PAWEŁ TATAREWICZ (1952-1980)

Przypominając trzydziestą rocznicę śmierci Edwarda Stachury, wróciłem też pamięcią do innego hipisa – Pawła Tatarewicza, o którym pisałem w połowie lat osiemdziesiątych. Zamieszczam tutaj dawny tekst, bo warto pamiętać o tym chłopaku, który tak niewiele po sobie pozostawił, a miał tak bogate wnętrze i tak niezwykły poetycki talent.

„Przechodź spokojnie przez zgiełk i pośpiech, i pamiętaj jaki spokój znaleźć można w ciszy. O ile to możliwe bez wyrzekania się siebie, bądź na dobrej stopie ze wszystkimi. Wypowiadaj swą prawdę spokojnie i jasno i wysłuchaj Tatarewiczinnych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść.” Ten fragment manifestu hipisów amerykańskich, przeniesiony także na polski grunt, a zaczerpnięty z osiemnastowiecznych pism pochodzących z kościoła w Baltimore, mógłby być mottem dla całej twórczości Pawła Tatarewicza (1952-1980), narkomana, poety i hipisa polskiego. W jego wierszach bardzo często mamy do czynienia z idealizacją ciszy, z chęcią zatopienia się w niej i połączenia z nią. Tatarewicz jakby prowadził dialog z własnym odbiciem, dostrzeżonym przelotnie w szybie wielkiej wystawy sklepowej. Był lirykiem ulicy, poetą najprawdziwszym, który zagłębiał się w „rozszerzone trójwymiarowe korytarze szaleństwa”, stale pchany jakąś niewidzialną siłą. Wiedział, że z każdą dawką narkotyku zbliża się do śmierci, ale nie potrafił się wyzwolić z nałogu, nie umiał znaleźć wyjścia z labiryntu, nie miał siły przestąpić progu wolności. A może wchodził w głąb ciemnych korytarzy z premedytacją – chciał poznać tajemnicę życia i wiedział, że jest to możliwe tylko w sytuacjach krańcowych, że tylko „blisko śmierci” zgłębić można fenomen życia. W wędrówce ulicami miasta, w podążaniu naprzód – podobnie jak Dean Moriarty z powieści pt. On the Road Jacka Kerouaca i tak jak bohaterowie filmu Easy Rider – widział Tatarewicz możliwość osiągnięcia nirwany, połączenia się z nieznanym Bogiem, który w jego poezji przybiera postać Jahwe: Płyniemy czółnem kruchym/ wzdłuż granic zastygłej ciemności/ przez trzęsawiska ulic brniemy/ dalej – dalej.

Ulica, dla Tatarewicza – noszącego w środowisku ćpunów i hipisów pseudonim „Brian” – to współczesna wersja antycznego amfiteatru, gdzie należy odegrać, przydzieloną przez los rolę. Ma na niej też miejsce przetarg życia i śmierci i rozgrywa się „bieg olimpijski” po kolejną dawkę hery. Poeta podkreśla swój związek, człowieka współczesnego, z mitem – stara się umieścić swoje życie w jego perspektywie – pokazać jak czas zakłada nam na twarze maski wciąż tych samych mitologicznych postaci: Hefajstosa, Ikara, Prometeusza, Minotaura i Midasa. Każda z tych person ma symboliczne znaczenie dla poety, każda z nich jest mu szczególnie bliska, ale wyeksponować tutaj trzeba dwie z nich – Ikara i Prometeusza. Ikar jest metaforą pierwszych dni „pod rękę z drzazgą i herą”, drugi – to symbol teraźniejszości, po świętokradczym czynie. Jedynie w ten sposób – według poety – wytłumaczyć można całą tragedię współczesnych uzależnień, tylko poprzez mitologizację i poetyzację. Czy aby nie jest to poza, maska skrywająca niedojrzałość. Gdyby nie tragiczna śmierć można by było o to podejrzewać poetę, jednakże ona świadczy o konsekwencji jego życiowego i poetyckiego szlaku. Konsekwencji drogi poprzez nienawiść i rozpacz, przez ból, bezsenność i strach, drogi z tobołkiem marzeń i wspomnień na plecach. Towarzyszą poecie na tym szlaku blues i swing – wieczni włóczędzy, „obłąkana samotność Van Gogha”, pieśń Allena Ginsberga,” ginące w tłumie milczenie Moulin Rouge” i rozedrgany, deliryczny głos fletu Iana.Andrsona. Powracają wspomnienia, fantomy zdarzeń i ludzi, zapach „kompotu”, ból drzazgi wbijanej w kanał, świt w brudnej, śmierdzącej celi komisariatu. Wszystko to jest w oczach poety wielkim, wszechogarniającym pochodem, pochodem ludzi, domów, samochodów i tramwajów, marszem myśli i rzeczywistości, krucjatą dzieci ku Nowemu Jeruzalem. Poeta zdaje sobie jednocześnie sprawę, że teraz, kiedy pochód ruszył jest już za późno na ucieczkę, za późno na zawrócenie z drogi: Ja nie spostrzegłem/ on nie spostrzegł/ ona nie spostrzegła jak gwiezdnooki/ woźnica uderzył biczem czasu. („Nocni jeźdźcy”)

Exodus Tatarewicza i takich jak on prowadzi do jednego miejsca – tam, gdzie czeka przyobleczona w rozgrzane halucynacje cisza śmierci. Tam jest kres drogi. Poeta wie o tym, ale jest bezsilny, a popychany przez ból codziennego głodu, ma tylko poezję, która w zamyśle ma też być przestrogą. „Pamiętajcie o mnie” – zdaje się mówić autor, uważajcie, żeby nie znaleźć się na moim szlaku, żeby nie wejść w tłum Ikarów, Prometeuszów, Minotaurów i takich jak ja. Narkotyk i piękno to złudne miraże, a wolność wędrowca to więzienie najlepiej strzeżone przez strażników lęku i bólu. Autor tych wzruszających wierszy ostrzega przed sytuacją, gdy zostaje już tylko błagalna prośba skierowana do ślepego i głuchego Stwórcy: Boże drzewiasty/ milczący pniu/ spowity tajemnicą liści/ wchłoń mnie w wilgotną/ chłodną pierś/ ukryj przed obłąkanym/ cieniem (*** Boże…) Nie pomogły amulety wolności – dżinsy, koraliki na szyi i przepaska na długich, niczym u Chrystusa, włosach. Walka o samego siebie zakończyła się klęską i zostało tylko oczekiwanie, na złoty strzał”. Została mądrość już niepotrzebna i „cała jaskrawość” spojrzenia, został tych kilka zdań, niczym ostatnia kwestia wypowiedziana przez aktora życia, przed zejściem ze sceny: W ostatnich dniach listopada 1976 roku dochodziłem do kresu swego szlaku, by po ośmioletniej włóczędze stwierdzić, iż obok mnie nie pozostał ani jeden z tych, którzy w 1968 roku wyszli także na tę ciernistą drogę konsekwencji i przeszkód niebotycznych, których garb doświadczenia zniekształcił moje widzenie świata tak groteskowo i smutnie, nędznie i heroicznie, pomimo lęku – odważnie. Spojrzałem w pustkę ziejącą ku mnie z dziury otwartych drzwi i wytrzymałem wlepiony we mnie wzrok wypełniającej tę próżnię – okrutnej ciszy. („Blues powracającej fali”)

2 Komentarze

  1. Maciej Deptuła said,

    2013/02/14 @ 9:19

    Przez krótko na co dzień przemierzałem z „Brianem” zakręty życia, on już ich nie przemierza a w moim życiu nie ma tych zakrętów.


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: