Ten przepis poznałem dzięki mojemu ojcu, który z kolei przejął go od kolegi Cygana, z którym kiedyś jeździł autokarem na zmiany. Długie podróże po Polsce i konieczność pozostawania na noc w obcym mieście, powodowały, że trzeba było coś przyrządzić do jedzenia. W latach pięćdziesiątych sieć restauracji, stołówek i barów nie była tak rozwinięta, więc koledzy sami coś sobie przygotowywali. Wtedy ów sympatyczny Cygan nauczył go robić grzybka. Potrzebne do tego jest pięć jaj, ćwierć kilograma boczku wędzonego, mąka, woda, mleko, sól i pieprz. Pięć jaj rozbijamy i zawartość wlewamy do naczynia miksującego. Dodajemy szklankę wody, pół szklanki mleka, pół szklanki mąki wrocławskiej, pół łyżeczki soli, szczyptę pieprzu. Można też dodać dwa ząbki czosnku i dwa plasterki żółtego sera. Wszystko razem miksujemy kilka minut, tak by elementy zmieszały się i rozdrobniły – w efekcie powinien powstać gęsty płyn, przypominający ów naleśnikowy. Następnie przypiekamy na patelni dziesięć cienkich pasków boczku wędzonego, tak by ich nie przypalić – najlepiej robić to na małym ogniu, z odrobiną oleju rzepakowego, często przewracając poszczególne skwarki. Gdy wytopi się tłuszcz, wlewamy zawartość naczynia miksera i rozmieszczamy w tym płynie równomiernie skwarki, które mogły porozsuwać się na boki. Smażymy na pełnym gazie, ruszając patelnią rytmicznie i jeśli wszystko zostało zrobione dobrze, boki placka powinny się lekko podwijać, a całość zyskiwać kształt kapelusza kani. Sprawnym ruchem podrzucamy danie do góry i zmieniamy stronę opiekania – po kilku minutach ta cygańska pizza będzie gotowa do podania. To jest ogromna bomba kaloryczna, ale też danie które zaspokoi każdy głód. Serwując grzybka, można na wierzchu posypać go tartym serem i zmieloną szynką, odrobiną oregano lub pokryć cienka warstwą keczupu. Ktoś mówił o odchudzaniu…?
Skomentuj