej Sarbiewski, twórca piszący po łacinie i docierający za sprawą tego języka do szerszej rzeszy czytelników kontynentu.
Procesy historyczne, które doprowadziły do zmian granic w Europie, a potem do konsolidacji pozanarodowej w ramach Unii Europejskiej, stworzyły też nową sytuację literacką na naszym kontynencie. W miarę przepływu informacji i unifikacji językowej narastać będą tendencje do wynoszenia na piedestał tego, co powstawało w językach francuskim, niemieckim i angielskim, ze szczególnym uwzględnieniem angielskiego, choć szansę na przebicie się we wstępnym etapie istnienia unii ma też język włoski z jego pra-pniem łacińskim. Z rodziny języków słowiańskich prym będzie wiódł język rosyjski, wszakże od dawna obserwuje się na świecie zachwianie równowagi w tym zakresie, wynoszenie Puszkina i Lermontowa nad Mickiewicza, Szewczenkę czy Machę. Pozostałe języki skazane zostaną na wymarcie, bądź reliktowy charakter, choć z góry musimy ustalić tutaj ramy czasowe. Nie chodzi wszakże o zmiany w obrębie jednego stulecia, raczej perspektywę należy rozszerzyć do kilku wieków lub – dla pewności – do tysiąclecia. Taka opcja obowiązuje wszakże w literaturze europejskiej i łatwo możemy wyodrębnić millenium grecko-rzymskie czy tysiąclecie rozwoju literatury europejskiej od średniowiecza do końca epoki romantyzmu. Tylu, ilu będzie interpretatorów, tyle też może być pomysłów na wydłużanie, bądź skracanie tych okresów. Jedni w literaturze pozytywistycznej widzieć już będą zapowiedź jakiejś szerszej jedności literackiej, inni dostrzegą procesy integracyjne w modernizmie, a jeszcze inni być może zasugerują, że tysiąclecie rozwojowe literatury europejskiej trwa od około roku tysięcznego do roku dwutysięcznego. Bycie w Unii Europejskiej spowoduje, że w krajach członkowskich coraz więcej będzie prasy społeczno-kulturalnej i fachowej, coraz więcej książek, programów telewizyjnych i filmów w języku angielskim. Także procesy integracyjne i wielkie migracje ludzkie, szczególnie młodzieży, spowodują, że języki narodowe zaczną tracić swój niezaprzeczalny prymat. Oczywiście obserwować się będzie także tendencje odwrotne, powstaną enklawy, w których kultywowanie języka, literatury narodowej i sztuki będzie wyrazem niezależności i łączności z przeszłością. Historia pokazuje jednak, że w sytuacji zanikania granic, grupy języków słabszych zostają wchłonięte przez języki silniejsze, a wybitni twórcy decydują się na wykorzystanie narzędzi uniwersalnych. Ta tendencja widoczna już była wcześniej i można by tutaj przywoływać tylko z obrębu literatury polskiej przykłady Kochanowskiego, Sarbiewskiego, Conrada.
Czy literatura polska zyskała integralność europejską? Niewątpliwie tak, ale też i obecność w literackiej Europie naszych twórców i ich wpływ na kultury narodowe jest bezsporny. Czy Wiktor Hugo, gdyby nie był o tym głęboko przekonany, pisałby o Mickiewiczu, że był wyrazicielem wszystkich dawnych cnót, które mają w sobie odmładzającą moc; był kapłanem ideału; jego sztuka to wielka sztuka; w jego poezji odnajdziemy głębokie tchnienie świętych lasów. Rozumiał ludzkość tak samo jak przyrodę; jego hymn do wieczności splata się ze świętym biciem rewolucyjnego serca. Wygnany, prześladowany, zwyciężony, wspaniale obwieścił na cztery strony świata wyniosłe prawo do ojczyzny. Geniusz zatrąbił na pobudkę ludom; dawniej czynił to prorok, dziś jest to poeta; Mickiewicz jest jednym z trębaczy przyszłości.[1] Czym innym jest jednak uznanie, a czym innym skala oddziaływania, pojawienie się w świadomości Europy i świata. Widać to znakomicie, gdy staje się przed półkami wielkich światowych bibliotek – pisarze tacy jak Platon, Arystoteles, Dante, Szekspir, Cervantes, Kafka, Dostojewski wypełniają swoimi dziełami i ich opracowaniami setki metrów takich półek, natomiast twórcy narodowi – jeśli udaje się im przebić – reprezentowani są kilkoma dziełami, które często są fatalnie przetłumaczone, i nielicznymi specjalistycznymi opracowaniami. Sytuacja nieco się zmienia współcześnie, gdy na przykład pisarz dostaje Nagrodę Nobla i staje się gwiazdą sezonu, dziesięciolecia czy nawet stulecia. Są i pewne wyjątki z przeszłości, jak choćby Kraszewski, który w swoim czasie był jednym z najbardziej znanych pisarzy świata, jak Sienkiewicz, który trafił do świadomości globalnej dzięki Quo vadis?, czy Prus, który dotarł do krajów arabskich, do Chin i Meksyku dzięki Faraonowi. Tutaj owa uniwersalna tematyka stała się pomostem dla polskiego twórcy w marszu ku kulturze światowej. W czasach renesansu Jan Kochanowski wieszczył, że jego sława ogarnie obszar całej szesnastowiecznej Europy: o mnie Moskwa i będą wiedzieć Tatarowie,/ I róznego mieszkańcy świata Anglikowie;/ Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają,/ Którzy głęboki strumień Tybrowy pijają.[2] Niestety stało się inaczej – oto jak komentuje to Jerzy Pietrkiewicz, który już na początku lat sześćdziesiątych XX stulecia przyglądał się literaturze polskiej w perspektywie europejskiej: Podobnie jak Shakespeare polski poeta wierzył, że jego wiersze przetrwają marmurowe i pozłacane pomniki książąt, ale jego sława, przeciwnie niż Shakespeare’a nie wyszła daleko poza granice rodzimego języka. […] Dziś można przyjąć, że wielcy klasycy mniej znanych literatur rzeczywiście zyskują nową sławę od Tatarów po Anglię, a nawet dalej, w miarę jak europejska literatura porównawcza staje się faktem. Ci spóźnieni przybysze do Domu Sławy spotykają się jednak natychmiast z pewnym oporem, wiele zatem zależy od sposobu, w jaki zostaną wprowadzeni. W tej sytuacji sposób przedstawienia, na równi z immanentną wartością utworu może przesądzić o tym, czy dzieło nowo przyjętego klasyka polskiego, portugalskiego lub bułgarskiego rozpocznie własne życie w szerszym kręgu, czy też pozostanie tylko jako tytuł uprzejmie wymieniany w słownikach.[3] A zatem Kochanowski nie jest tutaj dobrym przykładem szybkiego i skutecznego wkraczania do świadomości ogólnoeuropejskiej. Przyjrzyjmy się jednak innemu twórcy – Maciejowi Kazimierzowi Sarbiewskiemu i jego osiągnięcia skonfrontujmy z sytuacją Czesława Miłosza – twórcy, który stał się znany w Europie i w świecie.
Co Czesława Miłosza łączy z Maciejem Kazimierzem Sarbiewskim? Przede wszystkim Wilno i dojrzewanie w jego przestrzeniach, pośród jego, od wieków ciągnącego się fermentu intelektualnego. Stąd zapewne wzięło się też jakże wymowne wspomnienie Sarbiewskiego w wykładzie wygłoszonym podczas uroczystości wręczenia Nagrody Nobla. Także w wydanej w 1969 roku po angielsku historii literatury polskiej, Miłosz poświęca sporo uwagi Sarbiewskiemu, znanemu w zachodniej Europie jako Casimire. Książka ta była pisana dla czytelnika anglojęzycznego, więc wiele w niej skrótów myślowych, wiele uproszczeń i przywołań faktów, dobrze znanych polskiemu czytelnikowi. Ale właśnie dzięki temu możemy też odświeżyć obraz poety i zastanowić się jakie elementy z jego życiorysu artystycznego mają jeszcze dzisiaj swoją nośność. Czytamy zatem: Urodzony na Mazowszu w rodzinie średniej szlachty, Maciej Kazimierz Sarbiewski jeszcze jako młodzieniec wstąpił do zakonu jezuitów. Wykształcenie otrzymał w Akademii Wileńskiej, a później był profesorem poetyki tamże oraz w Akademii Jezuickiej w Połocku. Spędził również parę lat w Rzymie, gdzie jego łacińska poezja została nagrodzona wysokim odznaczeniem przez papieża Urbana VIII. Wszystkie jego dzieła są po łacinie, a obszerny traktat “De perfecta poesi (O poezji doskonałej) cenny jest dla każdego, kto pragnąłby się zapoznać z arystotelesowską poetyką tego okresu.[4] To są podstawowe informacje na temat twórcy i jego utworów, a dalej pojawia się rodzaj wstępnej syntezy europeistycznej: Sarbiewski doprowadził mającą długą tradycję poezję łacińską w Polsce do perfekcji i aż do dziś żaden polski poeta nie zyskał takiej sławy za granicą, jak Sarbiewski za życia i w okresie paru dziesięcioleci bezpośrednio po śmierci. Jego “Lyricorum libri” (Księgi liryków), wydane po raz pierwszy w r. 1626, miały około sześćdziesięciu wydań w różnych krajach Europy. Poezje Sarbiewskiego, zwane “dziełami chrześcijańskiego Horacego”, były przekładane i naśladowane zwłaszcza przez autorów w Niderlandach, Anglii i Francji. Są to głównie ody, w których tematy z nazywanego przezeń mistrzem Horacego osobliwie nakładają się na motywy zaczerpnięte z Biblii, zwłaszcza z “Pieśni nad pieśniami”. Wiele z tych ód ma charakter nie religijny, ale polityczny i sławi takie wydarzenia, jak wojenne zwycięstwa chrześcijan, często Polaków, nad Turkami. Ale największym wkładem w poezję światową jest jego liryka religijna. Ten właśnie aspekt tłumaczy popularność Sarbiewskiego w Anglii.[5] Tutaj Miłosz wyraźniej zaczyna zwracać się do czytelnika anglojęzycznego uznając Sarbiewskiego za prekursora angielskiej poezji metafizycznej, a dalszy ciąg wywodu zmierza ku kolejnym powinowactwom.[6] Dowiadujemy się zatem, że Casimire był ceniony i przekładany na angielski między innymi przez Henry’ego Vaughana [1651], Edwarda Sherburne’a [1651], Isaaka Wattsa [1706], Thomasa Browna [1707-1708] i Johna Hughesa [1720]. Dalej jest wskazanie, że sława Sarbiewskiego odżyła na nowo w czasach romantyzmu – jeszcze jako młody człowiek Coleridge planował pełny przekład ód Casimira, ale nigdy nie przetłumaczył nic poza odą “Ad lyram”. To również Coleridge powiedział, że z wyjątkiem Lukrecjusza i Stacjusza nie zna żadnego poety łacińskiego, starożytnego czy współczesnego, o którym można by powiedzieć, że dorównuje Casimirowi śmiałością koncepcji, bogactwem wyobraźni czy pięknem wersyfikacji.[7] Dalej Miłosz wskazuje na niezwykłą umiejętność Sarbiewskiego – zastosowania nagłych zmian tematyki i zaskakujących przejść od obrazowania biblijnego do innych przestrzeni, w zgodzie z chrześcijańską pobożnością. Dla poparcia swoich spostrzeżeń, przytacza Miłosz dwa wiersze w przekładzie Władysława Syrokomli – Qualis est dilectus tuus?[8] i De sacro Salomonis epitalamio[9] W obu utworach wyrazista jest dążność poety do tego, by w rzeczywistości ludzkiej i w naturze wskazywać elementy sakralne, jakby wyłaniające się z codziennych obrazów i przestrzeni, w której bytuje człowiek. Subtelność obrazowa Sabiewskiego idzie tak daleko, że w przedstawieniach słońca, księżyca, pustyni, w przywołaniach gwiazd, tęczy, a nawet wiatru, dostrzega prześwitującą twarz Chrystusa.
Ostatnia partia tekstu poświęconego Sarbiewskiemu jest może najciekawsza, bo wnosi nową wiedzę do tego, co o nim zostało już powiedziane przez historyków literatury: Współczesny czytelnik zauważa u Sarbiewskiego obsesję lotu. Dla wyrażenia go używa rozmaitych obrazów: pisząc o Wilnie, dosiada Pegaza i opisuje rzeki, jeziora, miasta, które kurczą się i znikają, podczas gdy on leci na zachód, by odwiedzić swoich przyjaciół, poetów w Brukseli czy Antwerpii; albo rosną mu skrzydła i szybuje nad ziemią trapioną wojnami, klęskami żywiołowymi i wstrząsaną przemijaniem chwały narodów i królestw. W każdym razie lot symbolizuje zawsze kontrast między obumieraniem i gaśnięciem tego, co ziemskie, a rozkwitaniem,, wzrastaniem potęgi tego, co duchowe.[10] Cała twórczość Sarbiewskiego jest lotna i nieustannie podrywa do lotu czytelnika, pełna pięknych porównań i metafor, znakomicie zharmonizowana i zrymowana, bywała wzorcem dla wielu pokoleń poetów, ale i dzisiaj nie utraciła swego uroku. Sarbiewski pojawia się także kilka razy w Kontynentach – najpierw w odniesieniach mitologicznych: Mit arkadyjski czy też cyteryjski jest bardzo stary. Nie ma potrzeby szukać go tylko u helleńskich poetów czy pisarzy i malarzy rokoka. Jakkolwiek go nazwiemy, powtarza się od setek pokoleń. Jest marzeniem o szczęśliwym życiu ludzkiego gatunku. Czasem ta szczęśliwość jest przenoszona wstecz, ku bajecznemu wiekowi złotemu, jak u starożytnych. Czasem, jak w chrześcijaństwie, odkładana do wypełnienia się czasów i przyjścia Zbawiciela albo do chwili śmierci. U naszego Sarbiewskiego jest tęsknota do “niebieskiej ojczyzny”, w którą przenika za życia, wznosząc się pod obłoki na pegazie (nikt nie napisał o obsesji lotu u Sarbiewskiego, o jego oglądaniu ziemi z góry).[11] Widać tutaj jak chłonny jest odbiór dzieł pisarzy przez noblistę, jak ruchliwa jest jego wyobraźnia, podążająca za twórcą w jego przestrzenie. Zapewne znajdzie się (jeśli już się nie znalazł) naukowiec, który podejmie wyzwanie Miłosza i przyjrzy się tej obsesji, pojmowanej zapewne tak jak to widzi krytyka tematyczna. W innym miejscu Sarbiewski przywoływany jest w kontekście złożoności poezji Eliota: Gdybyśmy sobie wyobrazili polskiego współczesnego poetę, który by napisał dwie czy trzy książki o Szarzyńskim, Kochanowskim, Morsztynie, Sarbiewskim, Krasickim, Trembeckim nie jako historyk literatury, ale właśnie jako poeta zdolny przeprowadzić linię od owych pisarzy do dzisiejszej techniki poetyckiej – mielibyśmy obraz tego, czym jest Eliot dla poetów piszących po angielsku.[12] Także w rozważaniach o tym ilu czytelników zapoznaje się z wybitnym dziełem epoki i o odłączeniu artysty od szerokiej publiczności, przywołuje Miłosz Sarbiewskiego: Zagadnienie izolacji artysty nie jest bowiem tożsame z zagadnieniem liczby osób, do których artysta przemawia. […] Byłoby rzeczą interesującą zbadać, ile np. umysłów wykształconych, zdolnych ocenić “De natura rerum” Lukrecjusza, posiadał ówczesny Rzym, dla jakiego grona tworzył Sarbiewski, ilu Polaków smakowało we francuskich innowacjach wprowadzonych przez pseudoklasyków czy też, później, w dziwacznych wierszach Słowackiego.[13] Te sprawy zawsze Miłosza bardzo zajmowały w kontekście recepcji jego dzieł. Jak wiadomo gromadził wycinki prasowe, miał rozległą bibliografię podmiotową i przedmiotową, a nade wszystko dopowiadał treści do różnorodnych interpretacji. Takie komentarze pojawiały się przede wszystkim w rozmowach-rzekach z Aleksandrem Fiutem i z Renatą Gorczyńską, która zadała pytanie poecie o motyw lotu i obsesyjne powracanie do miejsc pamięci: W tych snach często się powtarza motyw zagrożenia, wojny, ale pojawiają się i symboliczne czynności: zstępowanie w dół, wznoszenie się, lot – czy to w postaci ptaka, czy też z pomocą magicznej książki. Człowiek ptak leci w okolice wioski Halina, która się często pojawia w pana wierszach. Na przykład w “Rzeki maleją”.[14] Miłosz, odpowiadając, raz jeszcze przywołał Sarbiewskiego: To pod Wilnem. “Kraj z pogranicza Rudnickiej Puszczy” to jest koło Jaszun. Wszystko autentyczne nazwy. Była linia kolejowa Wilno-Jaszuny i dalej na południe, zdaje się do Stasił, jak się jedzie na Lidę. Tam jeździliśmy na przykład z wycieczką szkolną do majątku Puttkamerów, gdzie Mickiewicz się podkradał, żeby zobaczyć się z Marylą. Tory idą mniej więcej granicą Rudnickiej Puszczy, która jest sławiona w literaturze, przede wszystkim w “Silviludiach” Sarbiewskiego. “Silviludia”, zresztą plagiat z włoskiego, opisują zabawy, polowania króla Władysława IV z Rudnickiej Puszczy.[15] Kwestia plagiatu jest tutaj sprawą otwartą, bo są tacy literaturoznawcy, którzy wskazują, że była to też daleko idąca transkrypcja. Miłosz ceni Sarbiewskiego i wskazuje go jako jednego z jego nauczycieli poetyckiego rzemiosła. Zarówno wielkość tego poety, jak i zakres działań, a potem ogromna recepcja w Europie, każą autorowi Świadectwa poezji przyglądać się tym zjawiskom ze wzmożoną uwagą. Brakuje jednakże w dorobku Miłosza dłuższego tekstu określającego powinowactwa i ustalającego linię interpretacji tego związku. Wskazania i napomknienia wskazują na to, że Sarbiewski stale gościł w myślach Miłosza, ale jednak nie zadamawiał się w nich na dłużej. Powodowało to zapewne oddalenie czasowe, bariera języka łacińskiego, a może też i preferencje historycznoliterackie. Miłoszowi bliżsi byli poeci romantyczni, ze szczególnym uwzględnieniem Mickiewicza, z szerszą analizą poematów Słowackiego i długimi wypowiedziami na temat Norwida. Sarbiewski, choć bywał pisarskim ozdobnikiem, pojawił się jednak we wspomnianym na początku wykładzie Noblowskim, obok fascynacji romantycznych.
Paradoksalnie zatem, Miłosz, który chciał być pisarzem europejskim, dziwnym zrządzeniem losu, głownie za sprawą Zniewolonego umysłu, stał się na chwilę pisarzem światowym, znanym na przykład w Indonezji, na Haiti, czy w krajach skandynawskich, gdzie odczytywano jego Dolinę Issy jako figuralną opowieść o dobru i złu. W jego dziełach, a szczególnie w Ziemi Ulro, znajdziemy komentarze i odniesienia do polskiego romantyzmu, a ów jakże europejski Sarbiewski jest zaledwie wzmiankowany. Miłosz, który osiągnął zadziwiająco wiele, jak na pisarza z naszej części Europy, niestety nie przedostał się do “świadomości kontynentalnej” czy globowej. Czasem sam dowcipnie nawiązywał do tego, tęsknił do sławy Tomasza Manna, Dostojewskiego, wskazywał, że pozostanie w encyklopediach blisko Mickey Mouse i jego znanego krewnego Oskara. Przekraczał granice swoją twórczością, a jednocześnie miał świadomość, jak uwikłana ona jest w polskość i jak wiele glos wymaga. Wydarzenia w Moskwie z roku 2005 pokazują z niezwykłą wyrazistością jak trudno będzie Polakom walczyć o zachowanie w świadomości europejskiej naszych ważnych wydarzeń dziejowych i osiągnięć kulturalnych. Prezydent Putin mówi, że sprawa paktu Ribbentrop – Mołotow jest zamknięta i koniec gadania. Jak zatem wytłumaczyć młodemu człowiekowi, wychowanemu w Brukseli, Paryżu, Berlinie albo w Petersburgu, że jest to jeden z najmroczniejszych momentów w naszej historii. Gdy taki młodzian będzie miał do wyboru książki historyczne lub poezję Miłosza, uwikłaną w historię Litwy i Polski, a na przykład powieści Whartona, teksty piosenek Eltona Johna czy zespołu Corrs, to wybierze to, co będzie bliższe jego europejskości, a może już i kosmopolityzmowi. To tylko jeden przykład, dość dowolny, różnych tarć, jakie mają miejsce i jakie będą się nasilać w Unii Europejskiej.
Równie skrajne przejawy mają sytuacje reprezentacji i wyboru. Widać to szczególnie w różnego rodzaju antologiach i syntezach literackich, takich jakj własnie prezentowana tutaj antologia 100 wierszy polskich. Sporo zamieszania uczynił na naszym gruncie podział polityczny, ciągnący się od czasu stanu wojennego – ów rozłam na dwa związki, jeden “lepszy” i drugi “gorszy” i późniejsze informacje lustracyjne. Oczywiście wszelka różnorodność związkowa jest wskazana, w Grecji na przykład jest wiele organizacji pisarskich i jest swobodny wybór, nie ma jakiejkolwiek presji politycznej. Najmłodsi polscy poeci i pisarze demonstracyjnie lekceważą zarówno jeden związek jak i drugi, rysują się też wyraźne płaszczyzny porozumienia podczas dużych imprez literackich, wyjazdów zagranicznych, konferencji itd. Niestety w oczach krytyków i opiniodawców europejskich i światowych postrzegani jesteśmy jako twórcy podzieleni, skłóceni, wyraźnie dzielący się na „lepszych” i “gorszych”, nie jako naród który może przedłożyć uporządkowany model kulturowy – wykład na temat najważniejszych dzieł literackich, malarskich, muzycznych. Oczywiście ta polaryzacja zacznie zanikać, a konflikt z początku stanu wojennego będzie miał takie znaczenie dla nadchodzących pokoleń jak kłótnia Iwaszkiewicza z Nałkowską, czy Żukrowskiego ze Szczepańskim. Europejczycy, wybierając polskich pisarzy i wskazując tych najciekawszych, często jeszcze bazują na wewnętrznych opiniach i ustalonych w ostatnich dziesięcioleciach dwudziestego wieku proporcjach. Jednakże sytuacja zmienia się, gdy trzeba wybierać i decydować radykalnie. Przykładem może tutaj być antologia pt. Poeci Europy, która ukazała w połowie 2004 roku w Mediolanie. W założeniu miała to być prezentacja niezwykłej różnorodności lirycznej a zarazem wskazanie największych indywidualności w poszczególnych krajach. W celu uwyraźnienia kryteriów i odsunięcia na bok elementów pozaliterackich, ograniczono wybory do jednego poety i do jednego wiersza. Taki kanon poezji europejskiej, taki katalog tego, co najważniejsze i największy wpływ wywierające na naszą współczesność. Wiele wskazań uznać tutaj należy za trafione, choć nie bezsporne. Zgodzić się zatem wypada z prezentacją Georga Trakla z Austrii, Gottfrieda Benna z Niemiec, Wystana Hugh’a Audena z Anglii, Henri’ego Michaux z Belgii, Jannisa Ritsosa z Grecji, Seamusa Heaneya z Irlandii, Jaroslava Seiferta z Czech, Attili Jozsefa z Węgier. Ale inne wybory mogą budzić kontrowersje, a pojawiające się nazwiska są albo mało znane, albo przereklamowane, albo wręcz stanowią wyzwanie dla poezji narodowych. I mogą rodzić pytania jak te: dlaczego ze Szwecji Eknar a nie Transtroemer, dlaczego z Litwy Szirvys a nie Venclova, dlaczego z Włoch Alda Merini a nie Quasimodo czy Montale. Dalej pojawić się mogą pytania o pominięte kraje, brakuje Norwegii, Szwajcarii, Chorwacji, Serbii, nawet Rosji! Jest poeta baskijski, jako przedstawiciel odrębnego narodu, a brakuje na przykład Białorusina czy Ukraińca. No i wreszcie werdykt związany z naszym krajem – w antologii tej reprezentuje nas Wisława Szymborska wierszem Miłość od pierwszego wejrzenia. Gdyby ktoś chciał wyrobić sobie zdanie o poezji polskiej na podstawie tego wiersza, pomińmy tutaj dyskusyjność tego rodzaju działań, cóż powiedziałby o niej! Jakże by się zdziwił, gdyby później odkrył wiersz Herberta Tren Fortynbrasa albo Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy, jakże zdumiałby się, gdyby przeczytał wiersze Iwaszkiewicza z tomu Mapa pogody czy “globowe” wiersze Miłosza z tomu Hymn o perle. Nie chodzi tutaj o krytykę Szymborskiej i jej wspaniałego wiersza, chodzi raczej o wskazanie niebezpiecznego mechanizmu, który w obliczu tego rodzaju wyborów spychać będzie w niebyt wartościowe zjawiska narodowe.
Czy jest na to jakaś rada? I tak, i nie, dopóki nie zrodzą się nowe instytucje ponadnarodowe, dopóki gremia europejskie nie wykształcą instytucji kulturalnych, czerpiących z dziedzictwa i różnorodności kontynentu. Na razie warto publikować książki syntetyczne i prezentujące silnie obramowany obraz, jak choćby taki wybór 100 najwartościowszych wierszy polskich. Muszą też pojawić się liderzy tego rodzaju procesu, krytycy posługujący się kilkoma językami, czytający w oryginale książki pisarzy z kilku krajów, a potem wypowiadający się autorytatywnie o dziełach, o nurtach i procesach zachodzących w literackiej Europie bez granic. Czy tacy krytycy są jedynie pobożnym życzeniem, czy przynależą do rzeczywistości wirtualnej, czy też są koniecznością w tym momencie dziejowym? Raczej to drugie – ich nadejście jest konieczne, mało tego, oni już jakby wykluwają się ze swoich narodowych kokonów, już zaczynają patrzeć na wiele rzeczywistości literackich naraz. Nie chodzi tutaj jedynie o giętkość czytelniczą – raczej o umiejętność wartościowania, segregowania i wypowiadania trafnych sądów o zjawiskach amorficznych, o przestrzeniach połączonych w całość kulturowo-polityczną, ale jednak stale zagrożonych odrzutem “przeszczepu”. Krytyk europejski będzie musiał porzucić swoje narodowe uwikłania, będzie musiał godzić to, co do siebie nie przystaje i to, co znakomicie się unifikuje, przepływa z jednej kultury do drugiej. Jego świadomość, w tym momencie historycznym, ukształtowana w plemiennej wspólnocie językowej i etnicznej, będzie musiała zgodzić się na swoistą schizofrenię. Dopiero, gdy porzuci on swój romanocentryzm czy germanocentryzm, dopiero, gdy ustawi na tej samej płaszczyźnie rozwojowej słowiańszczyznę, europejskie elementy napływowe, takie jak arabizmy, hinduizmy, czy coś tak egzotycznego na naszym kontynencie jak afrykanizmy, dopiero wtedy będzie mógł generalizować, proponować syntezy i gradacje w obrębie języków, narodów i całego kontynentu. Tacy krytycy, tacy pisarze, już zaznaczają swoją obecność w życiu literackim Europy, a podróżując od Krymu do Londynu i od La Valetty do Sztokholmu, mają szeroką perspektywę, przyglądają się różnym rzeczywistościom literackim, powoli też zaczyna się w ich świadomościach klarować obraz literackiej Europy bez granic. Znamy ich, bo przyjeżdżają też do Polski – czasem są tłumaczami, czasem eseistami, powieściopisarzami, a czasem naukowcami. Ich wspólny wysiłek doprowadzi w końcu do tego, że powstawać będą antologie lepsze od mediolańskiej, że znikną podziały polityczne, a liczyć się będą wartości uniwersalne. Nasze pokolenie należy do czasu przejściowego, bo dopiero klaruje się obraz, dopiero rodzą się nowe mechanizmy, ale też nasze pokolenie ma ogromną rolę do spełnienia. Musi być fundamentem przemian, musi na twardym gruncie utrwalić to, co ma przetrwać setki, tysiące lat, co ma mieć profil i wymiar europejski.
_________
[1] V. Hugo, Do komitetu budowy pomnika Mickiewicza [w:]
Adam Mickiewicz w oczach Francuzów, wyb. Z. M i t o s- e k,
oprac. R. F o r y c k i, Warszawa 1999, s. 396.
[2] J. K o c h a n o w s k i, Pieśń XXIV, Księgi wtóre [w:]
Dzieła polskie, Warszawa 1982, s. 279.
[3] J. P i e t r k i e w i c z, Literatura polska w perspektywie
europejskiej, Warszawa 1986, s. 31-32.
[4] C z. M i ł o s z, Historia literatury polskiej do roku 1939,
przeł. M. Tarnowska, Kraków 1993, s. 147.
[5] Ibidem.
[6] Ibidem, s. 147-148. Por. też tego rodzaju wskazanie
u W. W e i n t r a u b a w artykule O niektórych problemach
polskiego baroku [w:] tegoż, Od Reya do Boya, Warszawa 1977,
s. 100.
[7] Ibidem, s. 148.
[8] Cant. 5.
[9] Oda 20, Lib. 2.
[10] C z. M i ł o s z, op. cit., s. 149.
[11] C z. M i ł o s z, List półprywatny o poezji [w:] Kontynenty,
Kraków 1999, s. 86. Ta lotność pojawiła się też w wykładzie
noblowskim, a także w innym miejscu wskazywanej tu książki:
dlaczego, kiedy tkwię po uszy w historii, w doraźności,
w aktualności, tęsknię do spojrzenia na wszystko z dystansu,
tak aby zmalały wieki i kraje i abym mógł ulecieć jak Sarbiewski,
kiedy opisywał swoją podróż na Pegazie z Wilna do Brukseli?
[Gombrowiczowi, ibidem, s. 271].
[12] Wprowadzenie w Amerykanów, ibidem, s. 104.
[13] Ibidem, s. 116. Także w rozważaniach na temat tekstu pojawia
się Casimire: Śmiem twierdzić, że “skrypt” to właśnie obrządek
zbiorowy, pewna konwencja uczuć: temat był poecie podsunięty,
pisał on niejako na jego marginesie. Można tu podać jako przykład
ody Sarbiewskiego o bitwie pod Lepanto czy tematy rozdzielane
okólnikiem (Stalin, kolektywizacja) w niedawnych czasach.
[Próba porozumienia, ibidem, s. 436-437].
[14] R. G o r c z y ń s k a, Podróżny świata, Kraków 2002, s. 171.
[15] Ibidem.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…