Wczoraj zmarł nagle Michael Jackson. Od jakiegoś czasu pojawiały się pogłoski o bardzo złym stanie jego zdrowia, nadwątlonego przez kolejne operacje plastyczne i nieustanne wybielanie skóry. Nigdy nie należał do moich ulubionych twórców, choć kupiłem kiedyś jego płytę analogową. Robiły na mnie wrażenie niektóre jego teledyski, jakieś piosenki wpadały w ucho, czytywałem też artykuły o różnych fanaberiach życiowych, o kolejnych partnerkach, o procesach, oskarżeniach o pedofilię, itd. Był na pewno znaczącym kompozytorem i wykonawcą i teraz ta tragiczna śmierć znowu wywinduje jego sztukę na medialne wyżyny. Może też umilknie gwar i ludzie skupią się na muzyce i poszczególnych kreacjach. Michael był jakąś cząstką mojego życia i ta cząstka właśnie odeszła. Coraz więcej moich rówieśników umiera – odchodzą z powodu chorób, giną w wypadkach, odbierają sobie życie albo zapijają się na śmierć… Ten amerykański piosenkarz był z mojego pokolenia, mniej więcej w tym samym co ja cyklu kosmicznym przyszedł na świat. Ziemia obiegła słońce pięćdziesiąt jeden razy i już zgasła jego świadomość. Zaznał wiele radości, uniesień, zarobił i stracił wielkie pieniądze, stawał na scenach świata naprzeciw ogromnych tłumów. Był kimś i zapewne wielu szczerze po nim zapłacze, wielu pochyli się nad jego pogmatwanymi losami. Ja w takich momentach patrzę na swoje życie i pytam sam siebie – co zrobiłem…? Do jakiego miejsca doszedłem…? I co jeszcze przede mną…?
MICHAEL JACKSON 1958-2009
2009/06/26 @ 19:45 (Ludzie, Muzyka, Śmierć)
MMJ said,
2009/06/28 @ 11:17
Niektórzy tworzą swoją historię także (a może i przede wszystkim) po swojej śmierci… I to jest sztuka!