BIBLIOTEKA (11)

Seria rodowody Cywilizacji, tzw. ceramowska

Od wielu lat zbierałem i gromadziłem na półkach liczne serie wydawnicze, tym bardziej, że w trzech ostatnich dziesięcioleciach ubiegłego wieku książki były tańsze i łatwo mogłem wysupłać drobne sumy na ich zakup. Do początku lat dziewięćdziesiątych były one towarem deficytowym i szybko znikały z księgarskiej lady, a sporo z nich trafiało na półki na zapleczach księgarń, gdzie wybrani mogli w nich buszować do woli. Był taki okres, że też z takiej półki korzystałem, wydając wszelkie moje oszczędności licealne, studenckie, a potem pierwsze pensje i honoraria młodego literata. Gdy wracam myślą do moich pierwszych łowów, bo do centrum miasta ruszało się by upolować jakiś wspaniały tom, przypominają mi się też pierwsze ciągi wydawnicze, które gromadziłem. Były to: seria celofanowa, ceramowska, Współczesnej Prozy Światowej, wiśniowa i skóropodobna seria Klasyki Polskiej i Obcej, a nieco później, gdy zacząłem interesować się myślą filozoficzną – seria Myśli i ludzie i Biblioteka Klasyków Filozofii oraz Nowy Sympozjon Czytelnika. Niezwykłym rarytasem były tomy Złotej Serii  PIW-u, a szczególną radość budziły też zakupy reprintów Wydawnictw Artystycznych i Filmowych, na czele z Herbarzem polskim Kacpra Niesieckiego i Encyklopedią Samuela Orgelbranda. Moje zainteresowania prozą światową odzwierciedlało gromadzenie niewielkich książeczek Czytelnikowskich z serii Nike i Klubu Interesującej Książki oraz tomów prozy skandynawskiej, wydawanych przez Wydawnictwo Poznańskie. Kupowałem też wiele tomów publikowanych przez Wydawnictwo Literackie w serii Proza Iberoamerykańska, a studia polonistyczne spowodowały, że zacząłem gromadzić tomy Biblioteki Narodowej i edycji dzieł wszystkich, np. Cypriana Norwida i Adama Mickiewicza. Ta moja pasja przetrwała do nowego wieku i zacząłem kupować Dzieła zebrane Czesława Miłosza, serie wydawnicze periodyków, sporo edycji jubileuszowych i naukowych opracowań dorobku interesujących mnie pisarzy.

Seria Klasyki Polskiej i Obcej

To gromadzenie miało szczytny cel, bo w młodości wierzyłem, że uda mi się to wszystko przeczytać, przemyśleć i opisać. Szybko jednak okazało się, że wiele tomów latami czekało na swoją kolejkę, a sporo też nieprzeczytanych trafiło do antykwariatów. Szkoda, że dzisiaj nie można sprzedawać książek w takich instytucjach, bo chętnie upłynniłbym wiele książek, które już nie są mi potrzebne. Człowiek idzie przez życie dynamicznie, z wielkimi nadziejami i fantastycznymi pomysłami, ze szczytnymi, maksymalistycznymi zamierzeniami, ale nagle kończy sześćdziesiąt lat i budzi się w innej rzeczywistości. Starość zaskakuje swoją nieodwołalnością i każe zastanawiać się nad latami, które jeszcze zostały – oto minęła młodość, wiek dojrzały i nieodwołalnie pojawiła się perspektywa eschatologiczna. Wielu ludzi w takim momencie załamuje się i traci poczucie pewności siebie, a jeśli jeszcze zaczynają się pojawiać choroby, sens życia zaczyna pękać jak kruche naczynie. Jedynym ratunkiem jest sumowanie osiągnięć życia i mądre planowanie tego, co jeszcze pozostało do zrobienia. Ale porządkowanie musi być totalne i nie może ominąć domowej biblioteki, z którą nie przejdzie się na drugą stronę istnienia. Konieczne zatem są zabiegi radykalne, usunięcie wielu tomów, zlikwidowanie półek, pogodzenie się ze stratą sporych pieniędzy, które przeznaczało się na zakupy w księgarniach i antykwariatach. Oczywiście coś trzeba zostawić, bo trwają różne prace (np. pisanie monografii o Norwidzie i Miłoszu), a niektórych książek tak żal, że nie sposób się z nimi rozstać. Selekcja musi tutaj być jednak bezwzględna, bo inaczej niczego nie da się usunąć, a sentymenty spowodują, że nie będzie widać prac porządkowych. Bardzo pomaga w takiej sytuacji komputer i skaner, pozwalające digitalizować ważne zapisy, spisy treści, dedykacje. Tak, moje porządkowanie biblioteki zaczęło się od tomików poezji, które przez wiele lat otrzymywałem od autorów i które dość ambitnie recenzowałem na łamach wielu periodyków, począwszy od „Życia Literackiego”, „Miesięcznika Literackiego”, „Nowych Książek”, a skończywszy na „Tygodniku Kulturalnym”, „Przeglądzie Tygodniowym” czy „Faktach”. Większość takich edycji, zawierających dedykacje, zeskanowałem i umieściłem w moim archiwum cyfrowym, a egzemplarze papierowe przekazałem do biblioteki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.

Reprint Encyklopedii Samuela Orgelbranda

Teraz przyszła też pora na archiwizację periodyków, w których publikowałem, gromadząc ich ogromne ilości od roku 1979. Nowsze edycje często dostępne są w sieci w formie PDF-ów, z których łatwo można zrobić zdjęcia stron, ale najwięcej mam starych numerów, które muszę skanować. Taka praca, choć męcząca, daje wiele radości, bo odświeża w pamięci to, co się napisało i opublikowało, a przy tym daje pewność, że w przyszłym czasie ktoś będzie mógł z tego skorzystać. To oczywiście jest też wstęp do stworzenia pełnej bibliografii, która w moim przypadku stanęła w okolicach roku 1996 i domagała się aktualizacji. Nie miałem na to czasu, więc wszystko szło do kartonów z napisem „Publikacje” i czekało na swój czas, który teraz właśnie nadszedł. Liczba kartonów ogromniała, a przyczyniło się też do tego skomasowanie niektórych książek –po odejściu z uniwersytetu, mniej mi były potrzebne opracowania literatury dziewiętnastowiecznej, więc wiele książek zdjąłem z półek i umieściłem w kartonach, umieszczając na nich konkretne informacje. Tak, oprócz tego, że przez lata obrastałem w książki, to teraz zacząłem jeszcze obrastać w kartony, których liczba ogromniała w zawrotnym tempie. Jak się okazało, to nie jest tylko mój problem, bo podczas ostatniej rozmowy z Józkiem Banaszakiem dowiedziałem się o kłopotach córki znanego bydgoskiego bibliotekarza i bibliofila, która nie wie, co począć z ogromnym księgozbiorem i płytoteką rodziców. Sama pracuje w bibliotece, więc książkom i cennym zbiorom nie zrobi krzywdy, ale przecież co jakiś czas w mediach pojawiają się informacje mrożące krew w żyłach. Mowa o prostym schemacie – dzieci dziedziczą biblioteki po rodzicach, próbują je sprzedać, przekazać jakimś instytucjom, a gdy to się nie udaje – pozostaje tylko zamówienie wielkiego kontenera na śmieci i wyrzucenie „zbędnego balastu”. Historia zna wiele większych tragedii tego typu, gdy płonęła Biblioteka Aleksandryjska i wiele innych składów książek podczas pożarów wojennych drewnianych zabudowań miejskich. Nawet jeśli będziemy o tym pamiętać, to żal własnych książek nie będzie mniejszy i tylko szerokie prace ocalające dadzą nam pewność, że nie wszystko, co było nasze, obumrze bez śladu.

         

Dzieła wybrane Juliusza Słowackiego w Złotej Serii PIW

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: