OSTATNIA WALKA BOHATERÓW (12)

Od dłuższego czasu jasnowłosa Angel pojawiała się w jego snach, przychodziła nago w nocy i nad ranem, siadała na brzegu łóżka i długo patrzyła jak równomiernie oddycha. A potem budziła go ciepłym oddechem o zapachu truskawek i wiśni, jak w piosence Nancy Sinatry i Lee Hazlewooda. Otwierał oczy lekko zdziwiony i próbował zrozumieć czy wciąż śni, czy może przebudził się i przeniknął senne mgły. Ona lśniła wyraziście i powoli przysuwała się do niego, aż poczuł delikatne dotknięcie ust i muśnięcie piersi o tors. Była niewielką kobietą, ale jej kształty były idealne, jakby stworzone dla niego, dopasowane do muskulatury, mieszczące się dokładnie w nim, niczym pierwotna forma w doskonałym wzorcu. Potrafiła mierzwić długie blond włosy, tworzyć z nich faliste przestrzenie, które pod światło wyglądały jak anielski puch. Unosił ją lekko nad sobą i wsuwał się delikatnie w róż, czując jak jej ciało pulsuje i promieniuje jasnym ciepłem. Złączony z nią przyciskał ją subtelnie do siebie i odpychał na chwilę, by znowu ją przybliżać. Całowali się czule, szukając połączenia ust w burzy gęstych włosów i wtedy lekko dmuchał w jej grzywkę, wędrował ustami po brwiach, dotykał rzęs i niewielkiego noska. Ich oddechy były czyste i rześkie, a aromat owoców leśnych rozlewał się w ciałach niczym w tajemniczym, prześwietlonym słońcem lesie. Jednym ruchem ręki przywoływała tysiące motyli, które zastygały nad nimi i falowały lekko, generując tęskną pieśń. W takiej chwili nie wiedział czy motyle wzniosły się z pościeli i poduszek, czy sfrunęły ze zwiewnych zasłon, barwy wciąż się rozmywały, a rozkosz lśniła na ustach jak krople porannej rosy na amarantowych różach. Jej niebieskie oczy połyskiwały pośród mroku, a delikatne złote żyłki, migały nad nim jak tajemne ogniki, potwierdzające realność chwili albo ułudę wieczności.

Przyciągnął ją silniej do siebie i przesunął lekko na bok, starając się wciąż być w niej zapięty jak drogocenny diadem na szyi księżniczki. Chwycił jej kształtne uda i rozsunął lekko, cały czas pulsując i drgając rytmicznie. Powędrował dłońmi do stóp i przysunął je ku ustom, całując leciutko każdy palec, przebiegając końcem języka aksamitną skórę, zatrzymując się na śródstopiu i chuchając leciutko w przestrzeń między najmniejszym palcem i sąsiadującym z nim nieco większym, jak wszystkie, pokrytym różowym lakierem. Spostrzegł, że miała zamknięte oczy i tonęła w rozkoszy niczym trzcina naginana przez wiatr, wsuwająca się ledwie na chwilę w toń jeziora. Całował zapamiętale stopy i podążał językiem poprzez łydki ku kolanom, a potem nagle wysunął się z niej i przybliżył usta do łona, muskając czule językiem głębię różu. Angel drżała coraz mocniej i przyciskała do siebie jego głowę, aż zaczęła oddychać pełną piersią i wyrażać to co czuła głosem głębokim, bliskim krzyku albo najczystszej pieśni. Czuł, że daje jej coś wyjątkowego i starał się muskać ją jak najdelikatniej, jak najczulej, pragnąc przekazać jej końcem języka energię z innych światów i innych miłosnych spotkań. Gładził rękoma miejsce, gdzie kończą się uda, czasem dotykając je białymi zębami albo chwytając ustami aksamit skóry, czując, że tonie i zapada się w niewidzialnym krysztale. Teraz czuł wyraźnie, że wciąż śni, chociaż jej ciało było tak realne, obfite piersi ginęły w jego dłoniach i wysyłały wciąż subtelne ciepło, a na udach pojawiły się smużki potu. Jej ruchliwość rymowała się z barwnymi oparami, przesuwającymi się nad nim, nicującymi motyle, anioły i barwne mozaiki znaczeń. Na chwilę otworzyła oczy i uśmiechnęła się lekko, jakby chciała go zachęcić do dalszej aktywności, jakby wypowiadała bezgłośną prośbę by ta chwila nigdy się nie skończyła, by rozpalony blask nigdy nie zgasł, a dotyk jego skóry był tak samo wyrazisty jak oddech, jak smak pocałunków i ciepło rozlewające się w jej głębiach. Zrozumiał to w mig i jeszcze raz wsunął się w nią delikatnie, wypełnił sobą bolesną lukę i uruchomił w jej myślach pęd wyrazistych obrazów, ornamentów z motylich skrzydeł i anielskiego puchu.

Znowu wolno całował jej stopy, obiegał wilgotnym językiem ich kontury, wciskał się pomiędzy małe palce, a potem nachylał się nad nią i czując kosmiczną łączność, całował ją nieprzytomnie, jakby nic nie istniało, jakby istotą chwili był smak ust i giętkość języka. Znowu zapragnęła znaleźć się nad nim i przez chwilę, gdy rozłączyli się, stracił poczucie realności, utracił ją jakby utonęła w matowej mgle, jakby przepadła na zawsze. Ale przecież zaraz wróciła, skierowała się ku jego twardości i posiadła ją gwałtownie, nadając tempo grze i rozrzucając na boki rozświetlone włosy, połyskujące ogniem świec i blaskiem kielichów wypełnionych winem. Teraz całował jej dłonie, brał w usta kciuki i zaplatał jej małe palce w swoich palcach, czując jej wciąż puls, przenikając zasłonę jawy i snu. Pochyliła się nad nim i omiatała jego twarz włosami, które pachniały młodą kobietą i czymś nierealnym, jakby wydobytym z głębin rozkoszy. Jej szczytowanie przyszło nagle i trwało dość długo, by odebrać siły i dać poczucie rozmycia się w rozkoszy, pęknięcia na miliony barwnych cząstek, a potem powrotu z poczuciem spełnienia i trudnej do wyrażenia pełni. Leżeli obok siebie, jak wojownicy po walce i wpatrywali się w ciemność, a dłonie wciąż niecierpliwie wędrowały po ciałach, osaczały ciepło i rozgarniały żar. Spojrzał na nią z boku i zobaczył jak uśmiecha się tajemniczo, a potem nagle rozwija wielkie, białe skrzydła i unosi się nad łożem, zawisa w pustej przestrzeni, jeszcze ruchem ręki daje znak, że odchodzi, jeszcze uśmiechem żegna się na chwilę i na zawsze. On mdleje i widzi, że motyle formują się w fantastyczne wzory na jej skrzydłach i opalizują niczym satyna. Wszystko odpływa, wszystko znika i aksamitny sen bierze go w swoje ostateczne władanie, a czerń zamazuje wszystko dookoła. Oddycha rytmicznie i czuje, że to spotkanie było prawdziwe, ulotne jak ciepła mgiełka i realne jak bieg krwi w żyłach. Zapadając sen czuje jak jej usta znowu dotykają jego ust, jak wnika w nią bezszelestnie i zostaje na zawsze.  Na zawsze…

Dodaj komentarz