Poezja Antoniego Dubieca zawsze dotykała spraw ważkich, pojawiających się w świecie jak wyrzut na sumieniu, jak bezgłośna prośba umarłych o komentarz i zadośćuczynienie. Twórca pisał językiem jasnym, ale pełnym wieloznacznych obrazów, porywających przybliżeń, autentycznych dopełnień treściowych i metaforycznych. Od samego początku pojawiała się też w tej sztuce słowa troska o patriotyczne korzenie naszej państwowości, o utrwalenie w niej wydarzeń historycznych i współczesnych, które tworzą etos polskości, generują ciąg znaczeniowy, odsyłający wyobraźnię do bieli i czerwieni naszej flagi, do krwi przelewanej na barykadach i odwagi największych spośród Polaków. To zawsze była liryka istotna, nie szukająca udziwnień stylistycznych, nie epatująca drastycznością czy wulgarnością – przeciwstawiająca się takiemu „nowatorstwu” jasnym wykładem, spokojnym tonem wypowiedzi, a nade wszystko krystalicznie czystym językiem. Tak powstawały kolejne tomy, które stawały się wydarzeniem dla krytyki literackiej i dla wiernych czytelników, tak powstawały książki daleko wykraczające swoim promieniowaniem poza łódzkie opłotki kulturalne. Pisałem – wskazując znamienne rozszerzenia przestrzeni u autora: Antoni Dubiec podąża w wierszu tropem ludzkości. Odtwarza cykle rozwojowe i szuka punktów dojścia – jakby kamieni granicznych w tej niknącej pośród przeszłości drodze. Przygląda się różnym miejscom w różnym czasie, patrzy na ludzi wielu kultur i stale szuka odpowiedzi na dręczące pytania – stale stara się dociec kim jest człowiek, czym jest byt. Tego rodzaju poszukiwania i takie zapatrzenie jest ustawianiem się w szeregu pokoleń naukowców, artystów, pisarzy i poetów – takich jak Lao-tsy, jak starożytni astronomowie, jak greccy filozofowie natury. Dubiec pragnie z ich zapatrzenia i ich doświadczeń stworzyć wykładnię istnienia. Dlatego pisze wiersze esencjonalne i pełne treści filozoficznych, dlatego zajmuje go ontologia i epistemologia, dlatego dąży ku syntezie. A w innym miejscu dodawałem jeszcze: W poezji tej pojawia się często spojrzenie zza dokonanej chwili, zza życia, które dobiegło kresu i da się opisać tylko w kategoriach początku i końca. Ale też w jakichś przestrzeniach fizykalnych, w jakichś rewirach wszechświata pulsującego i wciąż powiększającego się. Niezbywalną wartością tej liryki jest ustawianie perspektywy postrzegania z różnych stron – widać w tym giętkość intelektualną, ale też i chęć poety by stale zmieniać punkt widzenia, by oglądać świat wielowymiarowo, przestrzennie i w kategoriach wypełniającego się czasu. Każdy człowiek ma określoną liczbę dni do przeżycia, każdy byt ma określoną ontologię, która wyznacza mu obszary bytowania, a nade wszystko każda wrażliwość ma swoje alter ego w słowie i obrazie, w wymiarze metafory i w rozrastających się, w kolejnych wierszach porównaniach. Każdy człowiek ma też swoje korzenie, których się nie wyprze i które utwierdzają jego przynależność do rasy ludzkiej, do określonej grupy etnicznej, wreszcie do narodu, który jakiś obszar na ziemi nazywa Ojczyzną.
Nowa książka Antoniego Dubieca poraża klarownością treści i obrazów i przynosi wiersze oraz opowiadania, które jeszcze trzydzieści lat temu stałyby się podstawą do uwięzienia i małpiego procesu. To wszakże dotykanie najboleśniejszych kart historii najnowszej, ze szczególnym uwzględnieniem tragedii syberyjskich, które Aleksander Sołżenicyn umieścił w obrębie monstrualnego archipelagu Gułagów. To próby zmierzenia się w słowie z ogromem ludzkich tragedii, lat spędzonych na nieludzkiej ziemi, gdzie przetrwanie nowego dnia stawało się często wyzwaniem ponad siły i nie dawało gwarancji, że kolejne odsłony świata będą inne. Poeta upomina się przede wszystkim o polskich zesłańców, ale nie zapomina o innych narodach – tworzy mapę bólu i tragicznych doświadczeń, prowadzi czytelnika przez lodowate pustki Kołymy, Magadanu i Jakucka, Kamczatki, ale zatrzymuje się też przy grobach pomordowanych w Katyniu i Miednoje, a wszystko przeciwstawia własnym doświadczeniom rodzinnym i żarliwej wierze. Jego żona i córka stają się fundamentem innej rzeczywistości, w której przeżył wiele lat i która stała się kontrapunktem dla tego, co komunizm wyprawiał z ludźmi w dwudziestym wieku. Ale przecież refleksje autora sięgają także do polskiej rzeczywistości powojennej i większość prezentowanych w tej książce aforyzmów związana jest z kształtowaniem się nowej demokracji. To są „mądrości”, które pojawić się mogły w określonej przestrzeni politycznej i społecznej, to wykładnie tego, co dla narodu powinno być najważniejsze. Ale i tutaj znajdziemy teksty niezwykle krytyczne, ukazujące zakłamanie polityków i nagłaśniających ich mediów, esencjonalne podsumowania negatywnych tendencji, które pojawiły się w nowej rzeczywistości lat po upadku komunizmu.
Opowiadania zamieszczone w tomie stają się rodzajem przeciwwagi dla wierszy, jakże drżących i pełnych pasji, łączą też liryki z aforyzmami, dokumentując doświadczenia życiowe z kręgu prawnego. Wszakże autor poruszał się w nim przez wiele lat i zdobył ogromne doświadczenie w tym względzie. Takie zdarzenia, jak te przywołane w opowiadaniach, powodować mogły frustrację i stawać się podłożem dla ostrzejszych aforyzmów. Tomik ten miałby charakter publicystyczny, byłby dyskusją ze społeczeństwem, ale autor zadbał o niezbędne rozszerzenia i w wiele tekstów wplótł treści historiozoficzne, pokusił się – jak we wcześniejszych tomach – o umieszczenie ludzkiego bytowania na ziemi w szerokiej perspektywie kosmicznej. Nie na darmo w liryce tej tak często przywoływany jest wszechświat, jako to miejsce, pośród którego rozgrywają się ludzkie i ziemskie dramaty. Jesteśmy jego częścią i nigdy nie wydostaniemy się z przeznaczonych nam przestrzeni, nie przeskoczymy liczby obiegów ziemi dookoła Słońca (lat) i tego, co zdołamy zrobić w swoim życiu. Dubiec jest filozofem egzystencji ludzkiej i przestrzeni, w których byty pojawiają się, cierpią nieopisane katusze, a potem giną w lodowatej pustce, niczym zesłańcy na syberyjskiej katordze. Prawda i etos człowieczeństwa, oto dwa wyznaczniki tej poezji, dwa najważniejsze tematy i powracające stale motywy – prawda o człowieku, który niesie cierpienie i zabija bez litości i etos tych, którzy stali się ofiarami. Po lekturze tego tomu pojawia się dramatyczna wizja ludzkości wędrującej ku nowym świtom, ale też ośnieżonych przestrzeni, znaczonych jaskrawymi plamami krwi, nieustającej walki o wrażliwość i integralność życia. Poeta towarzyszy zesłańcom, ledwie powłóczących nogami, dźwigającym bele i taczki, wędruje też ze skazańcami na skraj wykopanego rowu i natychmiast opiekuje się ciałami, wpadającymi do niego po głuchej palbie. To jest liryczne uczestnictwo i poetyckie zaangażowanie, to pragnienie choćby niewielkiego zadośćuczynienia w słowie, wypowiadana szeptem prośba o pamięć i wierność tradycji, o zachowanie polskości i ludzkiej miary we wszelkich zdarzeniach, w każdej próbie i każdym geście.
Skomentuj