Światłość odgrywa wielką rolę w rozumieniu świętości i bywa jej najczęstszą egzemplifikacją, pozwalającą zbliżyć się do numinotycznej nieuchwytności i wyjątkowości. Oświetlenie mroku staje się dyrektywą dla proroka i kapłana, a nade wszystko jest domeną Stwórcy, który świat wydobył z ciemności, mówiąc: Niech się stanie światłość! To było porządkowanie chaosu, wydobywanie z niebytu kształtów i ożywionych przestrzeni, lasów i pól, zwierząt i ludzi. Tak jak woda i powietrze, jak ogień i ziemia, staje się światło piątym żywiołem elementarnym, pośród którego bytujemy i możemy działać, dookreślać to, co już zrobiliśmy i widzieć wszystko kontrastowo, wyraziście. Światło ożywia przestrzeń, czy to poczęte z ognia, czy ze słońca, staje się elementem konstrukcyjnym każdego obrazu, każdej cząstki widzialnej, każdej barwy i walorowo rozmytego odcienia. Szczególnie zajmowało ono wielkich malarzy i rzeźbiarzy, którzy jego zrozumienie stawiali sobie za cel główny, a osiągając skończoną wiedzę o nim, tworzyli dzieła, w których ukazywali jego tajemną grę na twarzach ludzi i pośród przeróżnych krajobrazów i pór roku. Wielką rolę odgrywa też światło w kontekstach symbolicznych walki dobra z niegodziwością, gdzie przyporządkowane jest dobru i staje się antytezą ciemności, czyli zła. Dlatego wielkie postaci światowych religii wychodzą ze światła, a nawet stają się lampą, latarnią morską, wskazującą właściwy kierunek w drodze do ostatecznego portu. Chrystus wręcz mówi do apostołów: Ja jestem światłością świata, kto we mnie wierzy, będzie żył na wieki, a św. Jan wskazuje jeszcze wagę uświęconego słowa: W nim było życie, a życie było światłością ludzi. Trudno się zatem dziwić, że także poezja, obcująca stale z nieuchwytnością sensów i stanów duchowych, starająca się nazywać to, co niedotykalne, sięga do symboliki światła, jako domeny wieczności i niematerialności, natchnienia, wiedzy i intuicji. Dante Alighieri wskaże w Boskiej komedii jego wagę dla poety: O ty, poetów światło i zaszczycie!/ Niech mię zalecą miłość i uwaga,/ Com z nią na myśli/ twojej szedł wykrycie./ Ty jesteś Mistrz mój, ty moja Powaga – a Zygmunt Krasiński ukaże porażkę Pankracego z Nie-Boskiej komedii jako zwycięstwo Chrystusowej światłości nad mrokiem: Jak słup śnieżnej jasności stoi ponad przepaściami – oburącz wsparty na krzyżu, jak na szabli mściciel. – Ze splecionych piorunów korona cierniowa. To jest świetlna symbolika ostatecznej potęgi Chrystusa i jego roli w kształtowaniu się historii ludzkości, kroczącej za blaskiem.
Antonio, bohater liryczny ostatnich tomów wierszy Ks. Jana Wojciecha Pomina bytuje pośród światła, a choć często wkracza w rewiry cienia i mroku, czyni to, by z jeszcze większą mocą opowiadać się po stronie jasności, wskazywać antytetyczność dobra i zła. Charakterystyczny jest tutaj wiersz otwierający nowy tom pt. Moja liryka, w którym pojawia się symbolika ornitologiczna, spleciona konkretnie z kreacją świetlną i wydobywaniem barw z ciemności: Moja liryka/ jest wielobarwna/ ma różne odcienie/ podobne do stwórczej/ kreacji ptaka// spłoszona/ z gałązki Światła/ przebita promieniem/ odlatuje w przestrzeń/ otwartego powietrza/ zerwana z rzeczywistości/ czasem coś zostawia// na krzewie zostaje/ drgająca struna/ instrument myśli/ do powstania kompozycji/ różnej dla zmysłów ucha/ może ma wymiar piękna. Ptaki należą do świata widzialnego, a tam konstruktorem jest światło, bez którego nie widzielibyśmy barw i refleksów na piórach. Podobnie jest z liryką, nieuchwytną jak ruch gałązki po oderwaniu się od niej skrzydlatego mieszkańca przestworzy: moja liryka/ jest w różnych barwach/ otwarta na tropy poznania/ w szerokiej gamie/ i wielkości twórczej/ od kolibra do albatrosa/ może jest fruwająca. Lotność i świetlistość to atrybuty liryki najdelikatniejszej, subtelnie prezentującej określoną wizję rzeczywistości, funkcjonującej w ściśle określonym czasie, jak każdy człowiek, od poczęcia do zgaśnięcia świadomości. Antonio, alter ego autora, ubrany w świetlistość, staje się sakralnym przewodnikiem po świecie i gdzie nie padnie jego wzrok pojawia się uświęcenie, jakikolwiek obraz nie wydobędzie z niebytu, zyskuje on symboliczną głębię. Nawet jeśli to jest zbocze góry, albo rosnąca na nim tarnina, nawet jeśli to jest grzeszny człowiek, Antonio zawsze szukać będzie światła, a jego największym pragnieniem będzie odsuwanie mroku i zastępowanie go czystością i pełnią światła. W takim rozumieniu jego misja przypomina misję Chrystusa jako nosiciela światła i jest kontrapunktem dla zachowań lucyferycznych, wskazuje fałszywych proroków i upadłych aniołów, którzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że zostali strąceni z firmamentu niebieskiego. Patrząc na wszystko z boku, z lotu ptaka, z wnętrza świątyni, Antonio oprawia chwile w mądrość ewangeliczną i stara się sprowadzać zagubione byty na właściwą drogę. Wyprowadza je nieustannie z ciemności i podążając na czele pochodu, kieruje się ku blaskowi spełnienia, ku szczęśliwości wiecznej, ku światłu wiary, oddalającemu czerń śmierci i bolesną myśl o ostatecznym rozpadzie ciała.
Niestety Antonio egzystuje w świecie, gdzie obok aniołów pojawiają się ogromne rzesze demonów, gromadzące się na placach i wrzeszczące, bełkoczące coś niezrozumiale. On zna doskonale te odgłosy, dobiegające jakby z głębin piekielnych i rozumie ich wymowę, która zawsze jest satanistycznie jednoznaczna: Demony/ wyczuły pogodę/ co prawda/ deszczową słotę/ przyjęły realną wizję/ realne objawienie/ wcieloną obecność/ ulicznym pochodem/ demony/ o ludzkich twarzach/ opętanym krzykiem/ walczą o prawo/ do śmierci/ by zamknąć oddech/ przed zewnętrznym/ naturalnym powietrzem. Jakże bolesne musi być dla Antonia kontemplowanie ludzkiego zgiełku, schodzenia tłumów z drogi światła i wkraczania w rewiry absurdalnej ciemności. Subtelność tej poetyckiej kreacji nie pozwala na jednoznaczne nawiązywanie do wydarzeń politycznych, do zachowań społecznych, ale symbolika, jaką posługuje się bohater liryczny Pomina jest wyrazista i nie pozostawia złudzeń o co chodzi i jacy pojawiają się w niej fałszywi przewodnicy. To jest modlitewna i liryczna kontemplacja, ale mająca właściwości terapeutyczne, stająca się nauką wiary i wykładnią istnienia w zgodzie z Boskimi nakazami. Każdy, kto rozumie poezję i kto przeczyta ten tom, zrozumie, że jego bohaterami są ludzie, których mijamy na ulicy i ci, których widzimy w telewizji, słyszymy w radiu – gardłujący na wielkich wiecach i stający się przewodnikami czarnych marszów. Ale przecież jest inna perspektywa, inna rzeczywistość i to z niej: Antonio/ z boku i tylko z daleka/ patrzy na czarną sotnie/ niosącą pogardę w sobie/ walczącą parasolami/ ze Światłem/ i życiodajną kroplą/ wody deszczowej. Absurd walki przy pomocy parasoli został tutaj skontrastowany ze światłem i życiodajną kroplą wody, a w dalszym planie z chrztem świętym. Poezja Ks. Jana Wojciech Pomina zawsze była polemiczna i jej autor nie wahał się przy podejmowaniu tematów trudnych, ustawiających go natychmiast po jednej ze stron barykady, ale zarazem zawsze pojawiała się w niej znamienna stylizacja liryczna, wyraźnie obrysowany bohater, jak Pan Cogito Zbigniewa Herberta, stający do konfrontacji z siłami zła. Antonio także jest maksymalistą i prowadzi swoją walkę w sytuacji beznadziejnej, stale się komplikującej i zastawiającej pułapki na rycerza światła, ale przecież stoi po jego stronie, trwa przy cierpieniu, opowiada się za strażą na straconych pozycjach do samego końca, wybiera barwy ptasich piór i kwiatów, a nade wszystko ludzi, w których oczach dostrzega pierwotny blask stworzenia. W takim rozumieniu staje się samym światłem i skutecznie oddala ciemność, każdym słowem nawiązuje do swojego credo: Czas Światła/ jest i nie gaśnie/ istnieje nieugięty/ i niezmienny/ od zawsze. Od zawsze… czyli wiecznie… nawet po zgaśnięciu ludzkiego czasu.