PO DWUDZIESTU LATACH

Dzisiaj mija dwadzieścia lat od dnia obrony mojego doktoratu w Uniwersytecie Gdańskim. Napisałem wtedy pracę o żywiołach w twórczości Adama Mickiewicza, Promotorem był prof. M. Łojek, a recenzentami w przewodzie – prof. J. Bachórz i prof. M. Inglot. Z kolei publikację pracy w formie książki recenzował i rekomendował do druku prof. Jan Błoński, podkreślając jej wartość dla studiów nad największym polskim pisarzem i dla nowoczesnej krytyki tematycznej. Co najmniej od dziesięciu lat powinienem być profesorem, po pozytywnie zaliczonym kolokwium habilitacyjnym w Uniwersytecie Opolskim, ale intrygi, które rozpętał wokół mnie prof. W. Tomasik, bydgoski interpretator „pisarskich” tworów socrealizmu i motywów kolejowych w literaturze, stały się podłożem plotek, bzdur i pomówień, a nade wszystko negatywnych ocen wielu osób. Dla zobrazowania tego, co wyczyniał ten ktoś nade mną w bydgoskiej uczelni, w Polsce i za granicą, a także jako protest przeciwko pozostawaniu przez niego w Komisji do Spraw Dobrych Praktyk Akademickich przy Ministrze Nauki i Szkolnictwa Wyższego publikuję jego kuriozalny list, w którym zarzucał mi defraudację pieniędzy na wyjazd do USA, niszczył moje kontakty zagraniczne, zniesławiał mnie jako naukowca i przyznawał się do wywierania wpływu na recenzentkę Centralnej Komisji w trakcie trwania przewodu habilitacyjnego. Niebawem zacznę ujawniać inne fakty związane z „pracą” tego kogoś w uczelni, na razie pokazuję tylko do czego był zdolny i jak – wykorzystując ówcześnie sprawowaną funkcję Prorektora – zakulisowo mnie niszczył. Dla zrozumienia kontekstu sprawy zamieszczam też moje pismo do ówczesnego Rektora i potwierdzenie z USA, że byłem w 2002 roku gościem The State University of New York at Buffalo. Paradoksalnie jestem wdzięczny Tomasikowi, bo gdyby nie zwalczał mnie tak zaciekle i nie generował tylu zagrożeń, nigdy nie zmobilizowałbym się do tak potężnych przedsięwzięć naukowych, jak opis kosmogonii poetyckiej Juliusza Słowackiego czy gigantomachii romantycznej Zygmunta Krasińskiego. Pisana teraz kolejna praca, o twórczości Cypriana Norwida, choć narasta w poczuciu uwolnienia od ataków i pomówień, też ma w sobie coś z wcześniejszej mojej mobilizacji.

List  Tomasika do prof. Adama Marcinkowskiego – rektora Akademii Bydgoskiej z 30 września 2004 roku, tuż przed moim kolokwium habilitacyjnym w Uniwersytecie Opolskim.

1

2

3

4

A oto moje ówczesne pismo do Rektora Adama Marcinkowskiego – myślę, że zarówno powyższy donos, jak ten tekst  są przyczynkiem do analizy stanu polskiej humanistyki.

5

6

7

8

9

Potwierdzenie z uniwersytetu w Buffalo, że zostałem tam zaproszony w randze Visiting Assistant Professor, co jest przedmiotem kpin i zaprzeczeń W. Tomasika.

10

5 Komentarzy

  1. WALDEK said,

    2014/03/26 @ 9:43

    JAK TAKI PROFESOR MOŻE SOBIE SPOJRZEĆ W TWARZ TO NIEPRAWDOPODOBNE !

  2. Student, również Panów. said,

    2014/04/01 @ 23:45

    Szanowny Panie Doktorze,
    bardzo mi przykro, że spotkało Pana tyle nieprzyjemności zarówno na polu naukowym, jak i osobistym ze strony Pana Profesora, który zawsze mi i większości braci studenckiej WH UKW wydawał się być ucieleśnieniem kultury, grzeczności, serdeczności…
    Czy nie uważa Pan jednak, że rozpowszechnianie całej tej nieprzyjemnej sytuacji za pośrednictwem internetu godzi w dobre imię Instytutu, Wydziału i wreszcie całej uczelni?
    Rozumiem Pańskie rozgoryczenie wynikające zarówno z tego, jak został Pan potraktowany i tego, że „prof.” przed nazwiskiem bezdyskusyjnie (stwierdzam bez lizusostwa) się Panu należy. Pytanie tylko, czy nagłośnienie sprawy w ostatecznym bilansie przyniesie pozytywne skutki Panu jak i szeroko pojętemu środowisku naukowemu uczelni, miasta i regionu.
    Niemniej życzę pomyślności i tego, bym biorąc do ręki następną Pańską książkę, mógł w notce biograficznej zobaczyć słowo „profesor”.
    Student.

    • lebioda said,

      2014/04/02 @ 9:10

      Szanowny Panie, dziękuję za ten wpis. Przez dziesięć lat kierowałem się troską o dobre imię Katedry, Instytutu, Uczelni, ale dłużej nie mogę czekać. Pierwszą i naczelną funkcją władz Instytutu i uczelni jest kontrola praworządności i stworzenie takich warunków pracy naukowcom, by mogli się oni swobodnie rozwijać – ku chwale tych instytucji. Zarówno Dziekani jak i kolejni Rektorzy byli informowani o tym, co wyprawia ze mną ten ktoś. Załączałem odpowiednie pisma, zgromadzone materiały, kopie donosów, które mi udostępniano itp. Uniwersytet jest instytucją wyższej użyteczności, ma kształcić elitę społeczeństwa i jakiekolwiek rozgrywki w rodzaju tych, które dokumentuje donos Tomasika, nie powinny mieć miejsca. Zarówno szefowa Instytutu, jak i kolejni Dziekani byli informowani o moich kłopotach. Nikogo nie zainteresowało to, że pracownik, który ma jeden z największych dorobków na wydziale, jako jedyny w Bydgoszczy pisze książki o najważniejszych romantykach polskich, pozytywnie recenzowany przez elitę polskich humanistów, jest metodycznie niszczony. Po co w Bydgoszczy Instytut Filologii Polskiej, w którym dochodzi do takich podłych napaści i takiego niszczenia pracowników. Jak Pan sam potwierdza, nic z tych rzeczy nie przedostaje się do studentów, innych pracowników i szeroko pojętej opinii publicznej. Moją jedyną przewiną była ogromna aktywność naukowa i krytycznoliteracka, a odpowiedzią było zniszczenie kontaktów amerykańskich, wyartykułowanie na piśmie steku bzdur i robienie ze mnie „prymitywa”.

  3. Student, również Panów. said,

    2014/04/02 @ 13:00

    Szanowny Panie Doktorze,
    jeśli chodzi o przedostawanie się informacji do studentów, to nie będę ukrywał – Pańska sytuacja naukowa, jak i konflikt DTL-WT jest tajemnicą poliszynela, o której my, studenci IFPiK, doskonale wiemy, choć oczywiście nie rozmawiamy głośno. Nie wiedzieliśmy jednak, że padły takie określenia, jak w powyższych pismach.
    Konflikt Panów nie jest jedynym w naszym Instytucie, choć dzięki Pańskiemu wpisowi stanie się na pewno najgłośniejszym. Często zadajemy sobie pytanie, jak to możliwe, że w środowisku ludzi wykształconych, kulturalnych, znanych i szanowanych dochodzi do niesnasek, nierzadko na niskim poziomie.
    Wszystkie te negatywne sytuacje powodują niejednokrotnie niedomówienia i plotki krążące po korytarzach budynku przy Jagiellońskiej 11 i stają się nierzadko tematem cichych rozmów pomiędzy zajęciami. I nawet jeśli przybierają one czasem formę anegdotyczną, to świadomość, że w naszej Alma Mater zamiast jedności i braterstwa dochodzi do otwartych konfliktów budzi niedowierzanie, przechodzące w szok…
    Jeszcze raz życzę pomyślności i satysfakcjonującego zakończenia sprawy. Nikomu z władz Uczelni, ani studentom na pewno na tym nie zależy. Lepiej by było, żeby członkowie naszej społeczności znani byli z osiągnięć i rozsławiania jej imienia, niż z otwartych wojen.

    • lebioda said,

      2014/04/02 @ 17:30

      Tak, ma Pan rację, ale nie ja wszcząłem tę wojnę. Niech się wstydzi ten, kto w tak perfidny sposób napada na kolegę z pracy. Ale, ale… znajdzie się rada…


Dodaj odpowiedź do WALDEK Anuluj pisanie odpowiedzi