
Kometa C/2022 E3 (ZTF)
Dzisiaj wieczorem wyszedłem na taras, by popatrzeć na wyjątkowo wyrazistego Oriona, połyskującego na południowej części nieba. Chyba po raz pierwszy w tym miesiącu zniknęły chmury, a gwiazdozbiory i planety pojawiły się w całej krasie. Dopiero co czytałem w Internecie o komecie C/2022 E3 (ZTF), która wędrowała w pierwszej połowie lutego od konstelacji Byka do Marsa i od Kapelli do Aldebarana. Niestety zachmurzenie było bardzo duże i nawet teleskop nic by tutaj nie poradził, tym bardziej, że kometa to ledwie jasna mgiełka. Lektura tekstu astrofotografa Piotra Majewskiego w necie, uzmysłowiła mi, że na zdjęciach wykonanych przez teleskopy (lub teleobiektywy) C/2022 E3 (ZTF) prezentuje się okazale. Duża, jasna głowa, wyraźny prosty warkocz gazowy o długości kilku stopni kątowych i wyróżniający się łukowaty warkocz pyłowy – klasyka gatunku! Pod koniec stycznia przy komecie ZTF pojawiło coś jeszcze… To przeciwarkocz. Sprawiał wrażenie, jakby strzelał ku Słońcu, a przecież powszechnie wiadomo, że kometarne warkocze skierowane są przeciwnie względem naszej gwiazdy centralnej. Co się stało? To tylko złudzenie optyczne. Kometa ZTF ma na tyle szeroki warkocz pyłowy, że oglądana z Ziemi w płaszczyźnie swej orbity ukazuje go po obu stronach swej zielonej głowy. Jest to zjawisko przejściowe. Wraz ze zmianą położenia obiektu zmienia się geometria jego postrzegania, a w konsekwencji – wygląd. A propos… Dlaczego kometarne otoczki są zielone? W latach 30. XX wieku niemiecki fizyk Gerhard Herzberg wysnuł teorię, że zjawisko to jest spowodowane niszczeniem przez światło słoneczne dwuatomowego węgla (znanego również jako diwęgiel lub C2) – związku chemicznego powstałego w wyniku interakcji między światłem słonecznym a materią organiczną dobywającą się z jądra komety. Doświadczalnie teoria ta została potwierdzona dopiero w 2021 roku dzięki eksperymentom przeprowadzonym przez australijski zespół uczonych pod kierunkiem prof. Timothy W. Schmidta. Pisaliśmy o tym w portalu „Uranii”. A skąd tak enigmatyczna nazwa obiektu? Przed laty odkrywali je ludzie, stąd łatwo było zapamiętać np. kometę Halleya i odróżnić ją od komety Donatiego. Dziś odkryć dokonują głównie zautomatyzowane teleskopy. Jeden z nich nazywa się Zwicky Transient Facility, w skrócie ZTF. Na szczęście nazwano go na cześć człowieka, a był nim Fritz Zwicky – szwajcarski astronom, który jako pierwszy postulował istnienie ciemnej materii we Wszechświecie. ZTF to nazwa projektu przeglądu nieba w szerokim polu za pomocą kamery sprzężonej z teleskopem pracującym w kalifornijskim obserwatorium Palomar. Jego celem są obiekty szybko zmieniające jasność, jak supernowe, błyski gamma, kolizje gwiazd neutronowych, a także ciała szybko poruszające się, czyli asteroidy i komety. Szkoda, że nie było mi dane przyjrzeć się tej komecie, ale jakby dla zadośćuczynienia niebo obdarzyło mnie dzisiaj wspaniałym prezentem – oto nagle zobaczyłem okruch materii kosmicznej, który przeleciał z zachodu na wschód, zostawiając za sobą ognistą nitkę. Trwało to może trzy sekundy, może cztery, ale spektakl był wyrazisty. Raz jeszcze uświadomiłem sobie, że jesteśmy bytami kosmicznymi i w każdej chwili jakiś nieproszony gość może wpaść do atmosfery. Taka obserwacja w dniu 550 urodzin Mikołaja Kopernika warta jest odnotowania, tym bardziej, że zaraz pojawia się też refleksja natury historycznej – ludzkość obserwowała gwiazdy i planety od dawien dawna, pod wieloma szerokościami geograficznymi, podczas wojen i w czasach pokoju. Zdarzało się też, że ktoś zauważył asteroidę lub meteor, innym razem jakiś obserwator wyodrębniał kometę Halleya, która przez tysiąclecia pozostawała bezimienną wróżbą zbliżającego się nieszczęścia. Moja dzisiejsza obserwacja i refleksja astronomiczna zostały wpisane w cykl zdarzeń niebieskich i zapewne po tysiącu lat, po stu tysiącach lat, a nawet po milionie lat ktoś uniesie głowę ku górze i zobaczy taką kosmiczną iskrę. Jako totalny optymista, zakładam, że ludzkość będzie wtedy jeszcze istniała…
Skomentuj