NEIL ARMSTRONG 1930-2012

Dwudziestego lipca 1969 roku miałem jedenaście lat i w chwili zbliżania się lądownika Apolla 11 do Księżyca spałem już w najlepsze. Rodzice obudzili jednak mnie i pięcioletniego brata, bo uznali, że powinniśmy to zobaczyć. Na ekranie czarno-białego telewizora niewiele można było dostrzec, a jednak zapamiętałem dobrze moment zejścia Neila Armstronga z drabinki na grunt naszego jedynego satelity. Pamiętam też słowa o małym kroku człowieka i wielkim skoku ludzkości, a potem z zapartym tchem śledziłem powrót lunonautów na ziemię i ich bezpieczne lądowanie 24 lipca na Oceanie Spokojnym. Jak trudna i niebezpieczna była to misja świadczy, odnalezione w archiwach narodowych, orędzie prezydenta Richarda Nixona, przygotowane na wypadek, gdyby kosmonauci pozostali na księżycu na zawsze: Zrządzeniem losu ludzie, którzy wyruszyli na Księżyc, by w pokoju go badać, pozostaną na nim, by spocząć w pokoju. Ci dzielni ludzie, Neil Armstrong i Edwin Aldrin, wiedzą, że nie ma już dla nich nadziei na ratunek. Ale wiedzą też, że z ich ofiary płynie nadzieja dla całej ludzkości. Ta dwójka składa swoje życie na drodze do osiągnięcia najszczytniejszego celu ludzkości: poszukiwania prawdy i wiedzy. Będą opłakiwani przez rodziny i przyjaciół; będą opłakiwani przez swój naród; będą opłakiwani przez wszystkich ludzi ich świata; będą opłakiwani przez Matkę Ziemię, która odważyła się wysłać dwóch swoich synów w podróż w nieznane. Ich misja sprawiła, że wszyscy ludzie tego świata poczuli się jednością; ich ofiara umocni braterstwo ludzkości. Starożytni spoglądali w gwiazdy i widzieli w ich konstelacjach swoich bohaterów. Dziś czynimy to samo, lecz nasi bohaterowie to dzielni ludzie z krwi i kości. Inni pójdą w ich ślady i odnajdą drogę do domu. Poszukiwania ludzkości nie zostaną przerwane. Ale ci ludzie byli pierwszymi, i pozostaną pierwszymi w naszych sercach. Bo każdy człowiek, który w przyszłości zwróci nocą wzrok na Księżyc, będzie wiedzieć, że jest zakątek innego świata, który na zawsze pozostanie świadectwem ludzkości. Na szczęście ten scenariusz się nie sprawdził, ale już rok później, podczas misji Apolla 13 nieomal doszło do tragedii, gdy eksplodował zbiornik z tlenem w module serwisowym. Po sporządzeniu prowizorycznego pochłaniacza dwutlenku węgla, NASA udało się sprowadzić astronautów na ziemię, ale dowódca misji James A. Lovell i John L. „Jack” Swigert oraz Fred W. Haise nie dolecieli do Księżyca i nigdy na nim nie stanęli, choć przez jakiś czas pracowali jeszcze w agencji kosmicznej i wchodzili w skład rezerwowych załóg. Z całej, rozbudowanej i chwalebne misji Apollo najbardziej rozpoznawalną postacią, owianą sławą pierwszego człowieka na ziemskim satelicie, pozostał Neil Armstrong. Wczoraj lotem błyskawicy świat obiegła wiadomość, że ten zasłużony kosmonauta zmarł w wieku osiemdziesięciu dwóch lat, po komplikacjach związanych ze wszczepieniem bajpasów. Wszystko przemija, ludzie starzeją się i umierają, ale nie zaniknie wieczna chwała największych bohaterów. Gdyby ludzkość przeznaczyła tylko  część środków, które marnotrawi na zbrojenia i wojny, dawno na Księżycu powstałyby osiedla, teleskopy i placówki badawcze, a zapewne odwiedzilibyśmy też Marsa. Armstrong mówił o tym wielokrotnie, gdy jako ambasador dobrej woli przemierzał świat i relacjonował odkrywczą wyprawę Apolla 11 na srebrny glob. Pozostanie pamięć niezwykłego życia i wspaniałego człowieka, którego mądrość i odwaga daleko wykraczały poza zwykłe ludzkie ramy.

1 komentarz

  1. uruguayo said,

    2012/09/03 @ 11:38

    Przyznam, że nie znałem „awaryjnego” orędzia Nixona. Bardzo spodobał mi się ten Pana wpis, odnajdujący piękno idei Armstronga. Mój tata też oglądał lądowanie w telewizji – obok finału Anglia-Niemcy w 1966 to najważniejsze telewizyjne wydarzenie jego dzieciństwa. Pozdrawiam!


Dodaj odpowiedź do uruguayo Anuluj pisanie odpowiedzi