WAITING FOR THE MIRACLE

Słucham kultowej ballady Leonarda Cohena Waiting For The Miracle I myślę o nieustannym oczekiwaniu, o marzeniach milionów ludzi, że coś w ich życiu się odmieni, nagle spłynie na nich z nieba manna pieniędzy, spotkają kogoś cudownego, kto zabierze ich w daleką, egzotyczną podróż – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko w mig nabierze intensywnych kolorów. Tymczasem przejmującym tonem naszego życia jest szarość i monotonia, powtarzalność  artefaktów, wegetacja w obrębie ściśle określonej bliskości, nie spełnianie się marzeń, oddalanie się miraży, przygasanie pragnień. Tylko ogromnym wysiłkiem ducha udaje się coś zrobić, przebić się przez ścianę ludzkiej zawiści i mściwości, tylko desperacką siłą woli osiągnąć można założone cele. To są takie chwile, gdy myślimy: Baby, I’ve been waiting,/ I’ve been waiting night and day./ I didn’t see the time,/ I waited half my life away. Kierujemy te myśli do drugiego człowieka i mamy nadzieję, że nas wysłucha, wesprze, przyda nam energii życiowej. Niestety, najczęściej zawodzimy się i to, co dla jednych jest arcydziełem, co brzmi jak muzyka Mozarta, dla nas staje się pustym dźwiękiem: The Maestro says it’s Mozart/ but it sounds like bubble gum/ when you’re Waiting/ for the miracle, for the miracle to come. Mamy jedno życie i jedną drogę, a z czasem i tak wszystko przeminie, każdy gest i każde słowo, każda świetlista chwila i każdy mrok. Zatem liczy się samo życie i próba uchwycenia zdarzeń w trakcie ich rozgrywania się, zachowanie w pamięci najczulszych szeptów i najdelikatniejszych dotknięć dłoni, bliskości, ciepła i rozpalającej zmysły nagości: I dreamed about you, baby./ It was just the other night./ Most of you was naked/ Ah but some of you was light./ The sands of time were falling/ from your fingers and your thumb,/ and you were waiting/  for the miracle, for the miracle to come. Tak, inny człowiek może stać się światłem naszego życia, ale może też przyciągnąć mrok – może być tym oczekiwanym cudem lub wielkim rozczarowaniem. Tak jest i tak nie jest, bo przecież liczy się indywidualność i ponawianie prób, nieustanne czuwanie i jednak… mimo wszystko wiara w cud… Liczy się też dystans i przekora, która wielu wyda się dziwactwem, a dla nas będzie rodzajem gry prowadzonej z życiem, oddaleniem tego, co w nas umarło i co stale umiera: When you’ve fallen on the highway/ and you’re lying in the rain,/ and they ask you how you’re doing/ of course you’ll say you can’t complain –/ If you’re squeezed for information,/ that’s when you’ve got to play it dumb:/ You just say you’re out there waiting/ for the miracle, for the miracle to come. Jeśli nawet cud nie nadejdzie, jeśli nie pojawi się nigdy, to samo czekanie określi nasze życie, to wiara w odmianę losu zdefiniuje nasze trwanie… I będziemy ludźmi prawdziwymi…

ŚWIAT KAROLINY

Dwuczęściowa powieść Agnieszki Angeliki Cabanek jest jej ambitnym debiutem prozatorskim, od razu zakrojonym na szeroką skalę. To obszerna, wielowymiarowa narracja prezentująca główną bohaterkę – Karolinę – w czasach dziecinnych i w trakcie studiów. Jak w kalejdoskopie migają tutaj zdarzenia i twarze, pojawiają się trudne sytuacje, dramatyczne rozwiązania i zwroty akcji. Niezmienne pozostaje nastawienie bohaterki do świata i jej próby obłaskawiania go, znajdowania dobrych rozwiązań i kompromisów. Jej cierpienia charakterystyczne są dla dziewcząt dojrzewających w rozbitych rodzinach, a zarazem stanowią element różnicujący, powodujący, że szybko pojawia się u niej wyższa świadomość celów i dążeń. Ona chciałaby by wszystko było dobre i ciepłe, łaknie przyjaźni i spełnienia i nawet w skrajnych sytuacjach szuka pozytywów, próbuje usprawiedliwiać członków rodziny i osoby z najbliższego otoczenia. Jej walka o godne życie i przeniesie w przyszłość wyjątkowej świadomości, zaczyna się wcześnie, a potem staje się wręcz dręczącą dyrektywą istnienia. Choć trudności piętrzą się nieustannie, choć zawodzą ją najbliżsi i przyjaciółki, nic nie potrafi sprowadzić jej z obranej drogi. Wyraziste są tutaj wyznaczniki jej świadomości, która mądrze prowadzi ją poprzez szkoły i studia, pisanie pracy magisterskiej i wreszcie – jej obronę. Ale jest to też poszukiwanie szczęścia, które pojawia się dopiero na końcu powieści. Po wielu burzach i tarapatach, Karolina znajduje bliskiego sobie człowieka, cieszy się ze stabilizacji koleżanek i jasno patrzy w przyszłość.

Wartością książki Cabanek jest żywa narracja, dobrze rozwijająca się i zaciekawiająca czytelnika, a nade wszystko próba opowiedzenia świata w jego najintymniejszych żeńskich tajniach. Do tego dochodzi spora znajomość psychologii i związków międzyludzkich, a także chęć dopowiadania dalszych ciągów do życiorysów spotkanych ludzi. To uporządkowanie światów i wyodrębnianie sytuacji modelowych łączy się z potrzebą bliskości i nieustannego potwierdzania, że ludzie w końcu się znajdują, a potem wzajemnie się wspierają w drodze przez życie. Ktokolwiek myśli o sensownym konstruowaniu swoich losów, nie może zakładać, że nie pojawią się trudności, ale też musi się im przeciwstawiać, walczyć o siebie i o własną przyszłość. Mamy zatem tutaj do czynienia z intymnym zapisem, dziennikiem dwóch wyraziście wyodrębnionych okresów istnienia. Jesteśmy świadkami tego, jak Karolina dojrzewa, wydobywa swoją świadomość z okresu dziecinnego i kształtuje ją w konfrontacji z szybko zbliżającą się, a potem rozgrywającą się dorosłością. Jasne spojrzenie sonduje przestrzeń wokół niej, a zarazem – niczym snopy reflektora – oświetla dalsze obszary, wyodrębniając to, co najistotniejsze i przedkładając czytelnikowi modelowy kształt zdarzeń. Sporo tutaj rekonstrukcji pamięciowych, ale też wyraźnie widać pisarską dążność konstrukcyjną i chęć zaciekawienia czytelnika, który bywa przecież wybredny. Dlatego w drugiej części pojawiają się wydarzenia dramatyczne, a bohaterowie trafiają do szpitala, próbują popełnić samobójstwo lub jak najdalej uciekają od ludzi – ot, samo życie, z jego bolesnymi przyspieszeniami. Ale też ukazana została tutaj dobra strona charakterów i punkty dojścia dla poszczególnych fabuł mają wymiar pozytywny, każą wierzyć, że wszystko się ułoży i zostanie uporządkowane przez czas. Nawet śmierć bliskiej cioci, zostanie wpisana w ów ład – od dawien dawna dostrzegalny i stający się elementem naturalnego przemijania. Tylko czasami Karolina zapłacze nad sobą i światem, ale zaraz się pozbiera i stanie naprzeciw nowych wyzwań.

Debiut prozatorski jest pierwszą próbą wejścia w obręb literatury i stanowi zwykle zapowiedź dalszych publikacji. W tym przypadku mamy do czynienia z wyrazistą tendencją narracyjną, która zaowocuje zapewne jeszcze szerszymi panoramami świata. Jako rekonesans literacki, stanowi zarazem spore osiągnięcie na określonym poziomie rozwoju twórczego i godne jest polecenia czytelnikom, krytykom, osobom szukającym odpowiedzi na dręczące pytania egzystencji i tym, którzy pragną odpocząć od świata, zagłębiając się w lekturze wprowadzającej do niego ład. Największą wartością tej powieści jest jej niezwykły oddech narracyjny, lekkość sformułowań i umiejętność opowiadania. Można zatem czytać ją po kawałku, rozdziałami i wracać jak do ożywczego źródła, ale też warto zadać sobie nieco trudu i zagłębić się w lekturze całościowej. Zauważymy wtedy sprawność pisarską Agnieszki Angeliki Cabanek, jej dążność do wyodrębnienia cząstek życiorysów i zamknięcia ich na pewnym poziomie egzystencjalnym. To jest zarazem pożegnanie z dzieciństwem i młodzieńczością, to zapowiedź wejścia do świata ludzi dorosłych i w pełni ukształtowanych mentalnie. Trudności hartują charaktery, a osiągnięte cele przydają pewności siebie i nakazują podążać dalej – konsekwentnie i z przekonaniem, że życie ma jakiś wyższy sens i nigdy się nie powtórzy po raz drugi. Czytelnik też ma swoje pierwiastkowe doświadczenia i jeśli bierze do ręki jakąś powieść, pragnie znaleźć w niej odpowiedzi na dręczące go pytania egzystencjalne. W utworze tym znajdzie ich wiele, ale też będzie musiał ustosunkować się do prezentowanej wizji świata, niedoskonałego i krzywdzącego najwrażliwsze byty, a jednocześnie stale rekreowanego wyobraźnią i obdarzanego, przebijającą się poprzez zło,  dobrą myślą. Fascynująca lektura, poruszające problemy, prawda o dojrzewaniu i ludzkich losach, a nade wszystko odważna próba stania się pisarką i wzniesienia jednostkowych doznań do wymiarów modelowych, określonego czasu ludzkiego i wyraziście wyodrębnionej przestrzeni.

DROGA

Kilka szybkich wyjazdów poza miasto i wiele chwil w zamyśleniu, w zapatrzeniu, w spokojnej kontemplacji przestrzeni. Znowu jest zimniej, więc  rano i wieczorem świat wyostrza się, zyskuje głębię, otwiera się rozlegle. Stoję gdzieś na uboczu i patrzę na dalekie drzewa, na drogi ginące pośród pól, na skupiska krzewów, samotne głazy i połamane konary. Na obrzeżu miasteczka kilka grobów i dwa stare grobowce kapliczne cmentarza ewangelickiego, w innym miejscu ledwie trzy strzaskane macewy i pusta przestrzeń po nekropolii żydowskiej. Nade mną wyniosłe topole i klony, jesiony i dęby, a pośród nich gniazda i rojowiska rodzimych gawronów. Niżej widzę dziwonie i sikorki, pierwsze zięby i szpaki, przyroda budzi się powoli do życia, a zimne powietrze powoduje, że kształty i wymiary nabierają plastyczności. Nad moją głową przelatują też wielkie klucze dzikich gęsi, wracających do miejsc godowych, jeleń i sarny wyszły na brzeg lasu, a na zachodzie lotne mgły unoszą się znad stawów, jezior i strumieni. Ledwie widać dalekie ostrze horyzontu, powoli przygasa wszystko, matowieje i pogrąża się w czerni… Pomarańczowe światła wykwitają z mroku, ostatnie jasne smugi zanikają na niebie…

%d blogerów lubi to: