Przebudziłem się w środku nocy, wstałem z łóżka i poszedłem na górny poziom mojego domu. Nie zapaliłem światła, otworzyłem okno balkonowe i stanąłem w nim, natychmiast czując lodowaty powiew kosmosu. Tym razem wiatry rozwiały jesienne szarugi i chmurne zwaliska, a w górze zalśniły iskry gwiazdozbiorów, nie tak wyrazistych jak latem, ale dających się wyodrębnić. Wiedziałem, że kluczem będzie tutaj spojrzenie na południowo-zachodnie niebo i wyodrębnienie gwiazdozbioru Koziorożca, w którym w listopadzie można dostrzec Jowisza i Saturna. Chłód był coraz dotkliwszy, a bawełniana koszulka nie chroniła przed nim, więc rzuciłem jeszcze okiem na Wenus, ulokowaną niżej zachodniego horyzontu i zamknąłem okno. Idąc, na dół do łóżka i wtulając się w poduszkę, myślałem o kosmicznych ogromach i zjawiskowych obiektach kosmicznych. Z tych wyżyn ludzkiej świadomości i wiedzy astronomicznej, lekko, leciutko, zsunąłem się ku przepaściom snu.
Skomentuj