Obejrzałem film pt. Ciekawy przypadek Benjamina Buttona i zrobiło mi się trochę nieswojo. Ta fabuła, oparta w dużej mierze na opowiadaniu Francisa Scotta Fitzgeralda, wydaje się zbyt prosta i nieco naciągana, ale przecież problem leży w czym innym. Chodzi o proces starzenia i nieuchronnego tracenia cząstki samego siebie, o bezpowrotne odejście rozwianych włosów, jasnego uśmiechu i świeżości. Ja bardzo źle znoszę moje szybkie przejście z młodości do wieku średniego i teraz już coraz bardziej zaawansowanego. Dopiero co opisywali mnie jako młodego poetę, podkreślali moją witalność i wigor, robili ze mnie przykładowego młodzieńca, a tu nagle staję się przedstawicielem pokolenia, które zaczyna odchodzić. Patrzyłem na perypetie bohatera filmu i miałem przed oczyma moje młodzieńcze szaleństwa, różne eskapady, wyprawy, miłości i ucieczki, nagłe powroty i nowe porzucenia. Gdy posprzeczałem się z moją dziewczyną, przeszedłem piechotą znad morza do Bydgoszczy. A te trasy ze Studiem Ruchu, wyjazdy na imprezy poetyckie, potem pierwsze podróże zagraniczne. O wielu tych sprawach mówię w pisanej właśnie książce wspomnieniowej i mam nadzieję, że stanie się ona zapisem stanu świadomości pokolenia, jakby dziennikiem dorastania w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
Skomentuj