PASY ATRAMENTOWEJ CZARNOŚCI

Podczas lektury drugiego tomu Kartek z podróży 1858 – 1864 Józefa Ignacego Kraszewskiego natknąłem się na taki oto opis Cypriana Norwida. Wielcy ludzie bywają dla siebie bardzo niesprawiedliwi. Nie potrafią uznać cudzej oryginalności i w tym względzie nasze czasy niczym nie różnią się od dziewiętnastego wieku. Warto jednak przywołać Kraszewskiego, bo pojawia się w jego wspomnieniach ciekawe określenie sztuki wielkiego romantyka: Pasy atramentowej czarności…

Na ostatek ominąć się nie godziło pracowni skromnej a jednej z najoryginalniejszych, pana Cypriana [Norwida], chociaż nie wiem, czy Cyprian jest bardziej poetą, czy artystą? Niepodobna w nim nie uznać rysownika, nie można mu odmówić tytułu poety. Niestety, jest to płód wieku, chwili, wpływów jakichś czy najdziwniejszej w świecie natury, chorobliwa, nieszczęśliwa istota złożona z jasnych promieni i pasów atramentowej czarności. Trzeba umieć poszanować w nim cierpienie, fantazję, dziwactwo, talent, przyjąć go jak jest, ale niepodobna nie użalać się nad tym jeniuszem zwichniętym. Egzaltacja, jaką wypadki wyrobiły, Mickiewicz, Krasiński, Słowacki, naturalne owoce tej epoki, stworzyły też takich nieszczęśliwych Cyprianów, w gorączce nieustającej dobijających się ekscentrycznością oryginalności, ciemnością i zagadkowością  jeniuszu. Cyprian sądził się i sądzi równym pierwszym poetom epoki dlatego, że niekiedy prześciga ich mistycyzmem, tajemniczością, które u niego przeszły w systemat. Żaden jego poemat dłuższy nie tworzy całości, a najkrótszy i najpiękniejszy wierszyk nie jest wolen od jakiegoś wybryku, co go kazi. Pod tym względem szkice jego są daleko piękniejsze od poezji, lecz jak skoro wda się w kompozycją historyczną, religijną, mistyczną, zdradza zupełną nieudolność artystyczną. Pomysł będzie znakomity, wykonanie niedołężne. W maleńkiej ubogiej izdebce znalazłem biednego Cypriana otoczonego przeróżnymi pamiątkami, studiami, rysunkami, obrazkami. Wszystko tu odbijało charakter człowieka. Nad łóżkiem wisiał biały krzyż z drzewa bez Chrystusowego wizerunku, ale z bardzo starannie odmalowanymi, z pewnym obrachowaniem prawdy, znakami krwi, kędy były przebite ręce, nogi i zraniona leżała głowa. Nigdy podobnego nie widziałem krucyfiksu, a ten zrobił na mnie może większe wrażenie niż najpiękniejsza figura. Pomysł takiego krzyża należy Cyprianowi. Oprócz tego ze swego albumu rysunków artysta wkłada w ramy wiszące naprzeciw łóżka wspomnienie jakieś, którym się chce karmić, i zostawia go kilka tygodni, czasami dłużej, dopóki fantazja nie przyjdzie odmienić. W innych ramach zeschłe liście, szczątki jakiegoś życia. W czasie podróży swej do Ameryki, w której wycierpiał wiele, Cyprian na pokładzie okrętu rysował, co widział, utrzymywał rodzaj dziennika przeplatanego słowy i szkicami. Ta księga pamiątek jest niezmiernie zajmująca. Szkic piórem Norwida czasem bywa wyborny, pojęcie przedmiotów, schwycenie ich wyrazu nader szczęśliwe. Oprócz rysunków z podróży morskiej, katakomb i innych wiele pokazywał nam, objaśniał i tłumaczył. Była i rozpoczęta większa kompozycja, pomysł nader szczęśliwy i niezwyczajny, lecz w wykonaniu zupełnie chybiony: Chrystus i Barabasz w więzieniu. Do stworzenia takiego obrazu Cyprianowi brakło studiów, rysunku, a nawet poczucia ideału w liniach, w budowie całości i stylu. Siląc się na niezwyczajny wyraz i oryginalność, rozbijał o nieudolność, powiem techniczną niemal. Kompozycje Norwida, z których niewiele sztychował aquaforti i litografował piórem, mało są u nas znane. Toż samo tu co w poezjach, wysiłek ogromny a fałszywy kierunek czy pojęcie, więcej dziwactwa niż wdzięku, ubieganie się za efektem i kontrastami. Może z całej puścizny po tej nieszczęśliwej ofierze czasu, temperamentu, szkoły, nie wiem, najcenniejszy będzie ów album rysunków ze statku, który go wiózł do Ameryki. Tu on zapomniał, że musiał być wieszczem jenialnym i był prostodusznym tłumaczem swych wrażeń.

Dodaj komentarz