Twórczość Johna Hawkesa (1925–1998) krytycy amerykańscy najczęściej lokują w obrębie tak zwanego nurtu postmodernistycznego. Autor The Canibal wymieniany jest gdy mowa o tym nurcie obok tak różnych pisarzy jak John Barth, William Burroughs, Kurt Vonnegut, Thomas Berger, Richard Brautigan, Ismael Reed, Donald Barthelme, Robert Coover, James Purdy, Thomas Pynchon, Ken Kesey czy Joseph Heller. Krytyka amerykańska w odniesieniu do Hawkesa i wymienionych wyżej pisarzy oraz wielu jeszcze innych, stosuje między innymi takie określenia jak „powieść apokaliptyczna”, „powieść absurdu”, „powieść czarnego humoru”, „powieść nowego amerykańskiego gotycyzmu”, „literatura wyczerpania”, „fabulatorzy” lub innovative writers („pisarze innowacyjni”). Niestety żaden z tych terminów nie obejmuje całości rozległego już dzisiaj odłamu we współczesnej literaturze Stanów Zjednoczonych, każdy na swój sposób opisuje ledwie cząstkę zjawiska, znajduje ogólną formułę krytyczną dla jednej, bądź zaledwie kilku powieści postmodernistycznych. Szczególne kłopoty mają krytycy z twórczością Johna Hawkesa (prawdziwe nazwisko: Clendennin Talbot Burne Hawkes, Jr), pisarza urodzonego w 1925 roku, a więc nieco tylko starszego od naszych „Kolumbów”, a prawie rówieśnika – jeśli odniesiemy całą sprawę do polskiej literatury – choćby Tadeusza Konwickdiego czy Zbigniewa Herberta. Twórczość Hawkesa sprawia tyle kłopotów z racji niesłychanej zmienności – z powieści na powieść, z opowiadania na opowiadanie Hawkes przeistacza się w coraz to inne pisarskie wcielenia, zaskakuje, łamie wcześniejsze pisarskie stereotypy. Odrzuca fabułę i narratora, bawi się zdarzeniami, jest nieobliczalny i często jego groteska skierowana jest wprost ku czytelnikowi. Jedno wszakże jest wspólne we wszystkich utworach Hawkesa – fascynacja okrucieństwem. Lech Budrecki pisze w posłowiu do wydanych w Polsce dwu krótkich powieści amerykańskiego pisarza, iż: „Świat Hawkesa jest światem wytrwałej przemocy i natężonego okrucieństwa. W świecie tym Książe dopada Jutty. Zabija go i ćwiartuje (The Cannibal). Mnisi palą matkę Adeppiego (The Goose on the Grave), górską miejscowością Sasso Fetore rządzi kat (The Owl). (…) Powieści i opowiadania Hawkesa przekazują relację o stanach rzeczy nasyconych grozą. Pośród nich właśnie znajdują się zarówno zachowania ludzkie, jak i fakty innego rodzaju. Fakty te nigdy nie są tłem naturalnym. Mają współdziałać w wytwarzaniu tego, co zazwyczaj nazywa się atmosferą lęku.”
Gałązka limony to opowieść o fabule ledwie szczątkowo zarysowanej, wszystko tutaj jest płynne, wszystko gmatwa wzajemne związki ludzkie, powinowactwa przedmiotów i wielkich połaci przestrzeni. Owa płynność, rozbieganie, kawałkowatość jest charakterystycznym rysem życia współczesnej Ameryki. Bieg z metra do autobusu, z taksówki do samolotu, pęd w kabinie szybkobieżnej windy i miarowy ruch elektrycznych schodów, to niezbywalne elementy życia człowieka pośród masy aluminium i szkła, pośród gangsterów i włamywaczy, prostytutek i włóczęgów na ulicy. I choć dowiadujemy się z relacji Hawkesa o konkretnych faktach, jesteśmy świadkami zbrodni, śledzimy kroki bohaterów (chociaż Hawkes wyrzeka się bohatera), to jednak przez cały czas mamy wrażenie, jakbyśmy obcowali ze światem na niby, jakby pole naszej obserwacji, w groteskowy, ironiczny sposób, zostało z góry zaprogramowane. Staramy się wyrwać z tego błędnego koła, ale autor oprócz rozbudowanych opisów miejsc nie daje nic w zamian. Tak brniemy opierając się o narrację, nie-narrację, tak podążamy, zapoznając się z faktami, nie-faktami, tak wreszcie czytamy kolejne strony coraz bardziej się niepokojąc, coraz częściej mając chęć uciec z tego semantycznego labiryntu, odrzucić książkę, zapomnieć o pisarzu. Ale nie jest to takie łatwe, wszak nie na darmo krytycy wskazują na zależność wyobraźni Hawkesa od Pieśni Maldorora Lautréamounta. Pisarz przez cały czas kontroluje ów niepokój czytelnika, jakby doprowadza go do granic zniechęcenia, ale jednocześnie tych granic nie przekracza, raczej oscyluje na ich obrzeżach, przez cały czas odwołując się do jakże pierwotnego uczucia ludzkiej fascynacji złem i okrucieństwem. Czytelnik pragnie dowiedzieć się jakie motywy kierowały postaciami pisarza, jaka była logika ich krwawych celebracji i nie zrywa lektury. To nic, że na końcu nie dowiaduje się, samo szukanie, czekanie na finał podsyca wyżej wspomniane pragnienie. Czytając takie powieści jak Gałązka limony – zabrzmi to komicznie i paradoksalnie – chce się być okrutnym. Hawkes porusza w nas jakąś tajemniczą strunę, jakąś elementarną obsesję, sięga do podświadomości i w tajemny sposób manipuluje nią.
Podobnie jak w drugiej powieści – Krwawych pomarańczach – gdzie pisarz przygląda się innej wielkiej „amerykańskiej” obsesji – seksowi, kultowi nagiego ciała, kultowi wyzwolenia poprzez orgię i rozpasanie, poprzez odrzucenie jakichkolwiek barier erotycznych i ludzkich. Ta powieść wywarła silne wrażenie na czytelnikach, a największą popularność zdobyła chyba w kręgach kontestującej młodzieży, szukającej w seksualnych rytuałach i dewiacjach lekarstwa na dwudziestowieczną frustrację. Krwawe pomarańcze są jakby bardziej tradycyjne, odnajdziemy w nich już i narratora, i fabułę. Odnajdziemy też jakby kliniczny opis różnorakich obsesji, dewiacji, zachowań patologicznych i niezrozumiałych. Bohaterowie tego utworu, kierowani obsesją krwi, żyją jakby na skraju cudownego ogrodu miłości, przynajmniej dzieje się tak na początku powieści, ale z biegiem czasu uświadamiają sobie, iż tak jak miłość, ludzkie istnienie determinowane jest przez śmierć. Budrecki wskazuje, że „Eros, jak i Thantanos stanowią w przekonaniu Hawkesa fundament naszej osobowości”. A właśnie osobowość człowieka najbardziej interesuje autora A Memoir of Old Horse. Jest on jakby nieustannie na tropie ludzkich niedoskonałości, nieustannie śledzi potknięcia i błazenady, a jednocześnie wpisuje je w zaklęte koło eschatologii i erotyki. Podczas lektury musi pojawić się pytanie, co skłoniło autorkę przekładu i polskiego wydawcę do pomieszczenia w jednym tomie dwu tak różnych i napisanych w odmiennych czasach powieści. Odpowiedzi raz jeszcze udziela w swoim erudycyjnym posłowiu jego autor: „Powieść o Cyrylu i Fionie dzieli od opowieści o Banksie i Larrym przestrzeń dziesięciu lat. Dzieli też dość zasadnicza rozbieżność literackich rozwiązań. Mimo to przesłanki myślowe pisarza tak w jednym, jak i w drugim wypadku były do siebie zbliżone”. Zdążały do wyodrębnienia w formie abstraktu powieściowego „instynktu życia”, jak również odkrycia i wyodrębnienia abstraktu „instynktu śmierci”. To właśnie dla swoich celów poszukiwawczych pisarz tylekroć zmieniał swój image, tyle razy sam sobie przeczył i uciekał od wcześniejszych uogólnień i – zdawać by się mogło – osiągnięć w zakresie narracji i kreacji powieściowych światów. Śledząc człowieka, uciekał się do odważnych rozdwojeń jaźni kolejnych bohaterów, przedkładał im różne możliwości wyboru, opozycyjne warianty tej samej życiowej sytuacji. Czy przed śmiercią doszedł do prawdy, która jest największą tajemnicą ludzkości, czy zdobył wiedzę o dobru i złu, która staje się oczywista tylko w obliczu krwi, bólu i ostatecznej zagłady…
John Hawkes, Gałązka limony. Krwawe pomarańcze, PIW, Warszawa 1986, s. 374, tłum. Halina Cieplińska.