Wyjątkowe przedpołudnie na początku listopada… Wszystko wokół zamiera, samoloty nie startują z pobliskiego lotniska, zamknięto na trzy dni cmentarze, pojawiają się coraz większe obostrzenia. A tutaj nagle wychodzi jaskrawe słońce i rozświetla wspaniale świat, rozprzestrzeniając błękit na niebie. Usiadłem na tarasie i pozwoliłem by ogrzewało moją twarz, tak samo jak latem, gdy byłem z żoną nad morzem. Rude i złote liście w ogrodzie i myśli podążające ku różnym momentom życia, obfitującego w tyle zdarzeń, podróży, chwil cudownych i gorzkich. Ostatni raz jesienią odczułem siłę i potęgę słońca w Kenii, gdy podążałem ulicami Nairobi, albo chodziłem po parku przy Muzeum Narodowym tego kraju. Patrzyłem na lśniące, cudownie rozkwitłe hibiskusy i odprowadzałem wzrokiem barwne ptaki, przelatujące z krzewu na krzew, przysiadające na gałęziach drzew jakaranda. Rzadko udaje się nam uchwycić chwilę szczęścia, ale gdy do tego dochodzi, zawsze świeci wtedy słońce i świat nabiera barw.
Skomentuj