PIĘKNE WNĘTRZE

Wnętrze kobietszczepockawalas2-okl-OKy bywa kruche jak kryształ – bolesną skazę uczynić może na nim nieostrożne słowo, traumatyczne zdarzenie, chwila zapamiętana jako poblask szczęścia, cień rozpaczy; a nade wszystko miłość, która miała rozświetlić wszystko, a skończyła się porażką. Dlatego żeńskie spojrzenie na świat znacznie różni się od męskiego i dla czytelników bezcenne są takie książki, które odsłaniają to, co dzieje się w przestrzeni intymnej, zwykle skrywanej, pełnej zagadek i tajemnic. To tam podejmowane są decyzje, które czasem bywają interpretowane jako niezrozumiałe, ale tam też zaczyna się ład, który może promieniować na kochanka, partnera, męża, by stać się początkiem nowej jakości życia, narodzin dzieci, wspaniałych doznań i dokonań. Kobiety widzą dalej i szerzej, potrafią też mądrze zaplanować rozwój, lokują swoją osobowość w sieci uwarunkowań, które prowadzą do celu i stają się punktami granicznymi. Nie znaczy to, że nie ponoszą porażek, że nie potykają się na swojej drodze i nie płacą za to ceny najwyższej. Bywa, że stają się ofiarami swojego marzenia i tracą nadzieję, że to, co zaplanowały kiedykolwiek się spełni, a wtedy cierpią nieopisane katusze, przeżywają miłość w pełni romantyczną. Pragnąc miłości totalnej, stają się nieszczęśliwe i podejmują decyzje, które wpisują się w ciąg fatalnych zdarzeń. Paradoksalnie ratunkiem jest owo kruche wnętrze, w którym można się zamknąć, które daje się odgrodzić od świata, albo zredukować do wymiarów mniejszych, konkretnych i funkcjonujących, w jakimś świecie zastępczym. Literatura ukazująca kobiety oferuje wiele portretów takich wnętrz i takich biografii – od Izabeli Łęckiej z Lalki Prusa, poprzez Barbarę Niechcic z Nocy i dni Dąbrowskiej, aż do Róży z Cudzoziemki Kuncewiczowej, żeby wymienić tylko najbardziej jaskrawe przykłady – stają się one symbolem swojej epoki i niezwykłej nadwrażliwości, piękna zewnętrznego i wewnętrznego. Nie bez powodu na początku powieści Anety Szczepockiej-Walas znalazły się zdania z najpiękniejszej powieści Dąbrowskiej: Człowiekowi często zdaje się, że się już skończył, że się w nim już nic więcej nie pomieści. Ale pomieszczą się w nim jeszcze nowe cierpienia, nowe radości, nowe grzechy… To jest ważne wskazanie, że świat kobiety bywa plastyczny, kowalny, kosmogoniczny, daje się modyfikować, adoptować do nowych sytuacji, a także wypełniać nowymi fascynacjami i nowymi treściami.

Bohaterka tej powieści jest istotą nadwrażliwą, nieustannie analizującą samą siebie i świat, który ją otacza. To są próby wniknięcia w strukturę rzeczywistości i w świadomość ludzką, tak by znaleźć odpowiedź na podstawowe pytania egzystencji. Jak wskazaliśmy wyżej kobiety miewają wnętrza o których nie śniło się niektórym osobom i potrafią nieustannie poszerzać w sobie przepastne głębie. Taka jest Antonina Olsen, którą poznajemy w pociągu i natychmiast możemy się zorientować, że należy do tych wybranek losu i tych nieszczęśliwych bytów, które zawsze będą dociekać, kim są i dokąd zmierzają. Patrząc na młodą dziewczynę w przedziale, bohaterka analizuje jej wygląd i sposób zachowania, wydaje sąd o jej ubiorze i gustownych dodatkach. To samo ma miejsce, gdy pojawia się konduktor i mężczyzna z laptopem, a potem jeszcze kolejne postaci. Ona jakby została powołana przez jakąś wyższą siłę, skierowana tam by czuwać nad poprawnością świata, by wyłuskiwać z niego sytuacje i osoby, które mogą być potwierdzeniem tego, że stworzył je dobry Duch. I choć tyle jest wszędzie pierwiastków zła, choć wciąż zdarzają się naruszenia systemowe, Olsen wierzy, że jej podróż pociągiem ma jakiś głębszy sens i obrazuje zmierzanie ku nieznanemu celowi – ważne jest też owo subtelne literackie rozmycie, powodujące, że czytelnik może mieć wrażenie, że jazda na szynach nie jest realna: Może ta podróż była wytworem jej wyobraźni? Może to były jej niespełnione marzenia, obawy i wątpliwości, a może coś działo się naprawdę, a tylko ona trwała w zastoju własnych myśli? Jak fantomy innego życia napływają do niej obrazy dzieciństwa, wyjazdu do Niemiec i wnikania w obcą rzeczywistość. Wyobraźnia dziewczynki każe widzieć wszystko w intensywnych barwach, ale świadomość dorosłej kobiety potrafi już sprawiedliwie i dogłębnie ocenić tamten czas. Posługując się językiem niemieckim, ale też i polszczyzną, istota ta znalazła się w miejscu przecięcia dwóch kultur, dwóch sposobów realizowania życiowych scenariuszy i dochodzenia do dobrobytu. Jakże wyraziste są w tej prozie myśli bohaterki, jak mądrze konstruowane i trafiające w sedno – to nieustanne syntetyzowanie świata, dopowiadanie do niego nowych sensów i szukanie odpowiednich słów do wyrażenia złożoności i skomplikowania poszczególnych segmentów trwania. Ona jest Europejką w pełnym tego słowa znaczeniu, odwiedza Paryż i Amsterdam, pojawia się w Niemczech i w Polsce, ale to co najważniejsze rozgrywa się w niej. Dekoracje się zmieniają, a ona kultywuje swoją wyjątkowość, wierzy, że w pewnym momencie będzie mogła powiedzieć, że jest spełniona.  Bytując pośród ludzi i analizując ich zachowania i gesty, Antonina nie przestaje wierzyć, że jest jakiś ogólny ład, a każda podróż ma swój początek, środek i koniec. Dlatego jej rozważania, w pewnym momencie, podążają ku sprawom ostatecznym: Antonina zastanawiała się, czy Bóg, dając życie konkretnemu człowiekowi, od razu określił jego miejsce na ziemi i w strukturach ludzkich, czy też zapisał go jako tabula rasa i dał wolność wyboru drogi. Jeśli dał mu wolność wyboru, pewnie zapomniał uzbroić go w model uwalniania tejże wolności, która za każdym razem zmierza przecież do najwznioślejszego celu, ale niekoniecznie do niego doprowadzi. Jednak i wzniosłość celu jest pojęciem względnym. Być może nie dla każdego upadek moralny jest tym samym upadkiem, a bogactwo mierzy się tą samą wartością. Całe życie owiane jest niezwykle poplątaną nicią, która potrafi tkać same upadki. Jeśli miarą wzlotów jest poczucie szczęścia, to pewnie trudno spotkać je na ziemi, ale jeśli może je określić umiarkowane zadowolenie, Antonina mogłaby się pokusić o parę przykładów. Upadki piszą się same. Sterty wierszy, powieści, doniesień wojennych, malowanych nimi obrazów olejnych i akwarel. To one wyznaczają trwanie. To one budują przestrzeń. Przegrać mogą tylko z optymizmem, ale ten nie jest środkiem łatwo dostępnym. Gdyby można było dostać receptę na optymizm, zdobyć na niego przepis, jej życie byłoby łatwiejsze. Kolejne kłody pod nogami wydawałyby się tylko cieniem, a frustracja pozostawałaby śladem. Optymizm to jednak nieludzka cecha rzeczywistości. Niewiele bowiem na ziemi „Ań z Zielonego Wzgórza”. Antonina – ta Ania Shirley, która dorosła, rozumie, że najczęściej ludzie bywają nieszczęśliwi i zastanawia się skąd tyle zła w świecie stworzonym przez Boga? Jej podróż dobiega końca, ale wciąż jakieś kobiety podążają do swoich przeznaczeń, do kochanków i mężów, do miejsc, które są obietnicą nowych doznań.

Chwile w życiu mijają jak kolejne kilometry magicznej podróży i stają się szybko ledwie wspomnieniem. Bohaterki tej powieści – Antonina, Eleonora, Angela – mają swoją przeszłość, ale ich jaźń rozświetla myśl o przyszłości, o tym, co czeka je u końca wyprawy. Motyw podróży – tak rozbudowany przez przywołanego na końcu utworu Josepha Conrada – jest niezwykle trudnym wyborem pisarskim. Trzeba wszakże stworzyć wrażenie jednorodności czasu i zmienności miejsc, a przy tym nie stracić tego, co miało być istotą powieści, wielowątkowej, jakże ciekawej narracji o ludziach i głównej bohaterce. Autorce udało się to znakomicie i zapewne wielu czytelników sięgnie po tę niezwykłą prozę, a potem szukać będzie innych realizacji literackich, nowych wierszy i utworów beletrystycznych. Mamy wszakże tutaj do czynienia z dojrzałością pisarską, która rzadko pojawia się na tym etapie tworzenia, w pierwszych książkach, które najczęściej bywają ledwie zapowiedzią czegoś ważnego. Tutaj od razu mamy do czynienia z pięknem prozy dojrzałej, wysmakowanej, subtelnej, ale nie stroniącej od drapieżności. Jakże prawdziwie oddane zostały w kolejnych rozdziałach etapy podróży i jak właściwie dobrano treści, znaleziono złoty środek, element realnego życia. Literatura powinna zaskakiwać czytelnika oryginalnością, ujęciem tematu, konstrukcją czasu powieściowego i przestrzeni osobowych i tak właśnie jest w przypadku tej twórczości. Czytając, podróżujemy z Antoniną, a jadąc tym zjawiskowym pociągiem, zastanawiając się nad dziejami bohaterek, zaczynamy snuć refleksję ogólniejszą, próbujemy porównywać je ze swoimi losami.  Warto sięgnąć po powieść Anety Szczepockiej-Walas, bo opisane przez nią Przypadki mają charakter ogólnoludzki, dają wyobrażenie o głębiach i tajemnicach świata kobiet. Wiele też mówią o każdym człowieku, bez względu na płeć czy miejsce urodzenia, bo śmiało wskazują paradygmat zachowań i reakcji na konkretne sytuacje. To jest proza, która staje się weneckim lustrem, generuje wiele odbić i pozwala spojrzeć na siebie z innej perspektywy, daje określony wykład na temat człowieczeństwa, nagłych uniesień i upadków, a nade wszystko – to jest ważne artystyczne dokonanie autorki, które okazuje się solidnym fundamentem jej pisarstwa. Następne utwory są zawsze niewiadomą, ale czytelnik wrażliwy uwierzy, że autorka nie obniży stylu i zaproponuje kolejne, jakże interesujące propozycje.  Czekając na nie, ruszajmy w podróż z Antoniną i jej myślami, dajmy się ponieść fantazji i czerpmy wiedzę tajemną o pięknym i jakże tajemniczym kobiecym wnętrzu…

* * *

???????????????????????????????

Byłem w Poznaniu, gdzie miałem wieczór autorski w Pałacu Działyńskich, wręczałem Nagrodę Klemensa Janickiego Pawłowi Kuszczyńskiemu  i prowadziłem Jubileusz dwudziestolecia twórczości Krysi Grys z Leszna. Sporo miłych spotkań z ludźmi, rozmów i czytania wierszy, wędrówki do miejsc szczególnych, jakoś zapisanych w mojej biografii. Jednym z nich jest brzeg Warty, tuż przy katedrze i ruszyłem tam przy pięknej pogodzie – chciałem postać na cyplu, popatrzeć na budowle otaczające to miejsce, na wędkarzy rozsianych tu i tam. Nie przypuszczałem, że zdarzy się coś tak smutnego i zarazem bliskiego moim przekonaniom, ale wierze, że godność nie odnosi się tylko do człowieka. Dochodząc do mostu, zobaczyłem pięknego kaczora krzyżówki, leżącego na trawniku, martwego i wykrzywionego nienaturalnie. Obeszły go już czarne mrówki i widać było, że w nocy przysiadł przy nim jakiś drapieżnik, bo obok leżało sporo puchu, wyrwanego z piersi ptaka. Rozejrzałem się dookoła i w niewielkim oddaleniu zobaczyłem karton po piwie Desperados, otwarty i doskonale nadający się do tego by przenieść ptaka. Załadowałem go zatem do tej prowizorycznej trumny, widząc ogromne ożywienie „brudnych” mrówek. Zaraz też poszedłem na most i niewiele się zastanawiając wrzuciłem kaczora do Warty, widząc, że na chwilę się zanurzył, a potem wypłynął i wartki nurt porwał go do przodu. To lepszy koniec dla pięknego ptaka, który tyle czasu spędził na wodzie, pochylał się w toni, żywił tym, co niosła, a nade wszystko latał nad nią i wyglądał pięknie przy zachodzącym słońcu. Teraz popłynął i może udało mu się dotrzeć gdzieś daleko, poza miasto, w którym znalazł śmierć. Nawet jeśli spocznie na dnie, albo gdy zjedzą go wodne drapieżniki, będzie to godny koniec, jakże bliski jego życiu, tej latającej i pływającej ozdoby Warty i wielu rozlewisk. Nie zasłużył na to, by leżeć na trawniku, a potem spocząć w koszu na śmieci. Odprowadzając go wzrokiem, myślałem: Płyń kaczorze, płyń w dal, nawet do samego morza…

BYT I ARCYDZIEŁO

???????????????????

Tęsknota za arcydziełem towarzyszy poetom od samego początku, od chwili, gdy zaczęli składać słowa w wersy i strofy, prezentować je słuchaczom, a potem publikować jako osobne książki. To szczytne dążenie do stworzenia takiego utworu, w którym znajdzie się obraz świata i autora, nowa wizja rzeczywistości i możliwie rozległa propozycja filozoficznej interpretacji istnienia. Tylko jednostki najwrażliwsze, tylko poeci absolutni, podejmują trud ukształtowania nowej formy, skonstruowania czegoś, co stanie się wykładnią kształtu dla pokoleń, zapisze się w podręcznikach literatury i znajdzie swoje miejsce w szeroko pojmowanej kulturze. Taki proces przypomina pracę rzeźbiarza, który staje przed bezkształtną bryłą i zaczyna ciosać ją dłutem, wydobywać z niej coś, co było ukryte, ale od zawsze potencjalne, zapisane w kolejnych odsłonach pradawnej kosmogonii. Trudno się dziwić, że na początku książki poetyckiej ks. Jana Wojciecha Pomina pojawia się cytat z twórczości Cypriana Norwida, który od dawna fascynuje czytelników i badaczy: Żeby to dłutem arcydzieło/ Wyciosać można z brył,/ Lecz żeby dłuto nie zgrzytnęło/ A młot go z góry bił a bił;/ Żeby to samym tchem harmonii/ Poruszać można wozów oś/ I bez oporu i ironii/ Żeby to można zrobić coś. Wszakże jest to metaforyczne oddanie zmagań twórców najprawdziwszych, dążących do osiągnięcia tego, co pojawia się najpierw w ich wyobrażeniach, a potem leje się na papier, staje się zapisem kulturowym w określonym czasie historycznym. Romantyczna walka o samego siebie, stała się wzorcem dla następnych stuleci, a doświadczenie Norwida znalazło w niej szczególne miejsce, jakby osi (axis mundi) utwierdzonej w nieustannie się kręcącym kole świadomości. Artyście tworzącemu arcydzieła chodzi o to, by tworzyć je z lekkością, w harmonii ze światem, by podłączyć się do tajemnej siły, uświęcającej wszystko, by było w nich pierwsze tchnienie Boga i ostatni oddech człowieka. Już te wskazania świadczą o tym, że poezja z tego tomu orbituje ku wyżynom poetyckich doświadczeń, a myśl autora szuka drogi do czytelnika poprzez meandry literatury trudnej, nie poddającej się jednoznacznej klasyfikacji.

Szczególnym posłańcem słowa i samą istotą filozofii jest tutaj wyrazisty bohater – Antonio – który posiadł wiedzę nieprzeciętną, a także zrozumiał wiele z dynamiki stworzenia i ostateczności, zawsze pojawiającej się u końca ludzkich biografii. To myśliciel, który patrzy w otchłań czasu i doświadcza stanów niemal mistycznych, ale to też racjonalista, który potrafi oddzielać dobro od zła i walczyć o każdy byt. To jakby wysłannik idealności, harmonii – tak wytęsknionej przez Norwida – to istnienie drżące, nieustannie orbitujące wokół kolejnych zdarzeń, pojawiające się nagle jak archanioł i wiszące jak fatum nad światem. A do tego jeszcze: Antonio/ jest piękny/ w sobie/ i to stanowi/ o jego istocie/ niepowtarzalny/ w ziemskim/ i ludzkim bycie/ jest kimś/ w świecie. Jego wnętrze rozświetla blask ducha, a spojrzenie ma właściwości uświęcające, przydające powagi najdrobniejszym nawet zdarzeniom i gestom. On celebruje byt, bo szuka doskonałości, harmonii ze światem i ludźmi – szuka sytuacji centralnych, pozwalających zrozumieć to, co dzieje się wokół niego, uporządkować kolejne sekwencje, znaleźć sens w tym, co wydaje się chaotyczne i nie poddające się jakiejkolwiek weryfikacji. Jak wymarzone arcydzieło polskiego romantyka, Antonio ma formę/ powietrza/ strukturę/ przejrzystą/ niewidzialną/ widoczną/ dla siebie. Jest bezcielesny, ale skończony w sobie, niewidzialny, ale pojawiający się stale w świadomości poety i wkraczający do przestrzeni osobowych czytelników za sprawą subtelnego słowa, wirującej szybko metafory. Tak krucha liryka staje się szansą znalezienia czegoś wyjątkowego, ale też generuje nieopisane cierpienia – nie bez powodu twórca zamieścił w tym tomie rysunki Norwida, w których łatwo odnajdziemy elementy jego tragicznego losu, nieustannych upokorzeń i walki o godziwy byt. Ktokolwiek stanie na tych rozdrożach, będzie musiał podjąć decyzję, w którą stronę ruszyć, jaki punkt horyzontu uznać za finalny, a wreszcie, czy takie cierpliwe podążanie ma sens. Pytania Antonia to wątpliwości z jakimi zderza się świadome człowieczeństwo, ale to też najczystszy jego strumień, stający do konfrontacji z chaosem, wyposażony w siłę wzmacnianą przez sacrum.

Poezja domaga się od twórców skończoności i pełni, kształtu ostatecznego, który nośny będzie dla następnych generacji, wniesie ducha walki, która rozgrywała się niegdyś w świecie poety i na kartce papieru. To jest próba genetycznego zawarcia w słowie tego, co stanowiło  i s t o t ę   r z e c z y,  przeniesienia w czasie wzruszeń i gestów, spojrzeń i ciepła dotyku, doświadczania świętości i popadania w grzech – to próba unieśmiertelnienia bytu lub choćby nikłych smug jego cieni. Jeśli udaje się to w harmonii ze światem, to przychodzi spełnienie, ale przecież doświadczeniem każdego wrażliwego istnienia jest gorycz, ból nie do opisania, chwile przerażające i prowadzące na skraj życia – bohater ks. Pomina doświadcza tego i próbuje znaleźć drogę pomiędzy skrajnościami. Jego wrażliwość jest darem, ale też i pułapką: Antonio/ ma intymny świat/ i w nim odkrywa/ siebie/ do końca nie wie/ jak to się stało/ że właśnie tak/ pojmany/ został/ zagląda z przerażeniem/ w głębie duszy/ wchodzi co dnia/ w ciemny labirynt/ gdzie nie ma początku/ i nie ma końca/ jest zawsze sam/ gdy zjawi się ktoś/ wcześniej czy później/ odchodzi jak barbarzyńca/ zostawia bolesny/ ślad. Tak dojmująca samotność jest karą i nagrodą, pozwala wsłuchać się w siebie i krzyczy najgłośniej w duchu, domaga się bliskości i ciepła, a znajdując chłód, powoduje, że poeta popada w smutek i zwątpienie. Potem znowu się dźwiga i z upadku poczyna coś, co staje się wartością najwyższą, podąża ku arcydziełom, tworzy w uniesieniu, zbliżając się do doskonałości Stwórcy. Wertując stare księgi – Antonio/ pyta Norwida/co po nas zostanie/ czy po barwie życia/ zostaną po nas/ gorejące szmaty/ czy tylko popiół/ i zamęt – i to są dylematy, na które odpowiedź zna tylko eschatologia, zgrzyt piasku przyklepywanego na grobie, ogień trawiący kruchość ciała. W przypadku późnego romantyka już wiemy, że jego bolesne doświadczanie życia nie poszło na marne, stało się paradygmatem romantycznego cierpienia i znalazło swoje miejsce w panteonie narodowym. Antonio z wierszy ks. Pomina ma profil norwidowski, ale wnętrze poety żyjącego na przełomie dwudziestego i następnego stulecia. To spotkanie dwóch wrażliwości i dwóch głębi ontycznych dało zdumiewające efekty, dające się porównać z innymi wartościowymi lirycznymi asocjacjami i kontynuacjami, mądrymi odniesieniami i próbami stworzenia wykładni człowieczeństwa. Nic nie przychodzi łatwo i poeta współczesny cierpi podobne katusze jak Norwid, a jego alter ego mówi o tym wprost:  Antonio/ ma oścień w sobie/ od dawna go dręczy/ powraca jak zjawa/atakuje myśli/ co dnia realnie/ przychodzi nocą/ nie pogodzony/ zrywa sen/ przedłuża czas/ dręczy dogłębnie/ przeciąga noc. Wszystko jednak jest tutaj konsekwencją maksymalizmu twórcy i stale podejmowanych, heroicznych prób, wyodrębniania integralnej ontologii, wskazywania człowiekowi jak ulotna jest egzystencja i jak wielkim dokonaniem jest wyciosanie prawdziwego arcydzieła z bezkształtnego bloku marmuru, stworzenie harmonijnej liryki w obliczu bezlitosnego rozpadu i zaniku wszystkiego.

%d blogerów lubi to: