LUDZKOŚĆ W OBRAZACH (IX)

Niezwykłym fenomenem w dziejach malarstwa są rzymskie portrety pośmiertne, odkrywane w mieście Fajum, wyrosłym nieopodal oazy o takiej samej nazwie, na gruzach starożytnej osady Moeris. To bardzo żyzny region Egiptu, gdzie zawsze kwitło życie, odbywało się wiele uroczystości, a obrzędom pogrzebowym nadawano szczególną rangę. Portrety te, malowane techniką enkaustyczną lub temperami zmieszanymi z żywicą albo olejem, są niezwykłymi realistycznymi przedstawieniami ludzi, których składano do grobów, umieszczano w sarkofagach lub w wielkich grobowcach – najczęściej Greków i Rzymian, ale także Żydów i Egipcjan. Mocowano je do trumien lub kładziono bezpośrednio na bandażach mumii, dokumentując w ten sposób to, jak dany człowiek wyglądał za życia. Łącznie znanych jest ponad sześćset portretów fajumskich, na których najczęściej przedstawiano ludzi w kwiecie wieku, a także młodzieńców i dziewczęta, bardzo rzadko odtwarzając fizjonomię ludzi starych. Mogło to być świadomym zabiegiem malarzy, którzy dla większego zarobku, chcieli przedstawić zmarłego jako pięknego człowieka. Byłaby to zatem starożytna forma kosmetyki zwłok, upiększanych i przywracanych do życia – sztuka rekonstrukcji wizerunków tych, którzy z każdą chwilą nieodwracalnie zmieniali się i tracili cząstkę realnych kształtów. Obrazy mogły dotrwać do naszego czasu dzięki właściwościom suchego powietrza i konserwacyjnej materii piasku, z jednej strony chroniącego przed działaniem słońca, a ze strony drugiej, przed okresowo pojawiającą się wilgocią. Zwykle wygląd ludzi starożytności pozostaje dla nas zagadką, a tylko marmurowe rzeźby przenoszą do naszych czasów rysy wielkich władców, wodzów, filozofów i bardzo rzadko, prostych ludzi. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z twarzami wyłowionymi z wieczności, jakby odebranymi śmierci i zachowanymi, przynajmniej tak długo, jak trwać będzie nasza planeta. Od czasów ich odnalezienia, na zawsze pozostaną już wielkim kulturowym dziedzictwem ludzkości i otwartą skarbnicą przeszłości .

Potężna jest moc śmierci, zabierającej dzieci, młodzieńców, dziewczęta sposobiące się do zamążpójścia i ludzi średniego oraz podeszłego wieku. To najstraszniejsze, upokarzające, a zarazem najsprawiedliwsze ze wszystkich, doświadczenie ludzkości. Kimkolwiek nie byłby człowiek, jakiekolwiek funkcje by nie sprawował i jakiekolwiek bogactwa by nie zgromadził, w pewnym momencie stanie w obliczu kresu. Jego ciało, dojrzewające w łonie matki, odrywające się od niej w chwili porodu, a potem rozwijające się pięknie, na każdym etapie, każdego roku, podlegać będzie silom degradującym. Nawet wtedy, gdy  osiągnie najwyrazistsze piękno, gdy zalśni w słońcu niczym posąg, będzie się osuwać ku nicości, ku zatracie, ku nieistnieniu. Wszak bytując w czasie, godząc się na jego nieustanny bieg do przodu, chcąc nie chcąc, podlega prawom entropii, płonie najprawdziwiej, utlenia się bezpowrotnie. To jest droga od nieistnienia, do niebytu, od przeszłości do przyszłości, z ledwie uchwytną mgiełką teraźniejszości. Nikt nie odwróci tego procesu, nikt się mu nie przeciwstawi i nawet najwięksi wrogowie ziemscy, nawet ludzie miotający za życia największe energie, ostygną i staną się bezwolnymi zwłokami, absurdalnymi w perspektywie bojów, które toczyli. Paradoksalnie, śmierć może być motorem życia, a strach przed nią i uświadomienie sobie, jak niewiele mamy czasu, by zamanifestować naszą obecność na niebieskiej planecie, spowodować mogą wielkie ożywienie, podjęcie kroków, by coś jednak po nas zostało. W perspektywie kosmicznej taki przekaz nie ma znaczenia, bo Droga Mleczna od dawna zmierza w stronę galaktyki Andromedy i za kilka milionów lat dojdzie do zderzenia tych wielkich struktur. Siły grawitacji, jakie wtedy powstaną, rozerwą na strzępy cały Układ Słoneczny, a nawet jeśli do tego nie dojdzie, to czas egzystencji Słońca też jest skończony i w fazie czerwonego karła, zawładnie ono całą materią układu. Ale w świecie wielkości ziemskich, w chronologii dziejów ludzkich, ocalenie czyjegoś wyglądu, przekazanie następnym wiekom twarzy i zarysów sylwetki realnych ludzi, jest wielkim fenomenem i nieomal cudem. To rzeczywiste zatrzymanie biegu czasu, choćby na kosmiczną chwilę, na astronomiczne mgnienie, ale prawdziwe, dokumentujące czyjeś istnienie.

Charakterystyczna cechą tych przedstawień są wyraziste oczy, najczęściej czarne, patrzące na nas poprzez mroki stuleci, zachowane w takiej formie, jakby były żywe i interesowały się nami i naszym światem. Także usta zmarłych pulsują energią życia, są wydęte, pełne krwi, jakby spierzchłe od pocałunków albo muskania pięknych ciał. Zaciekawia też technika tych odwzorowań, bliska w niektórych partiach, temu, co po stuleciach zaprezentowali na swoich płótnach impresjoniści. Szczególnie szaty ukazywane są w taki sposób, zdawać by się mogło niedbale, ale właśnie poprzez to, nieznani malarze podkreślają ich zwiewność i lekkość. Ten sposób malowania zauważalny jest też przy komponowaniu twarzy, a szczególnie włosów i elementów biżuterii, gdzie zapewne chodziło o uchwycenie refleksów świetlnych. Najbardziej zdumiewa w tych portretach siła, z jaką ukazano cechy charakteru i indywidualność modeli, tak bardzo różnych, a zarazem mieszczących się w ramach określonej malarskiej maniery. Ważna jest też komunikatywność i skrótowość przekazu, które powodują, że doskonale orientujemy się w jakim wieku ukazano daną postać, wyodrębniamy znaczące elementy twarzy i sylwetki, zauważamy że jakiś mężczyzna był atletą, a kobieta dysponowała wielką urodą. Malującym udało się też w wielu przypadkach zawrzeć na portretach zdziwienie, jakby nieme wskazanie, że śmierć przyszła nagle i zabrała jakiś byt w najmniej odpowiedniej chwili. Żadna chwila nie jest dobra dla umierania, ale jeśli odchodzi dziecko, młody człowiek, który miał wielkie plany, jeśli kończy się nagle egzystencja urokliwej niewiasty, która pragnęła kochać i rodzić dzieci, to wymowa takich zniknięć jest silniejsza niż w przypadku ludzi starych, mających już za sobą długą życiową drogę. Błyski w oczach, opalenizna lub brązowa karnacja skóry, rumieńce na policzkach, zaczerwienienia nosów i ust, uszu i gardeł, wszystko razem zatrzymuje te osoby po stronie życia, ale smutek, centralne (trumienne) ustawienie twarzy i melancholia, poświadczają dobitnie prawdziwe odejście. To zdumiewająca właściwość tych obrazów, które są znakiem, emblematem ostatecznego aktu, a zarazem dają świadectwo życia. To zarazem wielkie osiągnięcie ludzkości, która podążą i nigdy nie przystaje, tak jak sam odwieczny czas – ludzkości, która ulega metamorfozom, rozpada się w skali kosmicznej i oszukując entropię – przekazuje następnym wiekom prawdziwe wizerunki tych, których już nie ma. Potężna sztuka, wielkie przesłanie, a przy tym przerażająca i obezwładniająca nicość…

1 komentarz

  1. zet-ka said,

    2011/02/01 @ 14:06

    Bardzo ciekawy to temat i barwnie/jak to u Ciebie/ słowem i obrazem zilustrowany. ..


Dodaj komentarz