LIBRARY OF CONGRESS

Moje książki w Library of Congress

krasinki-oblozenie 604x275.indd

https://catalog.loc.gov/vwebv/holdingsInfo?searchId=12886&recCount=25&recPointer=1&bibId=17175141

esej-2

https://catalog.loc.gov/vwebv/holdingsInfo?searchId=12934&recCount=25&recPointer=3&bibId=1665252

skanowanie0001

https://catalog.loc.gov/vwebv/holdingsInfo?searchId=12950&recCount=25&recPointer=2&bibId=3571173

pragnienie

https://catalog.loc.gov/vwebv/holdingsInfo?searchId=12968&recCount=25&recPointer=4&bibId=717076

 

ROZBŁYSK ŚWIATŁA

wojtasikcojeszczejestjasnoscia-okl-page-00aa1Mieczysław Wojtasik należy do wąskiego grona największych osobowości literackich na Pomorzu i Kujawach. Organizator licznych imprez, referent i krytyk, tłumacz, wychowawca młodych adeptów pióra, a nade wszystko poeta publikujący od lat wiersze w prasie i fachowych periodykach, a potem odzwierciedlający tę aktywność w kolejnych tomach. Trudno się zatem dziwić, że przyszedł czas na obszerny wybór wierszy, ukazujący jak na dłoni ogrom dokonań i różnorodność artystyczną tego wyjątkowego twórcy.  Pisałem przy okazji wydania tomu Maki bardziej niż krew: Poezja Mieczysława Wojtasika jest zaangażowana politycznie i dotyka spraw najistotniejszych, rozprawia się narosłymi mitami i podejmuje dyskusję z poglądami skrajnymi, dociera do sedna problemów, które od wieków nurtują polską świadomość. Poeta pochyla się nad kujawską ziemią i widzi w niej to, co stanowiło wartość najwyższą – wyodrębnia chwile pierwiastkowe i tworzy z nich ciąg elementarny dla własnego życia i dla egzystencji całych pokoleń. To jest uważne wpatrywanie się w przeszłość i dopełnianie refleksją teraźniejszości, to są te momenty, gdy człowiek obejmuje myślą kwiat chabru, żywicę sosnową i gwiazdę mrugającą na niebie – to jest próba syntezy ludzkiego istnienia pośród stale piętrzących się przeciwieństw. Poeta, patrząc na polski sztandar narodowy, widzi w nim symboliczną czerwień maków spod Monte Cassino, ale też swoją refleksję przenosi jednocześnie w obręb elementarnych żywiołów, gdzie dynamika wiatru jest przypomnieniem chwilowej natury bytu. Człowiek rodzi się w określonym miejscu na ziemi, kocha przestrzeń, w której dorastał i tworzy coś na kształt własnej mitologii, ale nie przestaje zauważać kontekstu kosmicznego, chybotliwości istnienia pośród sił niewyobrażalnych i ogromów nie do ogarnięcia. Ćwicząc w sobie wrażliwość pierwotną, wsłuchując się w odgłosy dzieciństwa, odnajduje echo z dna studni i monotonny szum lasu, dźwięk gitary Cygana i metafizykę ruchomości celów.  

 Z kolei w Posłowiu do tomu pt. Lancz z duszą w poziomkach wskazywałem iż:  To, co najbardziej przejmuje w tej liryce, to esencjonalne ustalenia na temat natury ludzkiej, jakże zmiennej i gubiącej się w coraz to trudniejszych terminach. Poeta – przynajmniej w rozumieniu Wojtasika – to strażnik obszarów tajemnych, który pojął więcej od innych, ustalił proporcje i próbuje delikatnie wpływać słowem na bieg zdarzeń. Wie doskonale, że ono bywa ulotne, natychmiast zanika pośród kakofonii świata, ale szansą jego ocalenia jest wiersz, chwila zatrzymana pośród wersów i strof. To jest solidarność międzyludzka, to stawanie w jednym szeregu ze śmiertelnymi i cierpiącymi bytami: „ciernie ostrzą się o żyły/ szkło przedłuża krwiobieg/ znów przebudzenie w czerni/ pianie koguta jak zwykle/ zgrzyt hamulców w zajezdni/ wagon popkultur w przechyle/ jeszcze raz garbus cień/ podetnie korzenie bylin/ jeszcze jeden hymn na cześć/ świecącego próchna/ i zakwili w piszczelach/ nie donoszony bunt.” Kto z cielesnych i chorowitych ludzi może się buntować przeciwko mechanizmom świata, czym może nasza biologia przeciwstawić się odwiecznemu rozpadowi? Tylko chwilą zadumy, tylko tkanką wiersza, równie kruchą jak życie, pulsującą jak krew w żyłach, czułą jak refleksja, pojawiająca się w umyśle. Zdumiewające są te liryczne odkrycia poety, wiersze mające swoją aurę i barwę, brzmiące w tonach wysokich i niskich, trafiające do czytelników w każdym wieku. Może wykonywana profesja spowodowała, że tyle jest w nich żywej natury, sielskiej malowniczości, krajobrazowej pełni – od szczegółu do aforystycznego podsumowania.

Wojtasik zawarł w swoich wierszach obraz drugiej połowy dwudziestego wieku i wpatrzył się też w nowe lata kolejnego stulecia. Jego metoda stroboskopowego oświetlania różnorakich przestrzeni sprawdziła się w ciągu dekad, w kolejnych tomach poetyckich, a nade wszystko w odbiorze czytelniczym. Tak autor ugruntował swoją pozycję w środowisku literackim Pomorza i Kujaw, a także stał się postacią ważką w ogólnopolskich rankingach, antologiach, podczas wielkich imprez artystycznych. Zapewne przyczyniła się do tego poetycka fascynacja światłem i jasnością, akcentowana też w tytule tego tomu i wyrazista we wszystkich zbiorach. Jasność jako stan ducha i wiedzy, jest odwiecznym pragnieniem ludzkości i trudno się dziwić, że poeta zmierzył się z tym ambitnym tematem. To przecież formuła biblijna, sięgająca początków stworzenia, kosmogoniczna dyrektywa Boga, po kolei kształtującego rzeczywistość. To zarazem element naszego świata, widzialność bez której wszystko byłoby płaskie i głuche, absurdalne i zamknięte w przepaściach ciemności. Wszak wszystko zaczęło się od wielkiego, kosmicznego rozbłysku, eksplozji nowej gwiazdy, dającej ciepło, konstruującej na planetach kolory i kształty, umożliwiającej powstanie życia i jego żywiołowy rozwój. W takim kontekście także słowo i jego najwyższa forma artykulacji – poezja, stały się nośnikami jasności, zaistniały w ściśle określonej rzeczywistości solarnej i poeta lokuje je w obrębie ludzkiej śmiertelności: strącam światło/ najpierw z kropli krwi/ na szpilce/ potem z blizny/ między ciałem a przestrzenią. Warto tutaj zwrócić uwagę na obraz Caspara Davida Friedricha pt. Skały kredowe na Rugii (1818), który poeta wskazuje na okładce swojego tomu. Romantycy w szczególny sposób mitologizowali światło, tak pięknie ścielące sie nad morzem, jakby w magicznym menisku istnienia, w mistycznej źrenicy rzeczywistości. Także ukazane od tyłu postaci mają w sobie coś, co koresponduje z poezją Mieczysława Wojtasika – ową tajemniczość i zarazem pochwałę życia, grozę egzystencji pośród  żywiołów i zachwyt nad naturą. Warto czytać wiersze autora, bo są one prawdziwym odzwierciedleniem motoryki ontologicznej, nieustanie zagrożonej w obliczu nicości, a jednocześnie tak silnie manifestującej przywiązanie do jasności.

PTAKI NA MONETACH

Prawie każda mennica narodowa wyemitowała serię monet z wizerunkami ptaków. Szczególnie efektowne są monety złote i srebrne lustrzanki, z dodatkowo generowanymi barwami. Zbieranie tych świecidełek to bardzo kosztowne hobby, ale też dające wiele satysfakcji. Taka kolekcja może stać się początkiem szerszych zainteresowań ornitologicznych i przyczynić się do zdobycia wiedzy na temat skrzydlatych mieszkańców przestworzy. Oto kilka przykładów, a zacząć można od jednej monety, która przyczyni się do powstania szerszego, intrygującego zbioru numizmatów.

1

2

3

5

6

7

ZIMA 2017

1

3

4

5

6

7

8

9

10

11

img_6302

PROWINCJONALNY POETA

honore-de-balzac-015

Lektura powieści Honoriusza Balzaka pt. Stracone złudzenia to przedsięwzięcie czasochłonne i wymagające od czytelnika sporej wiedzy o Francji w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku. Historia bawidamka, pięknisia i niezrównoważonego emocjonalnie Lucjana de Rubempré ukazuje zawiłości życia na prowincji i w Paryżu, przede wszystkim odsłaniając matactwa i intrygi w środowisku dziennikarskim i prawniczym. Autor naszkicował cały ciąg postaci, których nie można uznać za uczciwe, wielkoduszne czy prostolinijne, raczej mamy tutaj do czynienia z osobami złamanymi przez życie, intrygantami, oszustami, kabotynami, lowelasami i małymi cwaniakami. Wszystko kręci się wokół wszechwładnego pieniądza, wszystko ma jeden cel – wzbogacenie się i dotarcie na szczyt drabiny społecznej. Chodzi też o zapewnienie sobie jak najlepszych warunków egzystencji, a w przypadku osiąganego przepychu, elegancji ubiorów i nawiązania nowych znajomości, oczarowania różnych środowisk. Balzak pokazuje mechanizmy oceny ludzi takich jak Lucjan, wchodzących do „elity” intelektualnej Paryża i próbujących zrobić karierę w branży drukarskiej, literackiej albo  dziennikarskiej. Pierwszym warunkiem jest znakomita prezencja, ubiory od najlepszych krawców, buty od modnych szewców, nakrycia głowy od wziętych kapeluszników, nie bez znaczenia jest też tutaj uroda ludzka. Bohater powieści, oszukany przez Luizę, wielką damę z prowincji, szybko zaczyna funkcjonować w środowisku ludzi pióra i bez wahania godzi się być tendencyjnym recenzentem, autorem intryganckich paszkwilów, aż w końcu odważa się też zmienić zapatrywania polityczne i z obozu liberalnego przechodzi pod sztandary rojalistów. Pchany do przodu przez powodzenie, kontemplowany przez kolegów i czytelników ze środowisk arystokratycznych, nie zdaje sobie sprawy, że na tym jego możliwości się kończą. Jeszcze raz negatywną rolę odegra wspomniana wyżej Luiza, a porażka będzie tym dotkliwsza, że mniej więcej w tym samym czasie umrze paryska miłość Lucjana – słodka i naprawdę kochająca go aktoreczka – Koralia. Paryż nie ma litości dla naiwnych marzycieli, wyszydza poetów i nie pozwala zbyt szybko osiągnąć sukces, bezkarnie zdobyć laury i pieniądze. Taki odważny, utalentowany człowiek natychmiast staje się wrogiem publicznym i wielu zawistników, przedstawicieli obozów przeciwnych i niby z nim zaprzyjaźnionych, zaczyna przemyśliwać, jakby tu go urządzić? Lucjan rozrywany towarzysko, komplementowany za urodę i wdzięk osobisty, nie rozumie, że pętla na jego szyi coraz bardziej się zaciska. Nie pomogą szaleńcze próby gry w kasynie, nic nie dadzą chwilowe pożyczki i zastawianie sprzętów, bo logika upadku zawsze jest taka sama – to najpierw powolne, a potem coraz szybsze zsuwanie się w dół, ku ruinie finansowej i mentalnej.

balzaclostillusions02

Buduar pani de Bargeton, il. Adrien Moreau, 1837

Przeciwieństwem Lucjana jest Dawid Séchard, wieloletni serdeczny przyjaciel – a potem po ślubie z jego siostrą Ewą – szwagier. W pierwszej części powieści akcja toczy się w Nowej Akwitanii, w prowincjonalnej mieścinie Angoulême, gdzie Dawid kupuje drukarnię od swojego ojca, straszliwego sknery i naciągacza, który nie waha się oszukiwać i mamić syna. Lucjan mógłby być wspólnikiem przyjaciela i wypracować sobie z czasem dobra pozycję życiową, ale czuje się uwięziony na prowincji. Stając się obiektem zainteresowań bogatej, dobrze sytuowanej mężatki Anais de Bargeton, przyjmuje jej propozycję wspólnej ucieczki do Paryża, gdzie miałaby rozkwitnąć ich miłość, na razie platoniczna i pełna konwenansów. Tam jednak spotyka go bolesne rozczarowanie, bo chciwa tytułów i poklasku arystokracji Anais (nazywana też Luizą) rzuca go bezceremonialnie i daje mu do zrozumienia, że nie życzy sobie kontaktów z osobą tak mizernego pochodzenia. W tym samym czasie Dawid oświadcza się Ewie, a po przyjęciu, żeni się i próbuje wraz z nią budować życie rodzinne. Ale tak jak Lucjan ma obsesję łatwego wzbogacenia się i zrobienia kariery, tak jego druh zostaje owładnięty ideą wynalezienia taniego papieru. I jedna i druga droga została obwarowana licznymi cierpieniami, rozczarowaniami, narastaniem długów i kłopotów w sferze kontaktów interpersonalnych. Koniec końców Lucjan fałszuje podpis przyjaciela na wekslach i powoduje ciąg nieprzewidywalnych wydarzeń, których finałem jest uwięzienie niewinnego człowieka. To za sprawą nieudolności Lucjana Dawid staje się igraszką bogatych konkurentów i dwulicowego prawnika, który wykorzystuje instrumentalnie wszystkich klientów. Balzak pokazuje ile niebezpieczeństw czyha na ludzi z wielką inwencją, jak łatwo stają się oni „łupem” różnorakich ludzkich hien i lampartów. Powieść kończy się dość naciąganym happy endem, wydobyciem się Dawida i jego żony z długów i znalezieniem przez Lucjana bogatego protektora, ale zanim do tego dojdzie francuski pisarz odsłoni przed czytelnikami ogromne pokłady ludzkiej podłości. Trudno się dziwić, że powieść ta, a szczególnie pisana w latach 1832–1839, część środkowa pt. Wielki człowiek z prowincji w Paryżu, spotkała się ze zjadliwą krytyką, szczególnie romantyków. Panował już przecież wtedy we Francji kult wielkich poetów, głosicieli prawd uniwersalnych, tak pompatycznie sportretowanych w utworach, prawie rówieśnika Mickiewicza – Alfreda de Vigny’ego. Szukano wtedy nowych autorów na miarę Waltera Scotta i Lorda Byrona, fascynowano się utworami Hugo, Goethego i Schillera, trudno zatem było zaakceptować postaci tak rozchwiane, nastawione na tani poklask i zysk jak Lucjan de Rubempré. Nie zważając na krytykę i złośliwości przeciwników, Balzak uważał Stracone złudzenia za centralną część swojej ogromnej Komedii ludzkiej, w skład której wchodzi ponad sto trzydzieści utworów (85 ukończonych, reszta w formie notatek, projektów i fragmentów). Pojawia się w niej ponad dwa tysiące postaci, często powtarzających się i stanowiących jakby rodzaj wyselekcjonowanego społeczeństwa francuskiego, ocenianego bezlitośnie i krytykowanego za różnorakie przywary.

Ewa i Dawid Sechard, il. Adrien Moreau, 1843

Ewa i Dawid Sechard, il. Adrien Moreau, 1843

Nie brak też na kartach powieści Balzaka postaci świetlanych, jakby wyraziście antytetycznych w stosunku do ludzi zagubionych, wyrachowanych, do chciwych kanalii i zimnych szubrawców. Taką postacią niewątpliwie jest siostra Lucjana i żona Dawida – przepiękna i subtelna Ewa. Jakże różni się jej natura od brata, jak czułą i prawdziwą miłością otacza swojego męża, biorąc się nawet do pracy w drukarni i zapewniając mu wolny czas na eksperymenty papiernicze. Rodząc dzieci i zajmując się domem staje się w powieści Balzaka symbolem macierzyństwa i oddania, prawdziwego humanizmu i mądrej walki o swoje ideały. Lucjan, otrzymawszy ogromna pomoc od siostry i brata, zmarnuje wszystko, a potem ucieknie się do oszustwa, o którym ich świętoszkowato poinformuje, wyrażając udawaną troskę o dalszy ciąg sprawy. Codzienne zmartwienia Ewy związane odtąd będą z narastającymi długami, które zostaną zlikwidowane dopiero po śmierci chciwego ojca Dawida. Zanim jednak do tego dojdzie małżeństwo przeżyje prawdziwe piekło intryg konkurencji i jej adwokata, udającego przyjaciela tak straszliwie doświadczonej pary. Na szczęście jego dążenie do własnej korzyści spowoduje, że będzie on grał także przeciwko konkurentom Dawida, a dodatkowo sytuacje uratuje piętnaście tysięcy franków niespodziewanie przesłanych przez Lucjana, który zaprzeda się tajemniczemu hiszpańskiemu kanonikowi Karlosowi Herrerze. Tutaj kłopoty się nagle kończą i dobra kobieta może poświęcić się matce i swoim dzieciom, a biorąc na swoje barki prowadzenie domu i uprawę wina w nowej posiadłości, zapewnić Danielowi spokój niezbędny do harmonijnego rozwoju. Szybko też pojawia się u niego nowe zainteresowanie, tym razem entomologiczne, pozwalające się cieszyć nieustannym kontaktem z naturą i różnorodnością skrytych w niej światów. Choć krytycy wskazywali nierealność postaci Ewy, choć jej cukierkowość budziła niedowierzanie, pewnym jest, że takie istoty pojawiały się w rozwydrzonej Francji pierwszej połowy dziewiętnastego wieku. Te natury skrzywdzone, a nie mające w sobie energii niezbędnych do walki, usuwały się i skrywały w jakichś samotniach, godząc się z kolejnymi ciężarami i biorąc je za immanentna cechę życia. Szczęśliwie Ewa i jej matka szybko zaczynają rozumieć jak negatywną rolę odgrywał w ich życiu Lucjan i przestają bezkrytycznie go chwalić, wspomagać, a w to miejsce pojawia się łagodna, ale też i stanowcza krytyka. Miotając się pomiędzy, znowu nim zainteresowaną Luizą, a swoją rodziną, Lucjan nie widzi innego wyjścia jak popełnienie samobójstwa. Pisze dramatyczny list do siostry i już gotowy jest rzucić się do głębokiego jeziora, gdy nagle pojawia się przy nim wspomniany wyżej kanonik, niby kierujący się chrześcijańskimi nakazami wiary i miłosierdzia, ale też – jak mówi – realizujący program ateisty nad ateistami, czyli Woltera. To końcowe przyspieszenie akcji Straconych złudzeń jest najmniej prawdopodobne, motywowane zapewne ogromnymi rozmiarami powieści i chęcią zamknięcia całości w efektowny sposób. Oczywiście takie sytuacje także miały miejsce i trudno się dziwić ludziom żyjącym w tamtych czasach, że z taką niecierpliwością czekali na cud lub należne im spadki po rodzicach lub innych członkach rodzin.

Rękopisy Straconych złudzeń - prawdziwa katorga dla korektorów

Rękopisy Straconych złudzeń – prawdziwa katorga dla korektorów

Do uwag krytycznych dorzucić trzeba pretensje o rozwlekłość prozy Balzaka, którą z łatwością można by skrócić, wyrzucając choćby finansowe wykazy, opisy środowiskowe, listy itp. Ale przecież taka właśnie jest sztuka pisarska tego autora, słusznie łajanego przez tłumacza jego dzieł Boya-Żeleńskiego za nierówność. Pamiętajmy jednak, że nikt nie pisze kilkuset powieści dla samej przyjemności obcowania ze słowem, a Lucjan ma wiele cech samego Balzaka, który po śmierci także pozostawił po sobie spore długi. Spłaciła je dopiero jego kochanka, a potem żona, polska szlachcianka Ewelina Hańska, zresztą po śmierci pochowana w jednym grobie z pisarzem, na cmentarzu Père-Lachaise. Wiele utworów francuskiego realisty powstało w celu spłacenia doraźnych obciążeń finansowych – pamiętajmy też, że znajomość realiów interesu drukarskiego w Straconych złudzeniach także nie wzięła się znikąd, gdyż pisarz próbował w taki sposób zarabiać pieniądze, a po klęsce, spłacał długi do końca życia. Tak jak William Faulkner i wielu innych, później żyjących powieściopisarzy, Balzak brał zaliczki na jeszcze nie napisane utwory, a potem naciskany przez wierzycieli, szybko pisał kolejne tomy Komedii ludzkiej. Ciężko doświadczony przez życie jako dziecko i młodzieniec, nie kochany przez matkę, wychowywany przez obcych ludzi, francuski prozaik i dramaturg, szybko zdobył wiedzę na temat ludzkich przywar i podłości, a błyskotliwość umysłu pozwoliła mu zorientować się w realiach różnych środowisk, od stanu duchownego, poprzez arystokrację, prawników, obszarników ziemskich, aż do biedoty i najdotkliwiej potraktowanych przez życie kloszardów. Jakże przewrotne bywa życie ludzi pióra, jak niesprawiedliwe dla geniuszy, klepiących biedę przez całe życie, a potem dających zatrudnienie tysiącom drukarzy, pracownikom wydawnictw, krytykom, naukowcom itd. Gdyby Balzak dostał choćby jeden procent z kapitału, który na całym świecie wypracowały jego powieści, byłby milionerem i opływałby w zbytki jakich pragnął jego rozchwiany osobowościowo bohater, Lucjan de Rubempré. Jak powszechnie wiadomo śmierć staje się elementem chwały pisarskiej i dopiero wtedy zaczyna się sprawiedliwie oceniać utwory, ważyć kolejne cykle, patrzeć na zamkniętą całość dorobku autorskiego. Zresztą to samo przydarzało się wielkim kompozytorom, malarzom, rzeźbiarzom i architektom, a i współcześni artyści – w pewnym momencie krezusi – popadają w straszliwe kłopoty, tak udanie opisane już przez Balzaka. Jakie przesłanie wyłania się ze Straconych złudzeń i czego ten utwór może nauczyć współczesnego czytelnika? Przede wszystkim wiary we własne siły i nieufności w kontaktach ze środowiskami opiniotwórczymi i prawniczymi, które myślą tylko o własnej korzyści i pragną wycisnąć od potencjalnych klientów jak najwięcej pieniędzy. W tym względzie nic się nie zmieniło i na początku dwudziestego wieku moglibyśmy wskazać wiele postaci balzakowskich i opisać ogrom sytuacji przypominających te z jego powieści.

XIR227263 Honore de Balzac (1799-1850) on his Deathbed, 15th August 1850 (oil on canvas) by Giraud, Emile (1825-92) oil on canvas Musee des Beaux-Arts et d'Archeologie, Besancon, France Lauros / Giraudon French, out of copyright

Emille Giraud  (1825-92) – Balzac na łożu śmierci w 1850 roku

* * *

dsc03645

Wracałem ze sklepu wieczorem i pośród chłodnych szarości, rozmytych deseni czerni, smug matowiejącej bieli, zauważyłem na jednym z rosochatych krzewów kilka niewielkich, okrągławych kształtów. Zatrzymałem się, obszedłem wolno plątaninę łodyg i gałązek i utwierdziłem się w przekonaniu, że mam do czynienia ze sporym stadem sikor ubogich. Pisałem już w moim dzienniku o tych subtelnych ptakach, ale teraz zaciekawiło mnie co innego – jakże wielka samotność tych bytów, które muszą spędzić całą noc pośród podmuchów zimnego wiatru, w głębinach czerni i mrozu. Muszą przetrwać w ekstremalnych warunkach, by przy pierwszych promieniach słońca oderwać się od krzaka i ruszyć na poszukiwanie nasion zdrewniałych chwastów, rozsypanych okruchów pieczywa albo – to prawdziwa uczta dla nich – zawieszonych przez ludzi plasterków słoniny. Na razie siedziały w jednym miejscu, dziwnie nierealne, przypominające średnik, tajemnicze pośród gałęzi, jakby jakiś nieznany demiurg rozrzucił je w przestrzeni, a potem uporządkował w konkretnym miejscu. Ptaki spowalniają w nocy funkcje życiowe, ale ich stałocieplność wymaga solidnej okrywy z piór i swoistego nastroszenia, które wprowadza między puch i lotki dodatkowe pokłady izolującego powietrza. Nie chciałem spłoszyć małych sikor, więc odszedłem powoli i jeszcze z dalszej odległości patrzyłem na nie przez chwilę. Samotność nie zdarza się tylko w świecie ludzkim, pojawia się też pośród zwierząt, ale zawsze powiązana jest z poszukiwaniem bliskości, czy to kochanej osoby, czy osobników z tego samego stada. Zapewne boli tak samo w każdym kształcie, okrytym skórą, sierścią albo kolorowym puchem…

%d blogerów lubi to: