Przybliżam raz po raz w moim dzienniku postacie poetów i pisarzy z którymi los połączył mnie w Polsce. Teraz zaczynam prezentować twórczość moich przyjaciół zagranicznych – na pierwszy ogień idzie poezja Renato z Gwatemali , który przetłumaczył już dwie moje książki poetyckie. Niezwykły człowiek i wrażliwi, intrygujący poeta…
Poezja Renato Vásqueza-Velásqueza dotyka spraw prostych i wielkich zarazem, jest reakcją niezwykłego umysłu na fenomenalną strukturę świata. Ale też jest poszukiwaniem siebie i Boga, pierwotnej kreacji, której pogłosem jest współczesny człowiek, z jego wszystkimi uwikłaniami i problemami egzystencjalnymi. Świat istnieje realnie, ale jest też iluzją, którą najlepiej widać, gdy kończy się dzień i to co było teraźniejszością, bezpowrotnie i ostatecznie zamienia się w przeszłość. Z perspektywy nowej rzeczywistości trudno powiedzieć czy to, co się zdarzyły miało realnie miejsce, czy może było snem, fantasmagorią, rodzajem ułudy realności umykającej i stale się przekształcającej. Podobnie jest z przyszłością, w której wszystko jest potencjalne i niepewne, stale wszakże może wydarzyć się coś, co odmieni bieg wydarzeń. Śmierć nie jest tylko faktem potencjalnym, wciąż przecież pojawia się w świecie ludzkim i zaskakuje tych, którzy odsunęli ją poza horyzont istnienia. Człowiek może przeciwstawić przemijalności świata żar uczuć i oczekiwań, może próbować walczyć z vanitas i w tymże boju dawać świadectwo swojej chwilowej dominacji nad czasem – egzystencji metamorficznej i równie niepewnej jak nazywanie ulotności. W poezji tej jedyną pewną i trwałą strukturą jest Bóg, który wyznacza kierunek na drodze bytów i ustala proporcje. Zarówno te anatomiczne, ludzkie, jak i kosmiczne, daleko wykraczające poza nasze rozumienie ogromu stworzenia. Bóg jest w człowieku i człowiek musi nieustannie odpowiadać na jego „propozycje”. Musi odnaleźć ścieżkę prowadzącą do niego i musi dojść do takiego punku, z którego widać rozległość i ogrom stworzenia. Wtedy będzie mógł mu podziękować za sprawy ostateczne i za doczesność, w której miłość odgrywa tak wielką rolę. Poeta dziękuje Bogu za istnienie i za piękno kobiecych ud, za to, co eternalne i za to, co chwilowe, za byt w kosmosie i za niebyt w uczuciu do innej istoty ludzkiej.
Bóg przydaje barw dniom, ale czasem – we śnie lub na jawie – kolory tracą swoją magnetyczną moc, gasną pośród ciemności i mgieł. Wtedy rozświetla je poetyckie słowo – wtedy ich jaskrawość wzmacnia głos, brzmiący dobitnie i z siłą liryki prawdziwej. Miłość staje się wtedy podstawą dalszego życia i poeta odzwierciedla w swoich utworach zachwyt nad tą sytuacją – bez ukochanej świat byłby płaski, bezbarwny, trudny do zaakceptowania. Z nią u boku staje się epifanią – przydaje głębi odległościom i ekspanduje byt ku Bogu. Człowiek potrzebuje nieustannego utwierdzania świata i rzeczywistości w obszarze jego myśli i wyobrażeń – wszystko wszakże jest strukturą i wszystko ma swoją konstrukcję. Szczególnie to widać przy oglądzie kosmogonicznym, który zakłada istnienie stwórczej mocy, nadającej kierunek rozwojowi i nieustanie wpływającej na jego bieg. Poeta wpatruje się w nieskończoność, ale szuka też punktów oparcia. Znajduje je w ramionach kobiety i w pięknie naturalnym, w pogłosach pierwszych modlitw i słów zamykających kolejne biografie. Śmierć góruje nad miłością… ale poeta wierzy w życie przyszłe i możliwość przeniesienia ziemskich uczuć w obręb nowej przestrzeni ontycznej. Tam będzie istniał, tak samo jak był pośród żywych; tam też towarzyszyć mu będzie istota kochana lub jej dusza. Doprawdy piękna to wizja przeniesienia miłości poza śmierć i zlania się bytów w jednię duchową, w unię sakralną. Nawet w najczarniejszych chwilach zwątpienia, nawet przy eschatologicznym zgaśnięciu widoków i głębi, pojawia się nadzieja nowego świtu – nowej przestrzeni bytowania i ciągłego zbliżania się do Boga. Obietnicą tego jest miłość i miłość jest zarazem celem – przeznaczeniem istot, które spotkały się kiedyś, obdarzyły się uczuciami najczystszymi i teraz wracają do nich jak do krystalicznego źródła nieskończoności.
Poezja może ewokować stany emocjonalne, których nie zdołają wyrazić inne sztuki, może być komentarzem filozoficznym i przestrzenią pojednania wszelkich zmysłów. Tutaj, w esencjonalnych wierszach gwatemalskiego poety, staje się też szeptem z głębi kochającej duszy. Tak twórca otwiera się przed światem i w taki sposób pragnie opowiedzieć o swoim przeznaczeniu, o chwilach ekstazy i bólu, o zawierzeniu, które jest tak silne jak miłość i o uczuciu, które nie zna granic i przenika nawet przez bezduszną hermetyczność śmierci. Niezwykle wyraziste są w tych wierszach próby zatrzymania chwili, wyodrębnienia jej z ciągów czasowych i pułapek przemijania. Wtedy możliwe jest przyjrzenie się sytuacjom i postawom ludzkim, wtedy świat zaczyna generować nowe treści i dopełniać puste przedziały znaczeń. Tak powstają wiersze miłosne, które mają ontologiczny kontekst, tak rodzą się inwokacje do tej, która już jest lub niebawem nadejdzie – tak poeta obłaskawia pustkę i głęboko wierzy, że wypełni ją żarliwe uczucie. Jak rozbitek na morzu szuka portu, jak tonący w przepaściach wodnych wypatruje latarni – tak on wierzy, że jej światło wskaże mu drogę ku ocaleniu i przyszłości. Taki żar i taka intensywność uczuć możliwe jest tylko w przypadku bytów nadwrażliwych, bliskich w swym zawierzeniu postawom i kształtom aniołów. To są uniesienia i loty niebiańskie, to próby opieki i obwieszczenia, że nadchodzi wspaniałe wydarzenie – czas unii totalnej jej i jego, pierwiastka męskiego i żeńskiego, In i Jang. To prawdziwa liryka, w której człowiek orbituje w stronę Boga, a przestrzeń wszechświata staje się lustrem miłości najczystszej i najpiękniejszej.