PIĘKNO (3)

Pora letnia i rozgwar w ogrodzie nastrajają do przypominania, że na tym świecie żyją wraz z nami piękne ptaki. Ich barwy może są rozkrzyczane, może zbyt jaskrawe, ale przecież pośród ludzi też zdarzają się istoty nieziemsko urodziwe – starczy tylko rozejrzeć się dookoła…

 13174186_497543160437340_8446105195883355723_n

13094241_1593089877671173_3166909324963750232_n

13165898_497543243770665_7354007504957456880_n

13103484_497544163770573_7742885941419570987_n

13094264_502072403317749_8929244096826374977_n

13237876_502791189912537_6441788565110911778_n

13237824_502072629984393_8678422015618107580_n

13240518_502072623317727_3483227906361881076_n

13256288_502789003246089_3842665144476575795_n

13254464_502788873246102_2309794423161701053_n

2adb7e561f9749033b244d438d9d8c70

13102717_497543167104006_4862739089974874389_n

12994363_1589772254669602_5821314713376161474_n

13227208_500540063470983_7730033828225112381_n

KOLEJNE BALLADY TOMKA BATEŃCZUKA

LebiodaZlotaZrenica-OKL2-przod

Tomek Bateńczuk znowu mnie zaskoczył… Dziękując raz jeszcze wsłuchuję się w słowa wierszy z mojego nowego tomu poetyckiego – Złota źrenica Wiersze belgijskie 1985-2015. Właśnie ukazał się i jest to już piata publikacja w ciągu lirycznych wspomnień z podróży. To określenie ma tutaj charakter umowny – zaproponowany przez Krzysztofa Derdowskiego – ale są w tych tomach także wiersze, nazwijmy to „ogólne”, w których „dekoracje” nie mają znaczenia, a liczy się myśl i próba mierzenia się z ludzkim losem, z ogromami i treściami ważnymi dla mnie w danym okresie.

RYTY WIECZNOŚCI

Jidi-1Jidi Majia – jeden z najwybitniejszych, współczesnych poetów chińskich – tworzy poezję kulturową, głęboko zakorzenioną w tradycji narodu Nuosu, w pradawnej świadomości magicznej, moderowanej przez kapłanów bimo i duchy przodków. To oni tworzą niewidzialną przestrzeń spirytualną, z którą ludzie gór pozostają w nieustającej interakcji, która ich dookreśla i staje się z wiekiem wielką ludzką tęsknotą za czystością i pełnią. Żyjąc w obliczu ogromów i piękna naturalnego, dążą oni nieustannie do odzwierciedlenia w swoich losach głębi, nad którymi się pochylają, a które łączą się z wielkimi systemami kosmogonicznymi i elementarnymi mechanizmami trwania. To jest przeczuwanie bytu eternalnego, a zarazem dopełnianie dni i nocy, trwanie przy ludzkim ciele, z jego chorowitością i bólem, to jest czuwanie w kształcie ludzkim, narażonym na działanie czynników atmosferycznych, poddawanym destrukcyjnej sile czasu. Rzadko się zdarza by w poezji pojawiała się tak wyraziście świadomość człowieka, migotliwa i przybierająca kształt jasnego promienia, przenikająca ogromne przedziały czasu, skanująca przestrzeń we wszelkich jej kształtach i metamorfozach. Majia potrafi napisać wiersz delikatny jak ruch skrzydeł ważki, a zarazem tworzyć szerokie panoramy, w których odzwierciedla się duch całej epoki, etos wolnej egzystencji pośród gór i jezior, w harmonii ze zwierzętami, ptakami i wszelkimi istotami żywymi. Każda kolejna odsłona liryczna staje się tutaj dalszym ciągiem opowiadanej historii plemienia i jednego, wyodrębnionego z niego bytu, jakby specjalnie powołanego by głosić jego chwałę. Poeta ma świadomość tego, że został wybrany z wielu i stara się wypełnić to, co wyznaczyło mu przeznaczenie – mógł przecież żyć stale pośród gór Liangshanu, mógł ze strzelbą wychodzić na polowania i wieść senną, spokojną egzystencję pośród klanu rodzinnego. Mógł tańczyć przy ogniskach i spoglądać w dal ze szczytów górskich, ale jego losy tak się potoczyły, że znalazł się w gronie poetów świata, zaczął głosić chwałę ziemi i narodu w najdalszych zakątkach globu. Mógł śpiewać w małych chatkach, odgrodzony od mroźnych, kosmicznych dali, mógł wsłuchiwać się w opowieści starców i szamanów, ale dane mu było stanąć w obliczu świata i nieustannie powtarzać elementarna prawdę o istnieniu: Jestem Nuosu! To jest jego wielkie zadanie, a zarazem rodzaj modlitwy powtarzanej przez pokolenia, to ciąg przypomnień i uwzniośleń, daleki pogłos dziejów, które się dokonały i które nadejdą.

Ważną rolę odgrywają w tej poezji obrzędy kulturowe, a na plan pierwszy wysuwają się ceremonie związane z przejściem bytu cielesnego do duchowego i mijaniem granicy życia. Martwe ciała poddaje się wtedy kremacji i w akcie kosmicznego przeistoczenia, przejścia przez elementarny ogień, stają się one z powrotem materią kosmiczną, mikroskopijną cząstką krainy gór, jezior i niewyobrażalnie wielkiego wszechświata. Wielokrotnie wraca w tej poezji motyw kremacji ciała, który jest nawiązaniem do odwiecznych rytuałów palenia zwłok na stosie, a zarazem staje się elementem wiary w reinkarnację, powrotu powłoki duchowej do krain dzieciństwa i pierwszej miłości, snucia się uwolnionego bytu pośród zboczy i turni, rozprzestrzeniania się jednej, ulotnej świadomości pośród ogromów kosmosu. Kremacja staje się tu momentem centralnym dla skończonej egzystencji, a zarazem wyznacza horyzont istnienia dla ducha, uruchamia go i przydaje mu impetu, prowadzi do miejsc pierwszych inicjacji i nieustannie ekspanduje w kosmos. Ogień oczyszcza, ale też natychmiast kosmizuje, inicjując rozpad złożonych struktur organicznych i wprowadzając je na nowo w obręb wielkości niewyobrażalnych, światów lustrzanych i wiecznie się zmieniających, powołujących do życia galaktyki, gwiazdy supernowe, planety i asteroidy. Poetę wyraźnie fascynuje ów moment zniszczenia powłoki cielesnej i ponownego wejścia w obręb elementarnych struktur materii, ostatecznego połączenia z kamieniem i skałą, z czarną ziemią i gliną, z rzucanym przez wiatr iłem i ziarnem piasku. Ogień staje się też znakiem wieczności, na chwilę uwięzionej w ludzkim ciele, ale natychmiast uruchomionej, z jej ogromami sprzed narodzin i tymi po śmierci człowieka. Kremacja staje się jej najważniejszym rytuałem, a zarazem elementem pogodzenia ze światem, zgody na rozpad cząstek i potwierdzeniem, że cesarz, szaman czy przywódca, tak samo podlegają mechanizmom kosmicznym, a choćby nie wiadomo co robili, nie powstrzymają biegu czasu i jego ostatecznego postanowienia.

Kremacja jest rodzajem oczyszczenia bytu z grzechów, a rytuały żałobne maja potwierdzać, że żegnana właśnie istota była kimś ważnym dla świata i stanowiła niezbędny jego element, jakby cząstkę ciągnącego się od wieków łańcucha, chwilowo przybierającego formę DNA, a po przejściu przez ogień, wracającego w obręb jednorodnych pierwiastków. Lament płaczącej matki, modlitwa czarownika bimo, szloch sióstr i braci, zawodzenie innych członków wspólnoty rodowej, są jak odwieczna żałobna pieśń, potęgująca się w chwili rozpadu ciała, pożegnania ludzkiego kształtu i narodzin wolnego ducha. Echo powtarzające dźwięki, rozprzestrzenia je pośród dalekich gór i zdaje się wtedy, że cała natura płacze nad tym, który właśnie przeistoczył się i wszedł na zawsze w obręb wieczności. Nuosu przykładają wielką wagę do ceremonii pogrzebowych i stają się one rodzajem święta całej społeczności, a gremialne odprowadzanie prochów do miejsca spoczynku jest jak błogosławieństwo tych którzy jeszcze żyją, ale niebawem podążą tym samym szlakiem i połączą się ze zmarłym w komunii elementarnej materii. Wszystko tutaj ma swoje znaczenie, począwszy od kolorów stroju i haftów odzienia – niebieskiego, czarnego i żółtego – a skończywszy na rytualnych śpiewach i podkreślaniu integralnej, plemiennej więzi. Kremacja jest w tej poezji kresem wszystkiego i rodzi też lęk przed wiecznością, otwierającą się bezpowrotnie i triumfującą nad życiem. To jest chwila bolesna i euforyczna zarazem, to wielki smutek i wielka radość, alfa i omega, rozpad i kształtowanie, niebyt i narodziny nowej formy, to eternalny ryt przejścia. Kimkolwiek człowiek by nie był i cokolwiek by nie zrobił, dojdzie do kresu sił, zostanie zdruzgotany przez choroby i ból i wreszcie umrze, a żałobnicy przygotują ceremonię kremacji i wezmą udział w obrzędach funeralnych. Ta śmierć będzie potwierdzeniem odwiecznej metamorfozy i powszechnego umierania bytów, roślin i zwierząt, erozji skał i kamieni, a nade wszystko rozpadu więzi rodzinnych i plemiennych, zanikania miłości ziemskiej i pojawiania się energii kosmicznej. W takim momencie potrzebni są przewodnicy, którzy odprowadzą świadomość do bram istnienia i wraz z nią wnikną na chwilę do świata duchowego, by wypowiedzieć tam ostatnie słowo pożegnania i wrócić z powrotem do żywych. Takimi kapłanami są dla ludu Nuosu bimo, czyli czarownicy i szamani, odwieczni powiernicy ludzkich trosk i ci, którzy swoimi opowieściami łagodzą ból przemijania. Nie ulega wątpliwości, że poezja Jidiego Majii staje się rodzajem takiego zaklęcia, a poeta zyskuje rangę jednego z najważniejszych bimo swojego ludu. Stając na wyniosłej skale, pochylając się nad taflą górskiego jeziora, patrząc w gasnące oczy jelenia i orła, pstrąga, wypowiada prawdy elementarne i generuje liryczne treści, które chwytają za serce i stają się intelektualnym kontekstem dla prostego, zgodnego z naturą życia i odwiecznych ceremonii, rozgrywających się pośród rodzinnej ziemi i w dalekich rewirach wszechświata.

Wiersze  te podkreślają nierozerwalność więzi rodzinnych i rodowych, dokumentują trwanie w obrębie niewielkiej, zamkniętej społeczności, ale też otwierają się na cały świat. Tak stają się czymś na kształt lirycznego obwieszczenia i potwierdzenia, że w dalekich wschodnich krainach żyją wspaniali ludzie, od dawien dawna praktykujący kulturowe obrzędy przejścia, tworzący mity kalendarzowe i agrarne, a nade wszystko przyoblekający kształt istnienia w świętość i chwałę wieczności. Obok kapłanów bimo najważniejsi tutaj są rodzice i najbliżsi członkowie rodzinnego klanu poety, choć na plan pierwszy wysuwa się ta która go urodziła. Dostrzega on jej starość i jej wizualne elementy, ale jednocześnie nie waha się porównywać ją do gór i rzek, przydając jej mocy nieomal magicznej. To ona nosiła go przez dziewięć miesięcy w swoim ciele i ona pielęgnowała go w dzieciństwie, bacznie przyglądając się mu w latach dorastania i wchodzenia w męskość – to ona wreszcie stała się w jego świadomości poetyckiej multiplikacją wszystkich matek i zyskała wymiar przeogromny Matki Gór, stworzycielki wszystkiego, kreatorki bytu i poezji, siły i energii miłości, ran pierwszych i ostatnich. Łatwo możemy sobie wyobrazić jak ważną istotą była matka dla poety, gdy w niewielkim domostwie, zagubionym pośród przeogromnych gór, otaczała go czułością, jak ważne dla niego było mleko z jej piersi, uśmiech na twarzy i ciepło tulących go ramion, jak głęboko wryła się w pamięć słodycz ust całujących go nieustanie i jej czułe czuwanie u kołyski. To ona stała się fundamentem przyszłych dni, to ona pierwsza pokazała mu błękit nieba, zieleń  drzew i dalekie mgły nad górskimi jeziorami, to ona nauczyła go mówić i stała się rękojmią poetyckiego języka, wskazując lecącego łabędzia, czarne głazy osuwające się ze zboczy, śnieżną panterę podążającą w dal i górskiego kozła chroniącego się na wysokiej półce skalnej. To ona była w nim od początku i on od początku był w niej, potwierdzając odwieczność trwania, w cieniu szczytów, w rozwidleniu wielkich rzek i w obliczu groźnych żywiołów – to ona go stworzyła, tak jak niewidzialny kreator stworzył cały wszechświat i uruchomił bieg rzeczy, nadał impetu narodzinom i umieraniu. Bez wątpienia wiersze o matce, stworzone przez Jidiego Majię, weszły do światowej skarbnicy motywów macierzyńskich w liryce, stały się potwierdzeniem miłości i synowskiego oddania, wdzięczności za przekazane życie i za to, co miało się przydarzyć po cudzie narodzin. Nikt tak jak matka nie rozumiał tęsknot i pragnień przyszłego poety, nikt nie dał mu tego, co ona mu dała, pozwalając kształtować się w swoim ciele, a potem w bólach wydając go na świat i natychmiast obdarzając kosmiczna miłością – nikt nie otoczył go taką opieką i nie zapewnił mu bezpieczeństwa pośród groźnych sił natury, nikt – wreszcie – nie odprowadzał go pełnym łez okiem, gdy odchodził ku dalekim miastom. To dlatego wiersze o matce Majii stają się wspaniałym hymnem tęsknoty i oddania, miłości czystej jak woda w strumieniu, uczucia klarownego jak widok dalekich, ośnieżonych szczytów, rysujących się w dali, pośród błękitnego nieba. To w ciele matki zainicjowana została harmonia, która wracała jak echo w kolejnych lirykach, w wierszach o rzekach i łańcuchach górskich, o starym byku na arenie, o jeleniach i podążających w głuszy mundżakach, o tropiących ich śnieżnych panterach i rysiach, to w niej zabrzmiał po raz pierwszy ton, który pojawiać miał się w pieśniach Nuosu i w jego późniejszych poematach.

Niezwykle interesujące są też w tej poezji motywy myśliwskie, będące przypomnieniem, że w Chinach żyją potomkowie ludów pasterskich, plemion tubylczych, licznych szczepów, które przywędrowały z centralnej i zachodniej Azji.  Szczególną wagę mają łowcy dla Nuosu, bo od dawien dawna zapewniali oni dostawy świeżego mięsa, a nade wszystko stanowili zamknięty klan dojrzałych mężczyzn, wędrujących od przełęczy do przełęczy, wspinających się na wielkie zbocza, śpiących w chatkach i jaskiniach pośród wysokich gór. To o nich od dawien dawna śpiewały młode dziewczyny tęskniące za wielką miłości, to ich wyczekiwały matki, gdy ruszali tropić niedźwiedzia, koziorożca, jelenia lub panterę. W poezji Majii myśliwi pojawiają się jako wspomnienie marzeń dziecinnych, jako nawiązanie do wielkiej młodzieńczej fascynacji. Dziecko z tych wierszy, to najpewniej sam poeta, który pragnął ich naśladować, wraz z nimi podążać górskimi ścieżkami i polować na zwierzęta. Myśliwi zawsze snuli opowieści o wyprawach do niedostępnych miejsc, opowiadali po powrocie do domu o nadludzkich czynach, relacjonowali walki z potężnymi przeciwnikami. Ale zdarzało się też, że snuli opowieść o duchach ziemi, o mistycznych doświadczeniach w jakiejś samotni, na brzegu rzeki Jangcy albo Huang Ho, nabierających impetu i potężniejących w górach. Wtedy w wyobraźni dzieci i kobiet stawali się mitycznymi herosami, wkraczającymi z realnego świata w przestrzenie mitów bohaterskich, w rewiry surrealne, łączące się z kosmosem, na krawędzi skalnej grani i w krystalicznie czystej toni jeziora. A gdy umierali i ich ciała kremowano w jakimś odosobnionym zakątku Wielkiego Liangshanu, stawali się solą ziemi i ruszali natychmiast na łowy w zaświaty. Transmigracja pojawia się w tej poezji jako naturalna kontynuacja życia ziemskiego, jako przedłużenie istnienia rodu i potwierdzenie przynależności do wielkiej rodziny Nuosu. Marzenie by być myśliwym, by samotnie snuć się pośród dolin, przeplata się tutaj z tragizmem istnienia w ekstremalnych warunkach, pośród mrozu i żaru lejącego się z nieba; w obliczu nadchodzących znienacka kataklizmów i grozy nicującego byty wszechświata, wciąż opalizującego gwiazdami i połyskującego martwym blaskiem księżyca.

Poezja Jidiego Majii nie szuka skomplikowanych metafor, nie uwodzi czytelnika zawiłościami języka, raczej proponuje model poezji czystej, narracyjnej, zaskakującej celną pointą i umiejętnością nazywania ulotnych stanów umysłu, nastrojów, przeczuciem form egzystencji duchów w zaświatach. To jest nieustanne podkreślanie wagi więzi rodzinnych i przynależności do określonej grupy etnicznej, która zachowała swoje obyczaje i wytworzyła integralną kulturę. W jej obrębie powstawały arcydzieła sztuki i kolejne partie narodowego eposu Hnewo Tepyy, przekazywanego i modyfikowanego w każdym pokoleniu przez kolejnych bimo. Majia – stając w ich szeregu – tworzy zarazem nowoczesna poezję, która dociera do szerokich rzesz odbiorców w Chinach i na całym świecie. Zaczyna pojawiać się coraz więcej przekładów wierszy wybranych tego poety i za każdym razem okazuje się, że udanie przechodzą one próbę zaistnienia w nowym brzmieniu narodowym. Dzieje się tak za sprawą uniwersalizmu podejmowanych tematów i lekkości języka, udanie naśladującego modlitwę i lament żałobny, rozbudowaną odę i ulotny liryk. Chiny to od tysiącleci kraina prawdziwej poezji, wielkich myślicieli i poetów, to kraj znakomicie zorientowany w trendach poezji współczesnej. Osiągnięcie sukcesu literackiego jest tam bardzo trudne, tym bardziej, że pojawia się tendencja snobistycznego naśladowania wzorów europejskich czy amerykańskich. Majia nawiązuje do znakomitych wzorców, cytuje wielkich poetów światowych, ale ani przez chwilę nie traci z oczy perspektywy poezji kulturowej, której nauczył się pośród małych wiosek na pograniczu Sichuanu i Yunnanu. Słuchając opowieści bimo, starych ludzi i matek, myśliwych wracających z polowań, wytworzył w sobie niezwykłą wrażliwość na elementarne cząstki natury i wołanie dochodzące z dalekich otchłani kosmosu. Słysząc echo pierwszych chwil stworzenia, ustalania proporcji i nazywania barw, wyodrębniania z mroku zwierząt, pasm górskich, najwyższych szczytów i dolin, poeta jest tyleż kreatorem, co ostatnim członkiem klanu, ze smutkiem wracającym wspomnieniem do świata, który przepadł na zawsze. A choć odradza się w nowych wierszach i w umysłach ludzi następnych generacji, nic nie przywróci do życia prochów przodków. Być poetą z ludu Nuosu, to znaczy być strażnikiem pamięci, wpatrzonym w przeszłość świadkiem pięknych czynów, uśmiechniętych twarzy i lśniących oczu – to znaczy przemijać, jak wszystko wokół, wciąż tworzyć opowieść o czasie i przestrzeni, o nieuchronnym wnikaniu bytu w śmierć i w wieczność.

%d blogerów lubi to: