Patrzyłem dzisiaj dość długo na małego ptaszka, buszującego pośród gałązek dzikich róż i mahonii i po jakimś czasie zorientowałem się, że jest to piecuszek (Phylloscopus trochilus), przedstawiciel rodziny świstunek. Przeskakiwał z gałązki na gałązkę, wprawnie omijając kolce, to wzbijając się w górę, to przysiadając na okrytej korą ziemi. W pierwszej chwili myślałem, że to modraszka, ale subtelna sylwetka skłoniła mnie do sięgnięcia po lornetkę i szybko wyodrębniłem gatunkowe cechy charakterystyczne. Jego wyjątkowa ruchliwość mogła być związana z gorączkowym poszukiwaniem ostatniego, jesiennego pożywienia, bo to czas odlotu piecuszków, które towarzyszą nam od kwietnia, a potem podróżują bardzo daleko i zimują na całym obszarze Afryki, na południe od Sahary. Ptak ten uwielbia chaszcze niskich drzew i krzewów, a szczególnie upodobał sobie doliny rzeczne, z obfitymi zaroślami wiklinowymi, brzozowymi i wierzbowymi. Żywi się głównie owadami, ale jesienią myszkuje po ogrodach w poszukiwaniu dojrzałych jagód krzewów, chętnie zalatuje też do karmników i zjada kaszę, kawałki chleba oraz nasiona roślin mącznych. Latem często słyszymy jego wysoki, charakterystyczny głos, pojawiający się w naturze niczym flet w orkiestrze, a zdarza się, że przybiera on ton melancholijny i żałosny, przydający ciepłym dniom niezwykłych muzycznych kontekstów. Obserwowany piecuszek (nazwa od kształtu gniazda przypominającego piec) kilkakrotnie obleciał krzewy na skraju ogrodu, połyskując żółtawym podgardlem, prezentując czerwonawy dziobek i ruszając energicznie ogonkiem, a potem odfrunął ku rozłożystej jabłonce. Myślę, że z łatwością zmieściłby się w dłoni, ale trudno byłoby go utrzymać, gdyż zew afrykańskich dali pewnie już w nim się odezwał i za dwa, trzy tygodnie znajdzie się w krańcowo różnej przestrzeni. Choć świstunki są bardzo do siebie podobne i równie dobrze mogłem przyglądać się wójcikowi zielonemu, świstunce właściwej lub pierwiosnkowi, to intuicja mówi mi, że miałem do czynienia z piecuszkiem.
Skomentuj