OGRÓD ROZKOSZY ZIEMSKICH (2)

Powieść pt. Obfite piersi, pełne biodra jest ogromną sagą, opowiadającą dzieje wiejskiej rodziny Shangguan z Dalanu, w Północno-Wschodnim Gaomi, a zarazem rozległą panorama historyczna od początku dwudziestego wieku do czasów nam współczesnych. Otwiera ją brawurowy dyptyk, realistycznie oddający poród matki rodu Lushi i oślicy w pobliskiej stajni. Zarówno kochliwa kobieta jak i uparta klacz mają problemy z urodzeniem potomka. Dodatkowo napięcie podnosi stale skrzecząca złośliwie teściowa, czekająca niecierpliwie na wnuka i nie dopuszczająca do siebie myśli, że urodzi się kolejna córka, a także wybuchy związane ze zbliżaniem się japońskich agresorów. Półwysep ostro wcinający się w Morze Żółte, na którym toczy się akcja utworu, był szczególnie narażony na ataki z zewnątrz, bo przecież niedaleko stamtąd jest do Korei i Japonii, wielkich miast takich jak Seul czy Fukuoka. Ataki japońskie przez morze oprócz innych kierunków, zaczynały się od pacyfikacji prowincji Szantung i skupiały na niej pierwszy impet ataku, grozę wojennego żywiołu barbarzyńców, wkraczających do magicznej krainy morderstw, grabieży i gwałtów. Matka rodzi wreszcie bliźnięta – dziewczynkę i chłopca, a oślica wydaje na świat małe mulątko, nie ma jednak czasu na celebracje tych wydarzeń, bo wioskę zalewają Japończycy, nie liczący się z niczym i znajdujący radość w dzikim mordowaniu niewinnych ludzi. Tutaj widać już maestrię narracyjną Mo Yana, który najpierw każe snuć opowieść jedynemu synowi w rodzinie Shangguan – Jintongowi, a potem dowolnie ją modyfikuje, wprowadzając znamienne retardacje i przyspieszenia akcji. Wszystko przypomina ogromny dynamiczny wir, w którym raz po raz pojawiają się twarze i gesty, słychać eksplozje i wystrzały, krzyki mordowanych i kopulujących ze sobą ludzi, sapanie gwałcicieli i wojskowe komendy najeźdźców. Ojcem urodzonych dzieci jest rezydujący we wsi szwedzki pastor Malloy, który niezbyt długo cieszy się ojcostwem – będąc świadkiem zbiorowego gwałtu na jego ukochanej Shangguan Lushi, skoczy z wieży kościoła i poniesie śmierć na miejscu. Kobieta jakoś otrząśnie się z ogromnej traumy, będzie miała stosunki seksualne z wieloma mężczyznami i stanie się podporą kosmopolitycznego rodu, który – jak wiele rodzin w dziejach Chin – zazna chwilowych rozkoszy istnienia i permanentnego egzystencjalnego cierpienia. Przekonanie ludzi, którzy pojawili się w określonym czasie w tym zjawiskowym miejscu, że wszystkim kieruje opatrzność, powoduje, iż przyjmują oni ciosy losu ze smutnym pochyleniem głowy, a gdy buntują się, to najczęściej kończy się to tragicznie. Modlitwy matki kierowane do Boga, Matki Boskiej i bodhisattwy Guanyin z Południowego Morza nic nie dają – życie toczy się swoim szaleńczym pędem i raz po raz społecznością niewielkiego Dalanu wstrząsają potężne kataklizmy dziejowe. Ale wszystko ma swój bieg i swoją logikę – trzeba jeść, żyć i wydalać ekskrementy, zabijać i zatrzymywać się w pędzie – jakże symboliczny w tym względzie jest japoński koń pośród chaosu walki, który nie zważając na nic wykonuje konieczną czynność fizjologiczną: Japońscy kawalerzyści nawet nie próbowali sforsować stojącego w płomieniach mostu, lecz ruszyli w dół nasypu. Kilkadziesiąt rosłych koni, potrącając się wzajemnie, niezdarnie, lecz żwawo zeszło do rzeki. Przeprawie towarzyszyły pokrzykiwania jeźdźców i parskanie wierzchowców. Konie szybko zanurzyły się w wodzie po pachwiny, fale muskały im brzuchy. Japończycy dosiadali swoich rumaków wyprostowani, z uniesionymi głowami, ich twarze bielały w promieniach słońca, nie dało się dostrzec nosów ani oczu. Konie także trzymały łby wysoko, niby w galopie, choć w wodzie było to niemożliwe. Woda miała słodkawą woń, jakby rozpuszczono w niej gęsty, słodki syrop. Kroczyły z wysiłkiem, wzbudzając swoimi ruchami niewielkie błękitne fale, które niby płomienie lizały końską skórę – wydawało się, że to z ich powodu zwierzęta trzymają swoje wielkie, ciężkie łby wysoko w górze i prą wytrwale naprzód; ich ogony unosiły się swobodnie na powierzchni wody. Siedzący w siodłach Japończycy podskakiwali, trzymając oburącz lejce, z nogami wyprostowanymi w strzemionach na kształt znaku osiem. Laidi obserwowała konia kasztanowej maści, podobnej do barwy owocu jojoby, który zatrzymał się pośrodku rzeki, podniósł ogon i wydalił do wody całą serię krągłych grud nawozu. Japończyk szturchał go ponaglająco w boki pietami, lecz koń tylko potrząsał głową i żuł wędzidło.[1] Pojawianie się warstwy symbolicznej w realistycznych opisach, to jedna z istotnych właściwości prozy Mo Yana, który panuje niepodzielnie nad tekstem na wszystkich jego poziomach.  

          

Pośród słynnych powieści rodzinnych, takich jak Budenbrookowie Tomasza Manna, Saga rodu Forsyte’ów Johna Galsworthy’ego, Rodzina Połanieckich Henryka Sienkiewicza, Chłopi Władysława Stanisława Reymonta, historii familijnych Balzaca, Faulknera, Marqueza i Llosy, dzieło Mo Yana zajmuje miejsce szczególne. A to przede wszystkim za sprawą niezwykłych umiejętności pisarskich – subtelnego odzwierciedlania dalekowschodniej rzeczywistości, swobodnego żonglowania narracją, dociekliwości psychologicznej i ekspresyjnej fantazji. Ważna jest też konsystencja tej prozy, która jest gęsta jak klej ryżowy, a zarazem przezroczysta jak bibułka barwnego lampionu noworocznego. Matka rodu Shangguan Lushi, żona prostego kowala, zdradzająca go z innymi mężczyznami, gwałcona przez bandytów z bandy Czarnych Osłów, dożywa sędziwego wieku, staje się chrześcijanką i może z oddali spojrzeć na to, co w jej życiu było dobre i złe. Urodziła dziewięcioro dzieci i każde nich miało swoje dzieje, chwalebne lub tragiczne, wplecione w historyczne wydarzenia, które może przepadłyby na zawsze, gdyby nie powstały powieści drugiego noblisty literackiego z Kraju Środka. Zgodnie z chińską tradycją nadawania imion numerycznych członkom rodu była ona matką Shuangguan Laidi, Najstarszej Siostry, żony Sha Yelianga, zmuszonej też do zawarcia małżeństwa z kalekim żołnierzem Sunem niemową, którego pozbawiła życia i została za to skazana na śmierć. Jej ojcem był wuj Yu Wielka Łapa, który wychowywał jej matkę, a gdy trochę dorosła miał z nią kontakty seksualne. Z tego nieformalnego związku zrodziła się też Druga Siostra – Shangguan Zhaodi, która poślubiła Simę Ku, dowódcę antyjapońskiej jednostki specjalnej i urodziła mu dwie córki, zgładzone potem z inicjatywy specjalisty do spraw reformy rolnej. Łatwego życia nie miała też Trzecia Siostra – Shangguan Lingdi, córka jej kochliwej matki i przygodnego handlarza kaczek, która zauroczy się niezwykle barwną postacią – Hanem Ptaszkiem. Po jego porwaniu przez japońskich agresorów i osadzeniu go w obozie pracy dostanie pomieszania zmysłów, zacznie propagować dziwaczny kult Ptasiej Nieśmiertelnej, poślubi Suna Niemowę, żołnierza Batalionu Wysadzania Mostów i w końcu popełni samobójstwo, skacząc w przepaść w czasie ćwiczeń skoków spadochronowych. W kategoriach tragicznych lokować też trzeba życie Czwartej Siostry – Shangguan Xiandi, córki wędrownego znachora, która poświęciła się dla dobra materialnego rodziny i sprzedała się do domu publicznego. Długo o niej nie słyszano, aż po „rewolucji kulturalnej” karnie przesiedlono ją do rodzinnej wioski i rozgrabiono majątek, który gromadziła przez lata. Wskazywana palcem i opluwana, otoczona powszechną pogardą tłumu, zmarła w cierpieniach, po nawrocie dawnej choroby. Kolejną samobójczynią w tej rodzinie stała się Z kolei Piąta Siostra – Shangguan Pandi, córka Tłustego Gao, właściciela psiej jatki, która swoją przyszłość widziała w Batalionie Wysadzania Mostów, do którego zgłosiła się na ochotnika, a potem została żoną oficera politycznego Lu Lirena. Zdawać by się mogło, że jej życie nabrało tempa, gdy pełniła funkcję sanitariuszki, została szefem okręgu wojskowego i kierowała brygadą hodowlaną w państwowym gospodarstwie rolnym, ale liczne zawody i klęski tak ją przygniotły, że i ona odebrała sobie życie. Natomiast Szósta Siostra – Shangguan Niandi była córką uczonego mnicha ze świątyni Tianqi i gdy dorosła zakochała się w amerykańskim lotniku Babbitcie, strąconym przez Japończyków. Oboje zostali przyjęci do jednostki byłego obszarnika Simy Ku, dostali się do niewoli Siedemnastego Batalionu, a po ucieczce i schronieniu się w górskiej jaskini, stracili w niej życie. Nie mniej dramatyczne były też losy Siódmej siostry – Shangguan Qiudi, poczętej podczas gwałtu na matce, która została w dzieciństwie sprzedana rosyjskiej arystokratce, hrabinie Rostow. Pragnąc zanegować swoją przeszłość, zmieniła nazwisko na Qiao Qisha, ukończyła akademię medyczną, a potem zaklasyfikowana jako osoba o poglądach prawicowych, została zesłana do obozu pracy i zmarła w czasie wielkiego głodu na skutek przejedzenia się zawłaszczonymi plackami fasolowymi. Zła aura nie ominęła też Ósmej Siostry – Shangguan Yanü, niewidomej bliźniaczki, poczętej przez pastora Malloya, która w trudnych czasach, nie chcąc być ciężarem dla matki, rzuciła się do rzeki i utopiła się.

Ruina rodzinnego domu Mo Yana w Gaomi

Jakby mało było tych tragedii, także główny bohater, narrator powieści, jedyny syn w rodzinie i bliźniaczy brat Ósmej Siostry – Shangguan Jintong dorastający pośród niemocy, apatii i wszechwładnej śmierci, niczego w życiu nie osiągnął. Matka zbyt długo karmiła go piersią, co przerodziło się w patologiczne zamiłowanie do tych żeńskich organów, graniczące z seksualnym obłędem. Pracując w gospodarstwie rolnym, dopuścił się gwałtu na prawie martwej kobiecie, za co został skazany na piętnaście lat pobytu w obozie pracy. Dopiero w czasach odnowy i po odbyciu kary, powrócił w rodzinne strony i został dyrektorem do spraw public relations we Wschodnim Centrum Ptaków, prowadzonym przez żonę siostrzeńca Hana Papugi. Chwytając się dziwnych zajęć, atakowany przez media, oszukiwany i przegrywający kolejne małe batalie, niczego w życiu nie osiągnął i skończył w nędzy. Powieść Mo Yana ukazuje wiele takich dramatów, bo przecież poznajemy też i innych bohaterów utworu – braci Simów, Sha Yuelianga, Hana Ptaszka, Lu Lirena, Suna Niemowę. Ciekawą postacią jest też pierwsza nauczycielka Shangguana Jintonga – Ji Jadeitowa Gałązka, która wycierpi wiele, gdy w 1957 roku zostanie błędnie oskarżona o skrzywienie prawicowe, ale serwitutowo zwiąże się z partią komunistyczną i po „wielkim otwarciu” zostanie burmistrzynią Dalanu. Jej losy rzucają nieco światła na wybory współczesnych Chińczyków, którzy pragmatycznie wiążą się z ideologiczną doktryną, by poprawić swoje warunki bytowania i zapewnić potomkom w miarę spokojne życie. Wszak rzeczywistość opisywana przez Mo Yana przypomina szeroką rzekę, pełną wirów i porohów, której pokonanie wpław i osiągnięcie drugiego brzegu jest praktycznie niemożliwe. Natomiast staje się prawdopodobne w łodzi dostarczonej przez partię, z której rozpościera się szeroka panorama i możliwe są skręty, przyspieszenia i nawroty. To, że tą samą łodzią transportowano skazańców na rozstrzelania, nie ma większego znaczenia, bo śmierć jest wszędzie, w każdej grupie wiekowej i na każdym poziomie egzystencji społecznej. Najbardziej doświadczona ze wszystkich, matka rodu, rozumie to i wykłada synowi swoją prostą filozofię istnienia: im większy trud i cierpienie, tym mocniej trzeba zacisnąć zęby i żyć dalej. Pastor Malloy, który przeczytał całą Biblię od deski do deski, mówił, że do tego się wszystko sprowadza. Nie martw się o mnie, twoja matka jest jak dżdżownica – do przeżycia wystarczy jej ziemia.[2] Niestety ten, zdawać by się mogło prosty świat, często poddawany jest działaniu złego fatum, które niweczy wysiłki ludzkie. Doświadcza tego często główny bohater bywający czasem alter ego autora i wielu milionów Chińczyków, których wielkim szczęściem i niewyobrażalnym nieszczęściem było to, że urodzili się w Kraju Środka. Wciśnięci w tryby krwiożerczej machiny, z pokorą schylali głowy przed nieuchronnością zdarzeń. Tylko nagły zwrot wypadków popychał ich do przodu i dawał złudną satysfakcję, że sprawiedliwość wreszcie zatriumfuje: Na sama myśl o tysiącach mu[3] prosa ogarniała go złość. Tuż przed zbiorami, po których robotnicy mogliby wreszcie najeść się do syta, zredukowano go razem z kilkunastoma innymi młodymi ludźmi. Po paru dniach jego rozżalenie straciło sens – zanim prawicowcy z brygady traktorzystów zdążyli wyjechać na pole czerwonymi kombajnami, burza gradowa bezlitośnie wbiła całe dojrzałe proso w błoto.[4]  Jeśli świat jest dziwaczną halucynacją, to w prozie Mo Yana jest ona niezwykle plastyczna i barwna, a pulsujący szczegół wyposaża ją w głębie i rodzi efekt luster podążających w głąb kolejnych odbić. Czy to będą opisy sytuacyjne, przybliżenia geograficzne, militarne lub agrarne, wszystko znajdzie swoje miejsce w tym Ogrodzie ziemskich rozkoszy i jak na obrazie Boscha zostanie wyposażone w barwne ozdobniki, kwietystyczne, dendrologiczne, ichtiologiczne lub ornitologiczne – jak przy opisie dziwacznego Wschodniego Centrum Ptaków: Uczta stu ptaków! To wielkie bogactwo smaków. Mamy wielkie strusie i kolibry malusie. Kaczki krzyżówki o zielonych czapkach, gołębie o niebieskich szyjkach. Żurawie z czerwonym pióropuszem i długoogoniaste turkawki, orły, sokoły, dropie i ibisy, grubodzioby i kaczki mandaryńskie, pelikany i papużki nierozłączki, żółte roki, drozdy i dzięcioły, łabędzie, kormorany i flamingi.[5] Zdawać by się mogło, że takie miejsca nie podlegają prawom morderczej krainy, ale przecież każda inicjatywa podejmowana przez ludzi, żyjących w niej, spotyka się oporem i krytyką ideologiczną, obwarowaną surową karą. Proza Mo Yana ma swoje wzniosłe tony i  świadomie wprowadzane realistyczne spowolnienia akcji, ale nieustannie pulsuje i dopowiada istotne treści do współczesnej chińskiej historii i rzeczywistości.

[1] Mo Yan, Obfite piersi, pełne biodra, przeł. Katarzyna Kulpa, WAB, Warszawa 2012, s. 42–43.

[2] Tamże, s. 462.

[3] Chińska miara objętości.

[4] Tamże, s. 486.

[5] Tamże, 560.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: