GAPY I WRONY

Foto Rafał Komorowski - Wikipedia

Patrzę za okno i widzę czarne plamy gawronów (Corvus frugilegus) na trawnikach i na dachach okolicznych domów. Ludzie często mylą te ptaki z wronami, które przecież wyglądają inaczej, są rzadsze i większe. Jako dziecko znałem te ptaki jako gapy – tak mówiła o nich moja babcia i mama i wielu innych ludzi. To zwyczajowe określenie zyskało walor pejoratywny i stało się osobnym wyrazem w słowniku języka polskiego – to ktoś, kto popełnia błędy, gafy, ktoś, kto łatwo wpada w jakąś pułapkę. Jednakże gawrony wcale nie są gapowate, raczej bywają ostrożne, a jako ptaki synantropijne, czyli żyjące w pobliżu człowieka, doskonale wiedzą jak niebezpiecznym może on być. W dawnych wiekach kojarzyły się ze śmiercią, bo szczelnie obsiadały trupy ludzi i koni na polach bitew. Wraz z krukami, kawkami i wronami, stanowiły one szybką służbę sanitarną i oczyszczały ze zwłok i padliny pola i lasy, obrzeża miast i wsi. Ptaki te należą do rodziny krukowatych (Corvidae), mają czarne upierzenie, z metalicznym, fioletowym lub niebieskim połyskiem, co powoduje, że są dobrze widoczne na śniegu. Można by pomyśleć, że to bardzo im przeszkadza w polowaniach, ale z drugiej strony pomaga przecież dostrzec skupiska innych gawronów, które zawsze wróżą jakąś ucztę. One wolą czekać, bo są bardzo inteligentne i wiedzą, że w mroźnym klimacie, wcześniej czy później znajdą jakieś martwe zwierzę, kawałek chleba, owocu czy ciasta. Zaobserwowano nawet, że latem posługują się niewielkimi patykami, by wydobyć tłuste larwy z drzew. Ptaki te podczas cieplejszych miesięcy zjadają ogromne ilości owadów i gryzoni, nie gardzą też pisklętami innych, małych zwierząt latających. Niezwykłym spektaklem w miastach są rozległe stada gawronów, krążące i przelatujące do upatrzonych drzew, nad rzekami, przy cmentarzach, na skraju lasu, gdzie przysiadają i nocują. Często razem z kawkami i pojedynczymi wronami, czyniąc sporo hałasu, zrywając się nagle do lotu i krążąc nad nocowiskiem. Skolonizowały ogromną część Euroazji, od Hiszpanii, poprzez Europę Środkową, Syberię, aż do Chin. Także w Ameryce żyje tamtejsza jej odmiana (Corvus brachyrhyncos), mutująca i przechodząca w podobne wizualnie podgatunki – gawrona rybiego i gawrona z Tamaulipas. Zimą nasze rodzime gawrony odlatują na wschód, a stamtąd trafiają do nas populacje syberyjskie i wschodnioeuropejskie. Im jest mroźniej jest w tundrze i tajdze, tym więcej u nas pojawia się tych czarnych ptaków.

Wrona siwa (Corvus corone cornix), jak sama nazwa mówi, ma inne upierzenie od gawrona, sporo szarości i wyraźne akcenty czerni na głowie, lotkach i na ogonie. Zamieszkuje zadrzewienia śródpolne oraz wysokie grupy drzew w osiedlach i miastach – łatwo dostrzeżemy ją na starym cmentarzu lub w parku, zapewne przysiądzie też tam, gdzie przy jakimś pożywieniu tłoczą się gawrony. Jest ostrożniejsza i dostojniejsza od nich, a często ukryta, postanawia ujawnić się dopiero w takiej chwili, która daje jej szansę na przejęcia jakiegoś kawałka mięsa czy innego jadła. Latem jest to straszliwy drapieżnik, czyniący wielkie spustoszenia w gniazdach innych ptaków, potrafiący zaczaić się w wysokiej trawie i uderzać w momencie, gdy jaja lub pisklęta, chwilowo nie mają opieki. W odróżnieniu od kruka, złodziejka ta nie ma ostro zakończonego dzioba, choć tak jak i on widywana bywa na wszelkiej padlinie. W dawnych czasach – znacznie liczniejsza – była w mitach przedstawiana jako ptak chtoniczny (łączący niebo i ziemię), uczestniczący w wielkich ucztach na polach ludzkich bitew. Istnieje też gatunek wrony czarnej, który tylko wytrawni ornitolodzy potrafią odróżnić od gawrona. W moim życiu widziałem wiele wron, a szczególnie utkwiła mi w pamięci ta z Wilna, z podwórka domu, gdzie mieszkał Juliusz Słowacki z matką i ojczymem (umieszczam ją nad tą partią tekstu), a także dziwnie zachowujące się i szczuplejsze wrony, które widziałem, na warszawskich dachach, z okien Domu Literatury. Wysypałem im na część zadaszenia sporo kawałków słodkiej chałki i przyglądałem się bardzo długo jak skaczą, nadlatują, wykukują zza kominów i biją się o najlepsze kęsy. Żałowałem, że nie miałem wtedy przy sobie aparatu fotograficznego, bo zrobiłbym znakomite zdjęcia. Podczas moich wypraw na obrzeża miasta, często najpierw słyszę wyraziste krakanie, oddzielane momentami ciszy, albo cichsze odgłosy typu kirk arrk, a dopiero potem, po dłuższym przyglądaniu się przez lornetkę, zauważam dobrze ukrytego ptaka. Gdy odrywa się od drzewa lub wzlatuje z dachu, jego lot jest charakterystyczny, na poły ociężały, na poły elegancki. Największe wrażenie robią jednak wrony, gdy szybując, wynurzają się z mgły i mkną nad ośnieżonymi polami, zmarzniętymi wodami Wisły lub nad rozległymi bagniskami, plątaninami krzewów lub rumowisk kamieni.

Dodaj komentarz